Pionierska, pożyteczna, inspirująca – tak w największym skrócie zaanonsować można książkę Anny Barcz Realizm ekologiczny. Od ekokrytyki do zookrytyki w literaturze polskiej.
Powstanie książki było do przewidzenia, bo w ostatnich latach autorka wprowadziła do humanistyki polskiej nowe pytania i nowe pojęcia. Kto czyta teksty ekologiczne, mógł trafić na współredagowane przez Annę Barcz publikacje: Zwierzęta, gender, kultura. Perspektywa ekologiczna, etyczna i krytyczna (2014) oraz Zwierzęta i ich ludzie (2015). Mógł też napotkać jeden z licznych jej artykułów - w Tekstach Drugich albo Anthroposie? Wreszcie, można było ją spotkać osobiście na współorganizowanej przez nią konferencji „Realiści, realizm, realność. W stulecie śmierci Bolesława Prusa” czy podczas II Akademickiego Kongresu Feministycznego.
Wymieniam powyższe formy aktywności nie tylko po to, by podkreślić pracowitość, lecz przede wszystkim, by zwrócić uwagę na pasjonacką postawę. Barcz jest badaczką, ale problematyki przez siebie wybranej nie traktuje jako zbioru zagadnień naukowych; chciałaby przez uprawianie nauki wprowadzać zmiany w postawach codziennych, a także – zwrotnie – chciałaby poszerzać pole samej nauki. Ekokrytyka jako nauka o środowisku powiększa w jej przypadku środowisko nauki.
Zielony zwrot
Realizm ekologiczny to pierwsza w polskim piśmiennictwie naukowym dysertacja przedstawiająca ekokrytykę w pracy literaturoznawczej, chwytająca poważny wycinek dziejów polskiej literatury, a ponadto określająca zmiany w postawie wobec natury, które z nowego podejścia interpretacyjnego powinny wyniknąć.
Praca składa się z trzech części. W pierwszej autorka obszernie omawia narodziny ekokrytyki w refleksji euroamerykańskiej, przedstawia podstawowe definicje i problemy badawcze, do czego dołącza przegląd polskich stanowisk i osiągnięć. W tym segmencie teoretycznym pojawia się jednak ciekawy pomysł historyczny. Autorka, wprowadzając kategorię „realizmu ekologicznego”, nakłania nas do zmiany poglądu na dzieje postrzegania natury w Polsce. Barcz, przedstawiając obrazy natury od renesansu do wczesnego modernizmu, kluczową rolę dla narodzin świadomości ekologicznej przyznaje nie romantyzmowi, lecz naturalizmowi.
Wydaje mi się to bardzo istotne, jako że w polskiej kulturze właśnie romantyzm uznaje się za epokę, która na nowo odkryła naturę. Nic w tym dziwnego, skoro solidnie zapracowały na to prekursorstwo Sonety krymskie Mickiewicza, górskie szczyty w poezji Słowackiego, pejzaż kresowy w Marii Malczewskiego czy esej Marii Janion Kuźnia natury. Tymczasem Barcz dowodzi, że romantyzm co prawda odszedł od mechanicystycznego traktowania natury, jednakże nie wypracował miejsca dla „myślenia o przyrodzie […] jako sprawczego, podmiotowego istnienia reprezentowanego przez różne organizmy, zarówno roślinne, jak i zwierzęce” (Barcz 2016, 58). W romantyzmie nastąpił zatem „zielony zwrot” – poświadczany przez fascynację przyrodą, przez rozwój turystyki i przezwyciężanie lęków w obcowaniu z naturą – lecz zarazem dominacja ludzkich potrzeb ekspresywnych, poszukiwanie w naturze niezwykłości i traktowanie przyrody jako psychicznego analogonu ludzkiego wnętrza nie mogły prowadzić do autonomizacji przyrody. Romantyzm głęboko wpłynął na literacki zapis przyrody, ale nadał naturze zhumanizowaną postać i zablokował myślenie o jej autonomii.
Według Anny Barcz to naturalizm wyznacza cezurę w dziejach myśli ekologicznej. Naturalizm, „pod wpływem idei społecznikowskiego zaangażowania, przejawiającego się w dużej mierze w pozytywistycznym zainteresowaniu życiem warstw biedniejszych, doprowadził do dojrzałej i autonomicznej artystycznie kreacji świata ludzi i przyrody”, stwarzając równocześnie podstawy dla krytyki „postępującej i bezwzględnej wówczas industrializacji” (Barcz 2016, 64). A zatem cezura kulturowa przypada nie w pierwszej, lecz w drugiej połowie XIX wieku, i wiąże się nie z romantyzmem, który w naturze chciał widzieć to, co ludzkie, lecz z naturalizmem, który w tym, co ludzkie, dostrzegał zwierzęce.
