Obszary niewiedzy. Lewicowa krytyka literacka

logo

Róża Luksemburg - Zastój i postęp w marksizmie

Kolejny niepublikowany od ponad stu lat tekst Róży Luksemburg na temat roli teorii w ruchu socjalistycznym oraz walki klasowej w sferze kultury.

(„Przegląd Socjaldemokratyczny”, III 1908, nr 1; wydanie niemieckie: „Vörwarts” 14 III 1903, nr 62)

Niniejszy tekst ukazał się pierwotnie w niemieckim piśmie socjalistycznym „Vörwarts”, dopiero po pięciu latach został przełożony na polski i opublikowany w „Przeglądzie Socjaldemokratycznym” – czasopiśmie teoretycznym SDKPiL. Róża Luksemburg rozpoczyna swoje rozważania od skonstatowania tytułowego „zastoju” w marksizmie. W pierwszej dekadzie XX w. ów zastój stawał się już powoli widoczny, wzrost potęgi partii II Międzynarodówki nie niósł raczej za sobą rozwoju w sferze teorii. Skutki tego stały się widoczne już kilka lat później, gdy w obliczu dynamicznie zmieniającej się sytuacji wielu marksistowskich teoretyków, z Karlem Kautskim na czele, okazać miało się bezradnymi. Głos Róży Luksemburg wpisuje się także w toczącą się wówczas intensywnie dyskusję na temat roli teorii w ruchu socjalistycznym. Dynamiczny rozwój związków zawodowych, z natury dążących do reform kapitalizmu a nie jego obalenia, sprawił, że wielu przywódców związkowych zaczęło dowodzić, iż „teoria” jest jedynie zbędnym balastem w walce o poprawę bytu robotniczego. Pojawiły się głosy, żądające odwrócenia dotychczasowej relacji i podporządkowania partii socjaldemokratycznych potężnym centralom związkowym – rzekomo reprezentującym „prawdziwe” interesy proletariatu. Artykuł ten, choć może nie wprost, wyraźnie polemizuje z głosami mówiącymi o „przekroczeniu” marksizmu przez praktyczną walkę związków zawodowych.

Najciekawsza jednak bez wątpienia jest druga część artykułu, poświęcona kwestiom walki klasowej w sferze kultury. Róża Luksemburg zajmuje tutaj stanowisko zupełnie odwrotne, do poglądów Gramsciego. Jej zdaniem budowa nowej kultury możliwa będzie w zasadzie dopiero po obaleniu kapitalizmu – ramy wyznaczone przez kapitalistyczny sposób produkcji są niemożliwe do przekroczenia, bez jego całkowitej likwidacji. Jedyny wyjątek stanowi krytyczna nauka społeczna – „duchowy oręż do walki o wyzwolenie” – jak pisze Luksemburg. Warto o tym pamiętać, bowiem mimo upływu ponad stu lat, to zadanie stojące przed naukami społecznymi pozostaje wciąż aktualne.

Kamil Piskała

[Pisownia w niektórzy miejscach została zmieniona, zgodnie ze współczesnymi zasadami. Poprawek tych nie zaznaczono w tekście]

 

W swoich płytkich, lecz miejscami ciekawych szkicach o stosunkach społecznych we Francji i Belgii Karol Grün ((Karl Grün (1817-1887) – radykalny publicysta i polityk niemiecki; związany przez długi czas z młodoheglistami. W tym przypadku R.Luksemburg chodzi zapewne o książkę jego książkę pt. Die soziale Bewegung in Frankreich und Belgien. Briefe und Studien(Darmstadt 1845).)) między innymi czyni trafne spostrzeżenie, że zupełnie różnym był wpływ, jaki wywierały teorie Fouriera a Saint Simona na ich zwolenników. Podczas gdy Saint Simon stał się protoplastą całej generacji świetnych talentów, czynnych w rozmaitych dziedzinach życia duchowego, Fourier poza małymi wyjątkami zdołał tylko stworzyć skostniałą sektę wyznawców, którzy nie wyróżnili się pod żadnym względem.

Różnicę tę Grün tłumaczy tym, że Fournier stworzył gotowy system zakończony aż do szczegółów, podczas gdy Saint Simon dał swym uczniom luźną wiązankę wielkich myśli. Aczkolwiek wydaje się, że Grün w danym wypadku za mało uwzględnił wewnętrzną treściową różnicę zachodzącą między teoriami dwóch klasyków utopijnego socjalizmu, spostrzeżenie jego na ogół jest trafne: nie ulega wątpliwości, że system ideowy, nakreślony w głównych tylko zarysach, bardziej myśl pobudza, aniżeli gotowa, symetryczna budowla przy której nic już nie ma do stworzenia i która nie pozwala rozwinąć skrzydeł samodzielnej umysłowości. Czyżby to miało być powodem tego zastoju w marksizmie, jaki odczuwamy od lat wielu? Gdyż rzeczywiście, jeżeli odliczymy kilka samodzielnych prac, które można uważać za dalszy krok w rozoruj teorii, to wprawdzie od czasu ukazania się trzeciego tomu „Kapitału” i ostatnich prac Engelsa, zyskaliśmy tylko kilka pięknych popularyzacji i rozpraw na temat teorii Marksa, ale w gruncie rzeczy teoretycznie stoimy zupełnie na tym samym miejscu, na którym postawili nas obydwaj twórcy naukowego socjalizmu.

