Obszary niewiedzy. Lewicowa krytyka literacka

logo

Róża Luksemburg - Co robią przywódcy?

Publikowany przez nas tekst to jeden z ostatnich artykułów, które wyszły spod pióra Róży Luksemburg. Pisany był w gorących dniach styczniowego powstania, które wybuchło w Berlinie z inicjatywy i za aprobatą działaczy Związku Spartakusa. Dla autorki Akumulacji kapitału był to kolejny etap wielkiej fali rewolucyjnej, która od 1917 roku przelewała się przez Europę. Stawką walki toczonej na ulicach Berlina była nie tylko przyszłość Niemiec, ale także przyszłość europejskiego systemu kapitalistycznego.

W prowadzonych przez Luksemburg analizach dynamiki procesu rewolucyjnego wyraźnie pobrzmiewają tony znane nam już z publikowanych wcześniej artykułów z lat 1905-1907. Róża Luksemburg konsekwentnie trwała przy ogólnej teorii procesu rewolucyjnego wypracowanej pod wpływem rosyjskich doświadczeń. Zwracała uwagę na „uświadomienie” proletariatu w trakcie walki i – będące jego konsekwencją – narastanie poczucia historycznej sprawczości wśród mas, rozpoznających w toku wielotysięcznych ulicznych manifestacji swoją rzeczywistą potęgę. Jednak rewolucja niemiecka z całą ostrością postawiła jeszcze jedną kwestię – relacji między przywódcami i partyjną elitą a radykalizującymi się masami. Jako pierwszy, już wiele lat wcześniej, wyraźnie problem ten dostrzegał Lenin, Luksemburg natomiast do konfrontacji z nim zmusił dopiero przebieg wydarzeń w Niemczech. Przyznać trzeba, że w tym momencie ich poglądy dotyczące samej „techniki” walki rewolucyjnej znacznie się zbliżyły – ostatnie akapity publikowanego tekstu niezbicie tego dowodzą.

Róża Luksemburg, choć sceptycznie oceniała wiele posunięć władzy radzieckiej, nie wdawała się na przełomie 1918 i 1919 roku w akademickie rozważania nad tym czy JUŻ dojrzały niezbędne przesłanki socjalizmu, czy też JESZCZE NIE nastały warunki do obalenia kapitalizmu. Takie dywagacje, zasłaniające w rzeczywistości lęk oraz brak wiary, pozostawiała niezdecydowanym „przywódcom”, czekającym tylko na okazję do układów z Ebertem, Scheidemannem i im podobnymi „socjaldemokratami”. Prawdziwym zadaniem socjalistów w takiej chwili powinno być natomiast, jej zdaniem, dbanie o to, by rewolucja osiągnęła możliwie duże powodzenie, by możliwie mocno wstrząsnąć dotychczasowym porządkiem, by zadać kapitałowi możliwie dotkliwy cios. 

Na czele walki stanąć powinni, zdaniem autorki Akumulacji kapitału, przywódcy spontanicznie wyłonieni przez same masy, nie zaś wskazani przez zbiurokratyzowane partyjne instancje. Przebieg rewolucji nie pozwala na wahanie i jałowe narady – od przywódców masy powinny żądać determinacji, żelaznej konsekwencji i ofensywnej, aktywnej postawy. Styczniowe powstanie Spartakusa pokazało, że taką przywódczynią była też Róża Luksemburg. Za wierność głoszonym przez całe życie zasadom przyszło jej zapłacić najwyższą cenę.

Kamil Piskała

 [Wszystkie przypisy tłumacza oznaczone są stosowną adnotacją. Ilekroć pojawiają się wtrącenia w oryginalny tekst, wzięte są one w nawias kwadratowy.]

