Schyłkowa faza I wojny światowej to moment dramatycznych zmian w sytuacji politycznej na świecie i czas walk o niezwykle wysokie stawki – zarówno politycznych, jak i tych toczących się na polach bitew.
Dramatyczne wydarzenia lat 1916-1918 związane ze zmianami sytuacji politycznej w Niemczech, próbami wzbudzenia ruchu rewolucyjnego, a także nadchodzącą klęska wojenną i nabierającą rozpędu rewolucją w Rosji, określiły w dużej mierze trajektorie dziejów świata na następne kilkadziesiąt lat. Dla Róży Luksemburg okres ten skończył się tragiczną, by nie powiedzieć męczeńską, śmiercią w styczniu 1919.
Teksty z tych lat nie są powszechnie znane w Polsce. Z jednej strony Luksemburg nie była już związana z życiem politycznym na terenie kraju i w pełni zaangażowała się w politykę niemiecką, z drugiej publikowała już tylko w języku niemieckim i jak do tej pory niewiele z nich przetłumaczono na polski. Pisane w więzieniu i potem po wyjściu na wolność, w czasie gorączkowych zmagań politycznych i dramatycznych osobistych wyborów są przenikliwym komentarzem do bieżących wydarzeń – często brzmiącym dziś niemal proroczo (jak sławna krytyka złowrogich implikacji Leninowskiego modelu partii w tekstach o rewolucji rosyjskiej). Widać też w nich dramatyczne zmagania myśli – w dniach przełomu dawne sądy poddane są weryfikacji politycznej praktyki. Na wokandzie staje kwestia prowadzenia rewolucyjnej walki w warunkach wojennej destabilizacji (zwłaszcza po jej akcesie do Związku Spartakusa), czy myślenie nowego społeczeństwa. Ujawniają się też zawsze obecne u Luksemburg napięcia; między oddolną mobilizacją polityczną a kierownictwem partii, ekonomicznym zdeterminowaniem i polityczną decyzją, a przede między wszystkim kolejami dziejów a rewolucyjnym sprawstwem.
Nie inaczej jest w prezentowanym poniżej tekście. Luksemburg widzi wyraźnie, że integracja kapitalistycznego świata zaszła tak daleko, że nawet jego uprzedni kowale, kapitalistyczne rządy, maja spętane ręce i w zasadzie nie mogą powstrzymać samonapędzającej się dynamiki wojny. Warto pamiętać, że belle époque przyniosła tak ścisłe więzi gospodarcze między różnymi państwami i regionami, że właściwie dopiero w latach 60. a może nawet 70. XX wieku globalizacji przekroczyła ten poziom. I wojna światowa, choć początkowo wzbudziła gorączkę nacjonalistycznej ekscytacji u każdego z jej uczestników, przyniosła całkowite załamanie się starego, światowego układu stosunków. Mierząc się z osuwaniem się gruntu spod nóg niemieckiego państwa, Luksemburg pośród złowrogich konsekwencji widzi też szansę na rewolucyjną zmianę. Zapamiętały pacyfizm autorki Akumulacji kapitału nie tyle odchodzi w cień, co konsekwentnie prowadzi do uznania konieczności rewolucji w warunkach wojny. W obliczu rozpadu starego ładu nie mamy wyboru – socjalizm albo barbarzyństwo.
Z drugiej strony Luksemburg mierzy się z policzkiem wymierzonym jej przez fakty: aktor dziejów namaszczony ich immanentną logiką do wzięcia steru w swoje ręce i zapobieżenia tragedii, śpi mamiony somnambulicznym transem nacjonalizmu. Imperialistyczny kapitalizm osięgnął swój kres, implodował tworząc piekło wojny. To w tym sięgnięciu dna widzi Luksemburg konieczność i zarazem nadzieję na odwrócenie kolei rzeczy i przejęcie świadomej kontroli nad biegiem historii. Choć wiele razy w takich sytuacjach „cugle dziejów” zostały w porę pochwycone przez wyznaczoną do tego celu grupę społeczną, tym razem tak się nie dzieje – poniższy tekst jest rozpaczliwym wołaniem o „przebudzenie”. Wiedząc dziś, że niepodobna wyznaczyć logiki biegu dziejów i uzasadnić interwencje w nie na poziomie historycznej konieczności, a także nie mogąc z góry określić odpowiedniego do tego zadania aktora, musimy ze smutkiem przyznać Luksemburg racje w jednym. Owa dająca nadzieję w rozpaczy implozja kapitalizmu okazała się periodycznym, nie wygasłym do dziś, ruchem samoodnowy, poprzez wojnę, szok i kryzys wzbudzającym kolejne obwody wywłaszczenia, wyzysku i przemocy.
