Kacper Pobłocki. 2017. Kapitalizm. Historia krótkiego trwania. Warszawa: Fundacja Bęc Zmiana.
Jedną z niewątpliwych zasług szkoły systemów-światów jest wniesienie do krytyki kapitalizmu postulatu metodologicznego, by w analizie strukturalnej posługiwać się perspektywą długiego trwania. Braudelowska longue durée, przeciwstawiona powierzchniowej historii wydarzeniowej, znakomicie współistniejącej z kapitalistyczną ideologią nowości i mód, miała uwrażliwiać na stałość struktur społecznych, pomimo zachodzących w ich ramach zmian, zerwań czy kryzysów. Z perspektywy długiego trwania wszystkie te przesunięcia, cykle i przewartościowania, niezależnie od zawrotnych kosztów społecznych, okazywały się niezbędnymi mechanizmami reprodukcji systemu kapitalistycznego. Książka Kacpra Pobłockiego Kapitalizm. Historia krótkiego trwania pobudza wyobraźnię i zachęca, by myśleć o kapitalizmie jako (nie)porządku opartym na nieciągłościach i przypadkowych spotkaniach.
Karol Marks pokpiwał sobie ze współczesnych mu burżuazyjnych ekonomistów, którzy naturalizowali kiełkujący na ich oczach kapitalistyczny sposób produkcji i uniwersalizowali wypracowane do jego badania kategorie poznawcze na całe dzieje ludzkie i przestrzeń globu, przez co popadali w ahistoryzm. Złudzenie, że kapitalizm trwał i będzie trwać wiecznie, było – oprócz zwykłego nieuctwa – wyrazem ideologicznego, życzeniowego myślenia, któremu Marks przeciwstawiał materializm historyczny jako metodę denaturalizującą, deuniwersalizującą i uhistoryczniającą ekonomię polityczną.
Marksizm dążył więc do ponownego uruchomienia pociągu historii na przekór apologetom kapitalistycznego status quo, którzy najchętniej scementowaliby go w wiecznej teraźniejszości. Dziś należy się zastanowić, na ile analizy zaproponowane przez takich makrohistorycznych autorów, jak Immanuel Wallerstein, Giovanni Arrighi czy Samir Amin – w wyniku rozłożenia kapitalizmu na czynniki pierwsze, rozpisania reprodukujących się podziałów centro-peryferyjnych, ustalenia cykli hegemonicznych i składających się na nie faz akumulacji kapitału – nie uczyniły ze szkoły systemów-światów perspektywy teoretycznej petryfikującej teraźniejszość i naturalizującą kapitalizm. Z silnie europocentrycznej czy wręcz okcydentalistycznej historii tego ostatniego owa perspektywa wysuwa bowiem nieuprawnione prawidłowości dotyczące jego przyszłego rozwoju. Z tego punktu widzenia wznoszone przez Wallersteina zawołania o uprawianie utopistyki, diagnozowany przez Arrighiego zmierzch amerykańskiej hegemonii (i prawdopodobny wzrost przewagi Chin) czy postulat Amina, by Europa odkleiła się od USA i przeorientowała się z Atlantyku na Pacyfik, stanowiłyby próby udramatyzowania i upolitycznienia ich analiz, które, poszukując wszędzie kryzysów kapitalizmu, budują zarazem wizerunek systemu karmiącego i wzmacniającego się owymi kryzysami.
Chociaż Pobłocki przyjmuje narzędzia teoretyczne szkoły systemów-światów, to jego książka wchodzi z nimi w relacje analogiczne do Marksowskiej krytyki apologetycznej ekonomii politycznej. Autorski paradygmat, jaki konstruuje Pobłocki – nazywany przez niego globalnym materializmem – opiera się na swoistym „przewrocie kopernikańskim”: tam, gdzie na ogół widzi się długie trwanie kapitalizmu, antropolog Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza stara się uwrażliwić czytelniczkę na dobiegającą właśnie końca, niezwykle burzliwą i krótkotrwałą, niepowtarzalną anomalię w historii ludzkości. Tytułowe „krótkie trwanie” nie jest jednak jedyną temporalnością kapitalizmu, jaką stara się uchwycić Pobłocki. I nawet ją wyznaczają inne ramy czasowe, niż przyjęliśmy sądzić.