W atmosferze żaru rewolucji szybko dojrzewają ludzie i rzeczy. Jeszcze trzy tygodnie temu, kiedy zakończyła się ogólnoniemiecka konferencja rad robotniczych i żołnierskich, wydawało się, że władza duetu Ebert-Scheidemann ((Mowa tu o dwóch czołowych niemieckich politykach przełomowego okresu schyłku Cesarstwa Niemieckiego i narodzin Republiki Weimarskiej. Friedrich Ebert – ostatni kanclerz Cesarstwa i pierwszy prezydent Republiki, związany z SPD; Philipp Scheidemann – pierwszy kanclerz Republiki Weimarskiej, związany z SPD (przyp. tłum.).)) znajduje się u szczytu. Reprezentanci rewolucyjnych mas robotniczych i żołnierskich w całych Niemczech ślepo ulegli swym liderom. Zwołano Zgromadzenie Narodowe, na które nie wpuszczono „ulicy”, zdegradowano Radę Wykonawczą, a wraz z nią rady robotnicze i żołnierskie, do roli bezradnych pozorantów – cóż za triumf kontrrewolucji na całej linii! Owoce 9-go Listopada zostały zmarnowane i roztrwonione, burżuazja raz jeszcze odetchnęła z ulgą, a masy stoją bezradne, bezbronne i zgorzkniałe. Ebert i Scheidemann myśleli, że znaleźli się u szczytu władzy.

Ślepi głupcy!   Nie minęło nawet dwadzieścia dni, gdy ich iluzoryczna władza zaczęła z dnia na dzień chwiać się w swoich podstawach. Na mocy swych interesów, na mocy konieczności historycznej, na mocy „przymusu” historii, to właśnie masy są prawdziwą i realną siłą. Choć można je chwilowo zakuć w kajdany, ich organizacje formalnie pozbawić mocy – to wystarczy tylko, by się poruszyły, rozprostowały zesztywniały kręgosłup, a usunie się grunt pod nogami kontrrewolucji.

Ci, którzy byli świadkami wczorajszej demonstracji mas na Siegesallee ((Nieistniejący dziś berliński bulwar (Aleja Zwycięstwa), symbol władzy cesarskiej, znajdujący się w dzielnicy Tiergarten, a rozciągający się od Kemperplatz do Platz der Republik (przyp. tłum.).)) , tej nieugiętości rewolucyjnych przekonań, wspaniałej atmosfery i energii, która płynęła od mas, muszą przyznać: proletariusze na przestrzeni minionego tygodnia, w wyniku ostatnich wydarzeń, bardzo dojrzeli politycznie. Stali się świadomi swej siły i jedyne, co im [teraz] pozostaje, to skorzystać z tej siły.

Ebert i Scheidemann i ich mocodawcy – burżuazja, którzy nieustannie gadają o „puczu”, teraz przeżywają to samo rozczarowanie, co ostatni z Burbonów, który w odpowiedzi na swą pełną wzburzenia opinię o „rebelii” ludu paryskiego usłyszał od ministra: „Panie, to nie jest rebelia, to rewolucja!”.

Tak, to właśnie rewolucja, z całym jej zewnętrznie chaotycznym przebiegiem, swymi naprzemiennymi wzlotami i upadkami, chwilowym wzbieraniem i równie chwilowym załamywaniem się rewolucyjnej fali dążącej do przejęcia władzy. Tym pozornie zygzakowatym ruchem rewolucja posuwa się krok po kroku naprzód w swym niedającym się zatrzymać pochodzie.

To właśnie w walce masy muszą nauczyć się walczyć, nauczyć się działać. I to jest dziś wyczuwalne: berlińscy robotnicy w dużym stopniu nauczyli się działać, pragną zdecydowanych czynów, klarownych sytuacji, [użycia] radykalnych środków. Już nie są tacy jak 9-go Listopada, wiedzą, czego chcą i co powinni.

Ale czy ich przywódcy, organy wykonawcze ich woli, stoją na wysokości zadania? Czy rewolucyjni reprezentanci i delegaci z dużych zakładów, czy radykalne elementy USPD nabrały w międzyczasie siły i determinacji? Czy ich zdolność do akcji dotrzymuje kroku rosnącej energii mas?

