Czytamy dalej: w każdym razie „infekcja, zgodnie z dostępnymi na dzień dzisiejszy danymi epidemiologicznymi i w oparciu o dziesiątki tysięcy przypadków, powoduje lekkie/umiarkowane objawy (wariant grypy) w 80-90% przypadków. W 10-15% zachodzi ryzyko zapalenia płuc, ale w znacznej większości przypadków również ono ma łagodny przebieg. Szacujemy, że tylko 4% pacjentów wymaga intensywnej terapii”.
Dwa czynniki mogą pomóc wyjaśnić tak nieproporcjonalną reakcję.
Przede wszystkim, ponownie uwidocznia się rosnąca tendencja do wykorzystania stanu wyjątkowego jako normalnego paradygmatu rządzenia. Dekret wykonawczy (decreto legge), zatwierdzony przez rząd „ze względów higienicznych i bezpieczeństwa publicznego” powoduje prawdziwą militaryzację „tych gmin i obszarów, w których co najmniej jedna osoba ma wynik pozytywny i w przypadku której źródło infekcji pozostaje nieznane, lub w których zanotowano przynajmniej jeden przypadek, który nie dotyczy osoby, która ostatnio przyjechała z regionu dotkniętego zakażeniem”.
Tak niejasna i niedookreślona formuła pozwoli rządowi szybko rozszerzyć stan wyjątkowy na wszystkie regiony, ponieważ praktycznie niemożliwe jest, żeby kolejne przypadki nie pojawiły się gdzie indziej.
Rozważmy poważne ograniczenia wolności, jakie nakłada dekret wykonawczy:
Jest rażąco oczywiste, że te ograniczenia są nieproporcjonalne w stosunku do zagrożenia, które jest, według NRC, zwyczajną grypą, niewiele różniącą się od tej, która dotyka nas każdego roku.
Drugim czynnikiem, nie mniej niepokojącym, jest stan strachu, który w ostatnich latach przedostał się do jednostkowej świadomości i który przekłada się na rzeczywistą potrzebę odczuwania stanów zbiorowej paniki, dla których epidemia po raz kolejny stanowi doskonały pretekst.
Dlatego, w tym perwersyjnym błędnym kole ograniczanie wolności przez rządy jest akceptowane w imię pragnienia bezpieczeństwa, które zostało wytworzone przez te same rządy, które teraz interweniują po to, by je zaspokoić.
Przełożył z angielskiego: Łukasz Moll
Artykuł został opublikowany w „il manifesto” 26 lutego 2020.