Obszary niewiedzy. Lewicowa krytyka literacka

logo

Tomasz Pułka (1988-2012)

W ostatni poniedziałek - 9 lipca - we Wrocławiu zginął Tomek Pułka, poeta, autor czterech tomów wierszy, jeden z najlepszych twórców młodego pokolenia i najciekawszych współczesnych polskich poetów w ogóle. To strata, którą trudno opisać.

         Nie piszę o nim “obiecujący”, bo Tomek - przynajmniej jako twórca - nie miał zwyczaju wiele obiecywać. Jego wiersze przychodziły (i będą przychodzić) zawsze jako pewne zaskoczenie, niespodziewany gość, jeszcze jedna szansa dana czytelnikowi. Były wyzwaniem w tym najbardziej dosłownym, nieprzetrawionym przez krytykę znaczeniu - skomplikowane, nieprzejrzyste, umyślnie gmatwane i wikłane, czasem pozornie bezcelowe. “Radźcie sobie z tym”, zdawał się mówić Pułka, zostawiając nas z czymś, co bazowało niekiedy na najgłębszych, najbardziej skrywanych językowych intuicjach.

         (Nie mam zamiaru sięgać tu po wątki biograficzne. Wspomnienia o Tomku powinni pisać inni, a jeśli ktoś usiłuje w tej chwili podważyć wartość jego poezji życiowymi wyborami autora, to nie tyle godzi w pamięć o Pułce, co wykazuje się zdumiewającą czytelniczą ignorancją. Tej kwestii nie warto ciągnąć dalej w żadnej formie.)

         W wierszach Pułki zawsze interesowało mnie zderzenie dwóch nurtów czy rejestrów: jeden składa się z niezrozumiałych właściwie, zagęszczonych i zredukowanych - albo przeciwnie: rozciągniętych i celowo “przegadanych” - wizji i obrazów; z niego co jakiś czas wyłaniają się niezwykle przejrzyste, transparentne zdania i formuły, gotowe jakby do cytowania, składające się na drugi, “jasny” porządek. Dlatego przechowuję w pamięci tak wiele pojedynczych linijek z wierszy Pułki: “wiersz powinien wywieść przyzwyczajenie poza obóz poprawności”; “śmiałość to koleina patrzenia”; “wybierając estetyzację rezygnujemy z estetyki”... a to tylko z Zespołu szkół, ostatniego tomu.

         Towarzyszące lekturze wrażenie zanurzenia i wychodzenia na powierzchnię, raz po raz, aż do końca książki, jest dla mnie w zasadzie kwintesencją doświadczenia poezji i literatury w ogóle. Pułka uchwycił tę intuicję jakby od niechcenia, gestem lekkim i spontanicznym, a uchwyciwszy, zbudował na niej własny poetycki język - zawsze dowartościowujący ciche i niepisane układy z czytelnikiem, zawsze trafiający w sedno, przy całym swoim przywiązaniu do tego, co ciemne i nieprzetłumaczalne.

         Tomek miał mało szczęścia do publicznych wypowiedzi; nieraz żartem bądź całkiem poważnie mówiłem - i podtrzymuję to zdanie - że życzliwe mu osoby powinny raczej cenzurować jego “okołoliterackie” wypowiedzi niż je rozpowszechniać. Tym niemniej wszystko, co Pułka napisał - każdy fragment prozy, felietonu, manifestu - wydaje mi się teraz tym bardziej warte zachowania i ponownej lektury.

         Sprawy pozostały niedokończone - o Tomku napisano wciąż za mało, a on sam napisał za mało wierszy. Zostawił po sobie dwie książki czekające na publikację; wiążę z nimi duże nadzieje, może trochę nawet za duże. Nie chodzi o to, że będę rozczarowany - wierszami Pułki nie byłem rozczarowany nigdy, uważam za świetny nawet “przeestetyzowany” zdaniem samego autora debiut, czyli Rewers - po prostu nie spodziewam się znaleźć w tych dwóch tomach tekstów, jakie Tomek mógł (choć nie musiał) napisać za pięć, dziesięć lat. A chciałbym, bardzo chciałbym je przeczytać.

         Najciekawszą książką Tomka pozostaje dla mnie Paralaksa w weekend (chociaż Zespół szkół jest niemal równie interesujący). Do swojego osobistego rozgoryczenia dopisuję wiersz Rozdział właśnie z tamtego tomu:

 

Bo pewnego rodzaju ręka, na ramieniu

przewodnika, w pełnym deszczów

lipcu, gdy można pozwolić sobie

na dwuzdaniowe pożegnanie: od teraz

do tutaj. Bo już piąty dzień oglądam

odjeżdżające samochody, a moje ręce

i brak pracy świadczą o nadmiarze

snu. Bo kiedy się budzę, zawsze

jest jakieś morze. I może pachnie

rybami i solą.

Bo warto było czekać. I teraz jest lipiec,

jak ta noc, gdy potrąciliśmy sarnę.

Patrzyła na szybę, nie widząc

nas zupełnie.

Bo są takie załamania, jak wtedy, gdy

ze światła do świata, jak od ciebie do mnie.

  Wszyscy wiele straciliśmy w ostatni poniedziałek. Nie mogę i nie chcę kończyć tego szkicu żadnym podsumowaniem.

Paweł Kaczmarski

    Tomasz Pułka (ur. 21.06.1988, zm. 9.07.2012) Rewers, Nowa Ruda 2006, 34 s. Paralaksa w weekend, Olsztyn 2007, 44 s. Mixtape, Warszawa 2009, 51 s. Zespół szkół, Kraków 2010, 50 s.