Nie sposób w jednej recenzji odnieść się do wszystkich wątków, jakie Pobłocki porusza na 500 stronach. Jest to materiał wysoce eklektyczny i wielopoziomowy, co z pewnością wynika z tego, że autor znaczną część rozdziałów publikował wcześniej w innej formie. Nie zawsze też udaje się Pobłockiemu w przekonujący sposób zintegrować poszczególne rozważania i wytłumaczyć się czytelnikowi z takiej, a nie innej organizacji wywodu. Obok siebie znajdujemy przecież analizy niewolniczych i zorientowanych na Wschód korzeni państwa piastowskiego, kryzysu nieruchomości w Stanach Zjednoczonych czy bloga Kasi Tusk o modzie. Skupiam się zatem na przesunięciach teoretycznych, które w moim odczuciu pozwalają autorowi zintegrować wprowadzane wątki i składają się na jego oryginalną teorię.
Kapitalizmowi. Historii krótkiego trwania patronuje kilka nazwisk i szkół myślenia. Należy do nich z pewnością krytyka okcydentalizmu spod znaku Jacka Goody’ego, która oskarża teorie kapitalizmu – w ich liberalnym, marksistowskim, czy weberowskim wydaniu– o „kradzież historii”. Brytyjski antropolog nazwał w ten sposób kreację Zachodu jako wyjątkowej przestrzeni cywilizacyjnej, predestynowanej do globalnej dominacji, w której poszukuje się zalążków genezy kapitalizmu. Pobłocki zgadza się z Goody’m, że ze stadialnego ujęcia historii Europy Zachodniej – małego i, co istotniejsze, przez większość dziejów peryferyjnego regionu świata – czyni się paradygmat historii jako takiej. Z europejskiego etnocentryzmu wyrasta europejski uniwersalizm, który staje się rzekomo obiektywną ramą interpretacyjną, w której oglądać mają się inne światy. Inność wobec Europy zakwalifikowana zostaje jako zapóźnienie, odstępstwo od „normalnej” ścieżki rozwoju, na którą powrót ma być możliwy tylko dzięki poddaniu się zachodniej kurateli (przemocy symbolicznej).
Pobłocki wyzyskuje też głosy krytyczne wobec – mniej oczywistego – europocentryzmu analiz systemów-światów. Refutacji podlega tu teza Wallersteina, upatrująca początków globalnej kapitalistycznej gospodarki-świata w roku 1492 i następującej po nim epoce „odkryć” geograficznych. Odwołując się do prac Janet Abu-Lughod, Erica R. Wolfa czy Andre Gundera Franka, autor pokazuje, po pierwsze, że zarówno przed 1492 rokiem, jak i po nim Europa Zachodnia funkcjonowała w transkontynentalnych sieciach wymiany – endogeniczne teorie rozwoju Zachodu, skupione na jego wyjątkowości, pozbawione są więc sensu – po drugie zaś, globalny kapitalizm nie narodził się wcale w XVI wieku, co więcej - nie narodził się w Europie.
By zrozumieć tę ostatnią tezę, trzeba zdać sprawę ze specyficznej definicji kapitalizmu – czy raczej, kapitalizmów – jaką posługuje się Pobłocki. Autor rozróżnia kapitalizm w wąskim i szerokim sensie. Ten pierwszy pozwala zdefiniować mu połączenie wniosków Karla Polanyi’ego i Davida Harveya. Kapitalizm jako dominujący, globalny system ekonomiczny, w którym przyszło nam żyć charakteryzowałby się – jak chciał autor Wielkiej transformacji –masowym wykorzenieniem ze społeczeństwa, utowarowieniem pracy, pieniądza i ziemi oraz – jak twierdzi marksistowski geograf – zasadami akumulacji kapitału (5% stopy zysku na kapitale i 3% wzrostu gospodarczego mierzonego PKB), które to realizuje dzięki przekraczaniu barier akumulacji przy pomocy przesunięć jej kryzysów w przestrzeni i czasie. Tak rozumiany kapitalizm uwięziony jest zdaniem Pobłockiego w „krótkim trwaniu”. Jest ono krótkie, ponieważ ma ono krótszą genezę niż się zazwyczaj wskazuje – Pobłocki datuje ją dopiero na drugą połowę XIX wieku, kiedy utowarowienie ziemi stała się powszechną praktyką i kiedy zasady akumulacji zaczęły obowiązywać rzeczywiście w skali globalnej. Jest krótkie dlatego, że potrwa krótko, ponieważ kapitalizm doświadcza właśnie reorientacji. Dzieje się tak również dlatego, że wymagany 3% wzrost gospodarczy oznacza podwojenie ilości wyprodukowanych dóbr i usług wraz z każdym ćwierćwieczem – a to z powodów ekologicznych, populacyjnych i produkcyjnych wydaje się nieprawdopodobne. Drugie znaczenie reORIENTacji ma charakter przestrzenny: Pobłocki przekonująco dokumentuje, także przy użyciu świetnie dobranych materiałów statystycznych, że dawny Trzeci Świat, a w szczególności Daleki Wschód wyprzedza Zachód na polu zaludnienia, urbanizacji, produkcyjności czy handlu.