Wiktor Marzec
Tekst pochodzi z: „Spartacus”, nr 4, kwiecień 1917; [w:] Spartacusbriefe, Berlin 1958, s. 295-299.
Obecne rozpętanie nieograniczonej wojny jest nowym etapem w dziejowym dramacie, który przeżywamy od trzech lat. Chociaż niewiele brakowało by móc brać na poważnie niemiecką ofertę pokojową ((12 grudnia 1916 roku niemiecki rząd w imieniu państw sojuszniczych wystosował bezwarunkową ofertę pokojową skierowaną do państw przeciwnych, głoszącą gotowość Niemiec do zawarcia pokoju. Miała ona wyprzedzić oczekiwaną ofertę pokojową amerykańskiego prezydenta Thomasa Woodrowa Wilsona i symulować gotowość do zawarcia pokoju. Została ona odrzucona przez Aliantów 30 grudnia 1916 roku.)) , to jednak w równym stopniu dało się – obok głośnego stworzenia „niepodległej Polski” ((Państwa sojusznicze proklamowały 5 listopada 1916 roku powstanie Królestwa Polskiego. Na obszarze rosyjskiej Polski miało powstać samodzielne państwo z dziedziczną monarchią i konstytucyjnym ustrojem, ściśle powiązane z Cesarstwem Niemieckim i Monarchią Austrowęgierską. Rządy niemiecki i austrowęgierski liczyły na zyskanie tym samym sojusznika, którego siły ludzkie i materiałowe mogłyby wykorzystać w prowadzonej wojnie.)) i przygotowywanej w ukryciu zaostrzonej wojny podwodnej ((1. lutego 1917 roku Niemcy ogłosiły nieograniczoną wojnę podwodną, w której wszystkie statki na określonym terytorium w pobliżu Anglii i Francji były zagrożone atakiem torpedowym.)) – dojrzeć w tym prymitywne oszustwo. Moment wymiany not dyplomatycznych pomiędzy stronami prowadzącymi wojnę na przełomie grudnia i stycznia wyznacza dla szalejącego imperializmu wysoce symptomatyczne psychologiczne zjawisko. Na słowo można uwierzyć w to, że rząd niemiecki niestrudzenie od dwóch i pół roku prowadzi wojnę, która to nie posuwa się do przodu nawet o cal, oraz w rosnące trudności w wyżywieniu i zaopatrzeniu, jak i w demonstracyjne afiszowanie się dostarczaniem na front świeżego mięsa armatniego. W to, że sytuacja państw Ententy musi wzbudzać żądanie możliwie jak najszybszego zakończenia wojny, może wątpić tylko ślepiec. Jednakże pojawiająca się próba porozumienia nie tylko spełzła na niczym, ale również obróciła się naturalną koleją rzeczy w zupełne zaostrzenie wojny i wywołała najbardziej szalone imperialistyczne sprzeczności.
Skąd się to wzięło? Populistyczni politycy socjaldemokracji [Regierungssocialismus], Scheidemann ((Philipp Scheidemann (1865-1939), członek SPD, kanclerz Niemiec, proklamował powstanie Republiki Weimarskiej – przyp. tłum.)) i towarzysze, z wiernością uniżonych lokajów powtarzają oczywiście oficjalne wyjaśnienie „Norddeutsche Allgemeine Zeitung”: za przedłużenie i zaostrzenie wojny obwiniają złośliwość rządów Ententy oraz – dodają od siebie jako „socjaliści” – niepowodzenie angielskich i francuskich socjalistów. „Opozycja” tzw. „zespołów roboczych” [Arbeitsgemeinschaft] posuwa się krok dalej i zrzuca odpowiedzialność częściowo na niejasne sformułowanie niemieckiej oferty pokojowej, częściowo na samą pseudolewicę ((w oryginale Scheidemänner – nieprzetłumaczalna gra słów od nazwiska kanclerza Scheidemanna, ale również od scheiden, rozwodzić się, oraz die Scheide, pochwa. Obraźliwe określenie używane przez radykalną lewicę na określenie socjalistycznych zwolenników Republiki Weimarskiej – przyp. tłum.)) , która przez udzielenie zgody na kredyty wojenne zachęciła i upoważniła rząd do obecnej zaostrzonej wojny podwodnej. Los ostatniej próby „porozumienia” pokazuje jednak w rzeczywistości raz jeszcze, że pojęcie dziejów, które wybuch i zakończenie wojny czyni zależnym od dobrej bądź złej woli kapitalistycznych rządów, nie jest warte funta kłaków; że u podstaw wybuchu i losu obecnej wojny światowej leżą głębokie społeczne i historyczne przyczyny, w stosunku do których rządzący dyplomaci po obu stronach bez różnicy - bez względu na to, jak bardzo chcieli by sobie i innym wmówić, że są rozgrywającymi - pełnią rolę pionków.