Miałoby to być skutkiem tego, iż system Marksa zbyt ciasne zakreśla szranki samodzielnej myśli twórczej? Bez wątpienia nie da się zaprzeczyć, pewien przygniatający wpływ Marksa na swobodę ruchów myśli teoretycznej u niektórych jego uczniów.

Wszak już Marks i Engels nie przyjmowali na siebie odpowiedzialności za utwory ducha każdego „marksisty” i przesadna obawa, aby przecież „na gruncie marksizmu” pozostać zapewne była w równym stopniu zgubną w pojedynczych wypadkach dla pracy myślowej jak i druga skrajność – usilna dbałość o to, by właśnie przez zupełne wyzbycie się marksowskiego sposobu myślenia za wszelką cenę wykazać „samodzielność własnego myślenia”.

Jednakże o mniej lub więcej zakończonym systemie naukowym może być mowa u Marksa tylko w dziedzinie ekonomii. Natomiast co się tyczy najcenniejszej części jego teorii materialistycznego pojmowania dziejów, to jest ono tylko metodą badania, garścią przewodnich genialnych myśli, otwierających zupełnie nowe horyzonty, stwarzających bezmierne pole badań dla samodzielnej myśli twórczej i uzbrajających ducha w skrzydła najśmielszego polotu do niezbadanych dziedzin. A jednak i na tym polu, wyjąwszy niewiele prac, odłogiem leży spuścizna Marksa, bezużytecznie spoczywa wspaniały oręż i nawet teoretyczne sformułowanie materializmu dziejowego dzisiaj jest zupełnie tak samo nieopracowane w szczegółach i schematyczne, jak wyszło ono z rąk swych twórców. Nie skostniałość więc i skończoność systemu Marksa sprawiają, iż nie widzimy dalszych wysiłków dla rozwinięcia tego systemu. Często słyszymy skargi, że brak w szeregach socjaldemokracji sił intelektualnych zdolnych do kontynuowania dzieła Marksa. Podobny brak rzeczywiście istnieje już od dawna, ale brak ten sam ze swej strony jest faktem wymagającym wytłumaczenia i nie może on służyć za odpowiedź na to pierwsze pytanie. Każda bowiem epoka sama kształtuje swych ludzi i gdzie istnieje rzeczywista potrzeba społeczna pogłębienia teorii, tam potrzeba ta sama stwarza środki niezbędne do jej zaspokojenia.

Ale czy my odczuwamy potrzebę kontynuowania teorii Marksa?

Przed kilku laty, w artykule z powodu polemiki między szkołą Marksa a Jevonsa ((William Stanley Jevons (1835-1882) – brytyjski ekonomista i filozof, zwolennik neoklasycznego podejścia do problemów ekonomicznych, zajmował się także metodologicznymi problemami badań nad gospodarką.)) w Anglii Bernard Shaw, przedstawiciel „socjalizmu” Fabianów, drwił z Hyndmana ((Henry Hyndman (1842–1921) – jeden z twórców brytyjskiego ruchu socjalistycznego)) , który uważał, że już na podstawie pierwszego tomu „Kapitału” swego Marksa „zupełnie” rozumie i nie odczuwał żadnej luki w teorii Marksa, podczas gdy Fryderyk Engels później w przedmowie do drugiego tomu „Kapitału” sam zaznaczył, iż pierwszy tom swoją teorią wartości stworzył podstawową ekonomiczną zagadkę, której rozwiązanie miał dopiero dać tom trzeci.

Shaw rzeczywiście złapał tutaj Hyndmana w nader komicznej sytuacji, lecz możemy go pocieszyć, że w tej sytuacji znajdował się z nim razem prawie cały świat socjalistyczny.