Jednak zmierzch kapitalizmu w wąskim sensie i towarzyszący mu kres hegemonii zachodniej nie mówi nam jeszcze nic o tym, czy po tym „krótkim trwaniu” ostanie się kapitalizm w szerokim sensie. Tutaj Pobłocki podąża za antropologicznymi rozumieniami kapitalizmu i tak jak np. David Graeber twierdzi, że jego podstawą funkcjonowania nie jest wcale prace najemna, lecz niewolnictwo. Praca najemna byłaby wówczas zakamuflowanym albo przekształconym niewolnictwem czy pańszczyzną. A zatem logika kapitalistyczna byłaby pewną stale obecną w historii możliwością, realizowaną w bardziej ograniczonej lub ekspansywnej skali. Nie opierałaby się na sprzedaży wolnej siły roboczej na rynku pracy (praca najemna) czy na wywłaszczeniu (akumulacji pierwotnej), które poprzedzałoby proletaryzację. Pobłocki, znów za Polanyim, utożsamia kapitalizm z wykorzenieniem ze społeczeństwa, z pochwyceniem w niewolę i tym samym podporządkowaniem kogoś do pracy zależnej. To ta operacja umożliwia autorowi m.in. przedstawienie początków kapitalizmu na ziemiach polskich w niewolniczym procederze Mieszka I czy potraktowanie tzw. wtórnej pańszczyzny w Europie Środkowo-Wschodniej jako urządzeń par excellence kapitalistycznych (współistniejących z zamorskimi plantacjami i statkami niewolniczymi). Koniec krótkiego trwania kapitalizmu jako systemu, który znamy, nie przesądza jeszcze o przyszłości kapitalizmu w długim trwaniu, które Pobłocki sytuuje w czasie inaczej niż europocentryczne teorie kapitalizmu, bo inaczej go definiuje.
Główny zarzut, jaki można by wysunąć pod adresem Kapitalizmu. Historii krótkiego kapitalizmu, dotyczyłby – poza wspomnianymi kwestiami kompozycyjnymi – politycznej powściągliwości, wskutek której proponowany przez autora globalny materializm nie do końca przezwycięża ograniczenia analizy systemów-światów. Pobłocki otwiera sobie pewne możliwości poszukiwania antykapitalistycznych postaw czy postkapitalistycznych rozwiązań, ale ich nie rozwija. Nie proponuje na przykład, jak – skoro kapitalizm opiera się na wykorzenieniu i kreacji rynków przez państwo – można by dzisiaj rozumieć ponowne zakorzenienie pracy, pieniądza i ziemi albo wyjście poza fałszywą alternatywę rynku i państwa. Wielką rolę w jego rozważaniach odgrywa radykalna geografia – autorzy tacy, jak Henri Lefebvre, Harvey, Edward Soja czy Neil Smith (temu ostatniemu książka jest dedykowana) – z której Pobłocki wywodzi postulat, by za podstawowy czynnik zmiany społecznej uznać przestrzeń, a nie – jak chciała teoria okcydentalistyczna – czas. Urbanizacja i kryzysy mieszkaniowe stanowią zaś to pole akumulacji kapitału, po którym Pobłocki porusza się najswobodniej. Mimo to książka nie zawiera niekapitalistycznych alternatyw dla urbanizmu. Pewnymi niewyeksplorowanymi do końca i niepołączonymi tropami mogłyby tutaj być opisywane przez Pobłockiego „społeczeństwa bezpaństwowe”, opierające się na wspólnym odrzuceniu pracy podległej i przymusu produkcji nadwyżek oraz zjawisko „miejskości przed miastem”, ostentacyjnej wspólnotowości odtwarzanej w miejscach spotkań bez trwałych zobowiązań typowych dla upaństwowionej formy życia. Wydaje się, że te dwa koncepty – wraz z dyskutowaną przez autora, choć niestety w bardzo ogólnym zarysie, hipotezą reformy pieniądza – mogłyby się złożyć na postkapitalistyczny program zbieżny z teoriami i praktykami rozwijanymi w nurcie dóbr wspólnych (the commons). Gdyby wysiłkom Pobłockiego, by przedstawić kapitalizm jako schyłkowy, dziwaczny twór, który przydarzył się kilku pokoleniom ludzkości, towarzyszyły antropologiczne wskazówki, co do możliwości zaistnienia niekapitalistycznych relacji, nie tylko kapitalizm w wąskim sensie, ale także ten sensu largo, można by zacząć przedstawiać jako historię krótkiego, choć nieco przedłużającego się trwania.