Wojna światowa, która sama stanowi produkt, wulkaniczną erupcję narosłych w ostatnich dwudziestu pięciu latach na gruncie kapitalistycznego społeczeństwa imperialistycznych sprzeczności i problemów, w wyniku dialektycznego ruchu do granic wzmogła te problemy i sprzeczności. Trzy wojenne lata we wszystkich prowadzących wojnę krajach nieograniczonymi panami sytuacji dzięki niepowodzeniu międzynarodowego proletariatu uczyniły imperializm i militaryzm, uczyniły je ośrodkiem i osią całego życia społecznego, jedynym rozstrzygającym czynnikiem, któremu podporządkowane jest wszystko: gospodarka, prawodawstwo, konstytucja, finanse, życie publiczne, wiara, nauka i psychologia. Po tym jak wojna i imperializm uczynione zostały ośrodkiem życia państw , stając się dla nich wszystkim, zakończenie wojny, to jest problem imperialistycznego podziału świata i militarnej hegemonii, stało się dla dzisiejszych rządów i burżuazyjnych społeczeństw pytaniem o być czy nie być. Wiedzą one doskonale, że – z imperialistycznego punktu widzenia – gra toczy się o wszystko. Dlatego też „porozumienie”, to jest rozwiązanie nierozwiązywalnych zadań i przekroczenie nieprzekraczalnych sprzeczności, zakończenie wojny tuż przed ostateczną próbą sił jest drobnomieszczańską utopią, będącą wygodną i tchórzliwą wymówką, stosowną tylko bezpłodnemu pojęciu dziejów i równie bezpłodnej polityce. Największa nauka, jaka płynie z klęski niemieckiej oferty pokojowej oraz obecnego nieograniczonego poszerzenie i pogłębienia brutalności wojny – nauka, której wyjaśnienie masom stanowi psi obowiązek i powinność partii socjalistycznych – leży w tym, że:
Państwa kapitalistyczne nie są już w stanie z własnej woli położyć kresu rozpętującemu się, imperialistycznemu sabatowi czarownic. Ten zesłany na ludzkość imperializm prawem fatalistycznej logiki musi sam z siebie, z każdym dniem trwającej wojny wciąż tworzyć coraz ostrzejsze sprzeczności, coraz rozpaczliwsze walki. Społeczeństwo burżuazyjne samo z siebie może produkować tylko coraz dzikszą anarchię, ruinę i bestialstwo.
Tylko jedna siła byłaby w stanie – została zresztą do tego powołana przez dzieje – położyć kres pędzącemu popadaniu społeczeństwa w otchłań anarchii i zdziczenia: międzynarodowy socjalistyczny proletariat. Nie ma innej drogi zakończenia wojny niż powstanie międzynarodowego proletariatu w walce o władzę, chyba że całkowite wyczerpanie społeczeństwa tzn. gospodarcze, kulturalne i moralne załamanie i agonia po nieobliczalnie długiej wojnie.
W tym sensie ostatnie wydarzenie w psychologii wojny, chwilowa zwłoka prowadzących wojnę, bezsilna próba powściągnięcia wodzy imperialistycznego śmiertelnego galopu, była nową dziejową próbą dla proletariatu – powtórzeniem 4. sierpnia w zaostrzonych i utrudnionych warunkach ((4 sierpnia 1914 roku niemiecka socjaldemokracja poparła przystąpienie Niemiec do wojny – przyp. tłum.)) . Socjalistyczny proletariat już raz do szczętu zawiódł, w milczeniu pozwolił imperialistycznej burżuazji na chwilę szastać pokojem, aby pod przymusem dziejowego fatalizmu popaść w obłęd wojny. Obecna zaostrzona i sięgająca Nowego Świata wojna drugi już raz całkowicie pomija jak gdyby nigdy nic międzynarodową klasą robotniczą jako czynnik sprawczy dziejów. To, co dziś przeżywamy, to drugie Waterloo socjalizmu.