Istotnie. Trzeci tom „Kapitału”, zawierający rozwiązanie zagadnienia stopy zysku, problematu zasadniczego dla ekonomicznego systemu Marksa, ukazał się dopiero w roku 1893. A jednak w Niemczech, jak we wszystkich innych krajach, agitowano już na mocy tego niegotowego materiału, naukę Marksa uznano i popularyzowano na podstawie tylko pierwszego tomu, ba, ta agitacja przy pomocy części tylko teorii Marksa dała świetne wyniki i nigdzie nie odczuwano luki w teorii. Powiemy więcej; gdy trzeci tom wreszcie się ukazał, nieco poruszył tylko początkowo ściślejsze koła zawodowych uczonych, wywołał kilka komentarzy i notatek, co się zaś tyczy ruchu socjalistycznego w całości, to trzeci tom nie odbił się faktycznie żadnym echem w tych szerokich kołach, gdzie panowały już poglądy, wyłuszczone w pierwszym tomie.

Podczas gdy teoretyczna zawartość trzeciego tomu nie wywołała dotychczas ani jednej próby popularyzacji i faktycznie nigdzie jeszcze nie utorowała sobie drogi do szerszych kół, to przeciwnie dały się słyszeć nawet głosy, które w sferach socjaldemokracji odbijały wiernym echem „rozczarowanie” burżuazyjnych ekonomistów z powodu trzeciego tomu i w ten sposób tylko wykazywały, jak bardzo zrośnięto się z tym „niegotowym” wyłuszczeniem teorii wartości jakie daje pierwszy tom „Kapitału”.

Shaw „chichoczący”, według własnych słów, chętnie nad innymi, miałby powód drwić z całego ruchu socjalistycznego, który opiera się na Marksie. Ale „chichotał” by on w danym wypadku nad bardzo poważnym zjawiskiem w naszym życiu społecznym. Charakterystyczne wydarzenie z pierwszym i trzecim tomem „Kapitału” wydaje nam się bowiem być drastycznym przyczynkiem do losu badań teoretycznych w naszym ruchu w ogóle.

Nie ulega wątpliwości, że z punktu widzenia naukowego dopiero trzeci tom należy uważać za zakończenie marksowskie krytyki kapitalizmu. Bez trzeciego tomu nie można zrozumieć ani właściwego prawa rządzącego stopą zysku, ani rozszczepienia wartości dodatkowej na zysk, procent i rentę, ani działania prawa wartości w obrębie konkurencji.

Atoli – i to jest najważniejsze – wszystkie te zagadnienia jakkolwiek ważne z punkt widzenia teorii, są prawie zupełnie obojętne ze stanowiska praktyki walki klasowej. Dla walki klasowej istniał wielki teoretyczny problemat pochodzenia wartości dodatkowej, czyli naukowe objaśnienie wyzysku, oraz tendencja rozwojowa ku uspołecznieniu produkcji, czyli naukowe wyświetlenie obiektywnych podstaw przewrotu socjalistycznego. Na oba te zagadnienia odpowiada już pierwszy tom, dochodzący do wniosku, że „wywłaszczenie wywłaszczycieli” jest nieuniknionym wynikiem produkowania wartości dodatkowej oraz postępującej naprzód koncentracji kapitału. W ten sposób istotne teoretyczne potrzeby ruchu robotniczego, na ogół licząc, były zaspokojone. W jaki sposób poszczególne grupy wyzyskiwaczy dzielą między siebie wartość dodatkową i jakie zmiany konkurencja stwarza przy tym podziale w produkcji, to bezpośrednio nie stykało się z walką klasową proletariatu. I dlatego trzeci tom „Kapitału” został po dziś dzień dla socjalizmu na ogół kartą nie odczytaną.

Ale podobnie jak z nauką ekonomiczną Marksa, ma się rzecz w ogólne z badaniami teoretycznymi w naszym ruchu. Jest to tylko mrzonką przypuszczać, że wybijająca się klasa robotnicza dzięki treści swoje walki klasowej może dowolnie w dziedzinie teorii rozwijać twórczość nieograniczoną. Jest ona, jak Engels mówił, dziś jedyną, która zachowała zmysł i zainteresowania dla teorii. Żądza wiedzy u klasy robotniczej jest jednym z najważniejszych zjawisk kultury nowożytnej. A pod względem etycznym walka klasy robotniczej oznacza kulturalne odnowienie ludzkości. Natomiast czynne oddziaływanie walki proletariatu na postęp nauki zależnym jest od zupełnie określonych warunków społecznych.

W każdym społeczeństwie klasowym kultura duchowa: nauka, sztuka jest tworem klasy panującej i ma na celu po części zaspokojenie potrzeb rozwoju społecznego, po części zaspokojenie potrzeb członków klasy rządzącej. W dotychczasowych walkach klasowych wybijające się klasy miały możność – jak stan trzeci w czasach nowożytnych – poprzedzić swe panowanie polityczne panowaniem intelektualnym, przeciwstawiając przestarzałej kulturze okresu rozkładowego własną nową naukę i sztukę.