Obawiamy się, że na te pytanie nie można z całym przekonaniem odpowiedzieć twierdząco. Boimy się, że przywódcy są wciąż tacy sami, jak 9-go Listopada, że niewiele się nauczyli.

Upłynęły 24 godziny od chwili, gdy Ebert i Scheidemann zwrócili się przeciw Eichhornowi ((4 stycznia 1919 Emil Eichhorn – ówczesny komendant miejski berlińskiej policji, przynależący do lewego skrzydła USPD, został zdymisjonowany przez rząd socjaldemokratów. W konsekwencji berlińscy rewolucyjni robotnicy i żołnierze zostali sprowokowani do nieprzygotowanej walki zbrojnej. Rewolucyjni reprezentanci, berlińskie kierownictwo USPD i centrala KPD zwołały berlińskich robotników i żołnierzy do akcji na rzecz przywrócenia odwołanego Emila Eichhorna oraz rozbrajania kontrrewolucji. Tysiące demonstrantów w dniu 5-go stycznia w Berlinie zebrało się na Siegesallee i przemaszerowało pod siedzibę policji.)) . Masy entuzjastycznie przyjęły apel swych przywódców, spontanicznie i na własną rękę przywróciły na stanowisko Eichhorna, z własnej inicjatywy zajęły [siedzibę] „Vorwärts” ((Organ prasowy SPD (przyp. tłum.).)) , opanowały burżuazyjną redakcję oraz WTB ((Wolffs Telegraphisches Bureau – agencja prasowa założona w 1849 roku przez Bernharda Wolffa (przyp. tłum.).)) i, na ile mogły, same się uzbroiły. Czekają na dalsze polecenia i działania swoich przywódców.

A co ci [przywódcy] w tym czasie zrobili? Co postanowili? Jakie środki podjęto w tej napiętej sytuacji – w której rozstrzygnie się los rewolucji przynajmniej na następny okres, by zapewnić jej zwycięstwo? Nic [takiego] nie widzimy i nic nie słyszymy! Być może reprezentanci robotników dokładnie i intensywnie obradują. Ale teraz należy działać.

Ebert i Scheidemann z pewnością nie trwonią swego czasu na konsultacjach. Pewnie też nie śpią. Po cichu przygotowują swoje intrygi z energią i rozwagą typową dla kontrrewolucjonistów, ostrzą swe miecze, by [ostatecznie] zaskoczyć rewolucję i ją podstępnie zamordować.

Inne niecne elementy przypuszczalnie już pilnie pracują nad podjęciem „negocjacji”, doprowadzeniem do kompromisu, rozciągając nad krwawą przepaścią, która rozdziela robotnicze i żołnierskie masy od rządu Eberta, most „porozumienia” pomiędzy śmiertelnymi wrogami.

Nie ma czasu do stracenia. Należy przedsięwziąć daleko idące środki. Masy, wierni żołnierze rewolucji, muszą dostać jasne i szybkie dyrektywy, tak by ich energia, wola walki zostały ukierunkowane na właściwe cele. Wahające się elementy żołnierskie pośród oddziałów wojskowych mogą zostać pozyskane dla uświęconej sprawy ludu tylko dzięki pełnym determinacji i jasnym działaniom rewolucyjnych organów.

Działać! Działać! [Działać] odważnie, z determinacją i z konsekwencją – to psi obowiązek i powinność reprezentantów rewolucji i prawdziwych przywódców partii socjalistycznej. Rozbroić kontrrewolucję, uzbroić masy, obsadzić wszystkie posterunki. Działać szybko! Rewolucja zobowiązuje. W [perspektywie] dziejów świata jej godzina liczy się za miesiąc, a dzień za rok. Organy rewolucji muszą być świadome swych najwyższych obowiązków!

„Die Rote Fahne” (Berlin),

Nr 7, 7 stycznia 1919.

przełożył Filip Karol Leszczyński