Powieść Bestia ludzka Zoli kończy się wstrząsającym obrazem pociągu, w którym w śmiertelnym uścisku zamknięci są maszynista i palacz, i który niekontrolowany i pozbawiony hamulców pędzi w noc, ku przerażeniu uwięzionych w nim ludzi mija wszystkie stacje i w dzikim tempie zbliża się do czyhającej gdzieś w oddali katastrofie. Taki obraz przedstawia dzisiaj kapitalistyczne społeczeństwo – po tym jak 4. sierpnia maszynista i palacz, międzynarodowy proletariat utracił panowania nad pociągiem.
Uświadomienie tego sobie z całą surową stanowczością i jasnością stanowi dla robotników pierwszy krok i warunek wstępny przyszłego politycznego powstania. Naprawdę, tego rodzaju niepowodzenie klasy społecznej w stosunku do jej zadań dziejowych jest czymś nie mającym precedensu.
Rewolucyjna Francja była wprawdzie aż do ostatniego ćwierćwiecza XIX wieku cmentarzem i obrazem barbarzyństwa powstałego w wyniku długich rządów średniowiecznego feudalizmu, a mimo to tamtejsze mieszczaństwo podniosło się by zrzucić haniebne jarzmo średniowiecza, i poprzez rewolucyjny zapał obudzić nowe życie pośród ruin. Przedmarcowa Rzesza Niemiecka, co dobrze wiemy, była jednak w stanie wystarczającego rozkładu, dusząc się odorem zniszczenia, gdy niemiecka burżuazja wciąż jeszcze w ostatniej godzinie próbowała wydobyć ze swoich spróchniałych lędźwi rewolucyjny zapał, by utrzymać i odnowić zmurszały stan rzeczy.
Najnowszy tego przykład obserwujemy w ostatnich dniach. Rosyjska burżuazja, najmłodsza latorośl kapitalistycznego mieszczaństwa, dotknięta kalectwem późno urodzonego dziecka, osłabiona owocami drzewa historycznego poznania, wystraszona przeżyciami jej starszego rodzeństwa, a do tego struchlała ze strachu przed swoją własną rosyjską rewolucją – sama dźwignęła się w tym najtrudniejszym momencie do działania, aby do końca wypełnić rewolucyjne zadanie, które mieszczaństwu przypisały dzieje ((Róża Luxemburg pisze tu o Rewolucji lutowej – przyp. tłum.)) .
Jedynie międzynarodowy, a już w szczególności niemiecki proletariat zawodzi na całej linii w podjęciu swojego dziejowego zadania. Zawodzi w pełni, uparcie i niewyuczalnie mimo wszystkich kopnięć, batów i ukąszeń historii.
Wspominanie o tym, nie służy jednak temu, by ulegać bezproduktywnemu pesymizmowi. Przeciwnie, jest konieczne, aby ocenić wielkość rewolucyjnej woli, która jest niezbędna do nadgonienia straconego czasu. Przy pomocy półśrodków, atroficznych prób i miernych cnót nie da się wydźwignąć z długów dziejowego bankructwa. Bezwzględna konstatacja faktu tego bankructwa jest jednakże konieczna, aby z podniesioną głową rzucić wyzwanie tej części „opozycji”, która tęskni jedynie do powrotu na ciepłą przedwojenną posadkę partyjną.
Jak bardzo partie socjalistyczne i internacjonalistyczne musiały oddalić się od swojego prawdziwego charakteru i powołania, by dopuścić do tego rodzaju klęsk w ich zadaniach wychowawczych i przywództwie nad ufającym im proletariatem!? Rosyjska burżuazja chwyciła na razie zdecydowanie cugle ruchu rewolucyjnego. To jednak do czego zmierza, to gwałtowne powstanie ludowe. Czy nie uderza nas jednak to, że rosyjski lud roboczy pod wielosetletnim jarzmem wschodniego despotyzmu nie nauczył się tak cierpliwie głodować i uginać pod dyktaturą szabel, jak wydaje się to czynić niemiecki proletariat pod wpływem pięćdziesięcioletnich nauk socjaldemokracji? Dopiero ten, kto posiada odwagę i uczciwość, aby poznać pełnię obecnej klęski socjalizmu, zdobędzie wystarczającą siłę, aby na nowo zorganizować całą partię socjalistyczną i Międzynarodówkę tak, jak wymaga tego od nich ich dziejowe zadanie.
tłum. Piotr Kozak