Proletariat znajduje się pod tym względem w zupełnie innym położeniu. Jako klasa nieposiadająca, nie może on też w swym dążeniu do wybijania się, dowolnie stworzyć własnej kultury duchowej, dopóki pozostaje w ramach burżuazyjnego społeczeństwa. W obrębie tego społeczeństwa i dopóki istnieją jego ekonomiczne podstawy, nie może istnieć inna kultura jak burżuazyjna. Klasa robotnicza znajduje się poza obrębem dzisiejszej kultury, aczkolwiek rozmaici „społeczni” profesorzy podziwiają już używanie krawatów, biletów wizytowych oraz rowerów przez proletariat, jako wybitny współudział w postępie kultury, i chociaż klasa robocza sama własnymi rękami stwarza materialną treść oraz całą społeczną podwalinę tej kultury, to jednak wolno jej w tej tylko mierze z wytworu swego korzystać, w jakiej jest to potrzebnym, by lud roboczy mógł w sposób zadowalający spełniać swe funkcje ekonomiczne i socjalne w życiu burżuazyjnego społeczeństwa.

Własną naukę i sztukę proletariat będzie mógł stworzyć dopiero po wyzwoleniu się z swego obecnego klasowego położenia.

Obecnie klasa robotnicza może jedynie ochraniać kulturę burżuazji przed wandalizmem reakcji burżuazyjnej oraz stwarzać społeczne warunki dla swobodnego rozwoju kultury. Sama współdziałać w tej dziedzinie w obecnym społeczeństwie może ona o tyle tylko, o ile stwarza sobie duchowy oręż do walki o swe wyzwolenie. W ten sposób już z góry nakreślone są klasie roboczej, to jest jej duchowym przywódcom, bardzo ciasne szranki dla działalności intelektualnej. Tylko jeden zupełnie określony dział nauki może być dziedziną ich twórczej działalności: nauka społeczna. Ponieważ, mówiąc słowami Lassale’a, dzięki specjalnemu związkowi między ideą czwartego stanu a naszym okresem historycznym wyjaśnienie praw rozwoju społecznego niezbędnym było dla walki klasowej proletariatu, przeto walka ta zapłodniła nauko społeczne i pomnikiem tej proletariackiej kultury duchowej jest teoria Marksa. Wszakże i twór Marksa, będący jako system naukowy sam w sobie olbrzymią całością, już przekracza stawiane przez walkę klasową proletariatu bezpośrednie wymagania, dla których był stworzony. Zarówno w szczegółowej i zakończonej analizie gospodarki kapitalistycznej, jak i w historycznej metodzie badania z jej bezmiernym polem zastosowania, Marks dał daleko więcej, niż to było bezpośrednio niezbędnym dla praktycznej walki klasowej. Tylko w tej mierze, w jakiej ruch nasz, wstępując w dalsze stadia rozwojowe, wysuwa naprzód nowe kwestie praktyczne, znowu sięgamy do zasobu myślowego Marksa, by nowe pojedyncze odłamki jego nauki dalej opracowywać i zużytkować. Ponieważ jednak ruchowi naszemu, jak każdej walce praktycznej, długo jeszcze wystarczają stare przewodnie myśli, nawet gdy utraciły swą wartość, to zużytkowanie teoretyczne poglądów Marksa postępuje naprzód w bardzo powolnym tempie.

Jeżeli tedy spostrzegamy obecnie w socjalizmie zastój teorii, to powoduje to nie okoliczność, że teoria Marksa, którą żywiliśmy się, niezdolną jest do dalszej ewolucji albo się przeżyła, lecz odwrotnie, wynika to z tego faktu, że wzięliśmy już ze zbrojowni Marksa najważniejszy oręż duchowy, potrzebny nam do walki w dotychczasowym stadium i zarazem zbrojowni tej nie wyczerpaliśmy bynajmniej nie dlatego, że „prześcignęliśmy” Marksa w praktycznej walce, lecz przeciwnie, ponieważ Marks w swym naukowym dziele nas jako partię walki praktycznej z góry prześcignął; nie dlatego, że Marks nie wystarcza już dla naszych potrzeb, lecz dlatego, że nasze potrzeby nie wystarczają jeszcze do zużytkowania myśli Marksa.

Niezrównane narzędzie kultury duchowej, leży ona odłogiem gdyż nie nadaje się dla burżuazyjnej kultury klasowej, zapotrzebowanie zaś klasy roboczej na oręż do walki przerasta w znacznej mierze.

I dopiero wraz z wyzwoleniem ludu roboczego z jego obecnych warunków bytu uspołecznioną będzie z innymi środkami produkcji i metoda badania Marksa, by dla dobra całej ludzkości rozwinąć się w całej pełni swej siły użytkowej i swej wydajności.