Wprowadzone przez naturalizm zmiany w poetyce - widoczne zwłaszcza w twórczości Dygasińskiego - a także światopoglądowe uzasadnienia dla reprezentacji ludzi i przyrody w tamtym okresie skłaniają autorkę do zaproponowania terminu „realizm ekologiczny” (Barcz 2016, 64). W największym skrócie realizm ów pojmować należy jako poetykę przedstawiania i przestawiania domostwa. Oczywiście domostwa rozumianego jako oikos – czyli jako gospodarstwo/ środowisko. Autorka kieruje nasze myślenie ku pierwotnemu wyobrażeniu owego „gospodarstwa”. W antycznej Grecji oikos oznaczał ‘przestrzeń czynioną do dobrego zamieszkania’. Czyli przestrzeń, w której ustawicznie można coś zmieniać ze względu na potrzeby poszczególnych mieszkańców oraz ze względu na dobro wspólne, czyli trwanie oikos.
Takie podejście, zauważmy od razu, przemawia właśnie za używaniem określenia „ekologia”, a nie „natura” czy „przyroda”. Kiedy bowiem posługujemy się terminem „natura”, możliwe staje się językowe oddzielenie człowieka od natury, co pozwala na wynajdywanie praktyk niewidzenia i nienazywania współobecności „człowieka” i „natury”. Termin „oikos” uniemożliwia takie postępowanie językowe: nie można oddzielić człowieka od „środowiska”, ponieważ istnienie człowieka jest równoznaczne z byciem w jakimś środowisku. Posługiwanie się pojęciem „środowisko” kwestionuje akty odgraniczania i problematyzuje uznawanie człowieka za jedynego gospodarza. Mówiąc inaczej – choć już na marginesie książki Anny Barcz – termin „oikos” pozwala śledzić zmienne dzieje przestrzeni, w której człowiek ustanawiał naturę przez wyznaczanie (niemożliwej do wyznaczenia) granicy oddzielającej go od natury. Książka Anny Barcz natomiast przekonuje, że można czytać literaturę – i wszelkie teksty kultury – jako przedstawianie i przestawianie domostwa.
Realizm przeciw realizmowi
Warunkiem „prze(d)stawiania” domostwa jest odkrycie sprzeczności tkwiącej w samym sercu realizmu ekologicznego. Jest to bowiem w ujęciu autorki poetyka mimetyczna, która zakłóca mimetyzm. Choć realizm ekologiczny odsłania konfliktowe relacje między znakiem i rzeczywistością, to jednak rozstrzyga sprzeczności na korzyść reprezentacji. Dzieje się tak, ponieważ pisarze kwestionują dominujące (naukowe, prawne, potoczne) poglądy na temat „natury”, reprezentując oikos ze zmiennej perspektywy słabszych i silniejszych „mieszkańców”. W niektórych dziełach napotykamy nawet przymiarki do ludzko-zwierzęcego współistnienia nieopartego na strukturach dominacji i eksploatacji (Barcz 2016, 62-67).
Jak jest możliwy realizm, który równocześnie przedstawia świat i kwestionuje pełną wiarygodność owego przedstawienia? Przecież Dygasiński czy Prus nie urządzali swoim czytelnikom takiej karuzeli… Autorka wskazuje jednak na pojawiający się w dziełach realizmu ekologicznego ślad niepełnej reprezentacji. Zwierzę występujące w tekstach Sienkiewicza, Orzeszkowej czy Reymonta jest reprezentowane jako coś, co nie do końca daje się poznać, uchwycić, przedstawić, jako byt umykający technice pisarskiej, ludzkiej epistemologii czy językowi. Ta szczelina między obrazem faktycznym i potencjalnym odsyła do resztki nieprzedstawionej. Tekst literacki dowodzi więc nie tyle nieprzedstawialności świata, ile niekompletności przedstawienia. Oznacza to, że realistyczność omawianej poetyki polega na dekonstrukcji istniejących znaków prowadzonej dla poszerzenia systemu reprezentacji, nie zaś dla jego ostatecznego zakwestionowania. Nieobecność oikos albo jego obecność niepełna, znikanie „środowiska” albo jego doraźne przejawianie się, niedostateczna reprezentacja albo reprezentacja docierająca do kresów własnej możliwości – oto cechy, które zbliżają realizm ekologiczny do realizmu posttraumatycznego. Właściwości te decydują o poznawczych możliwościach realizmu, o jego potencji wytwarzania wiedzy, nawet jeśli jest to wytwarzanie, które opiera się na odsłanianiu niewystarczalności istniejących środków, nie zaś na wypracowywaniu nowego paradygmatu.
Realizm ekologiczny wciąga nas więc w tekstowe działanie na rzecz przemiany warunków doświadczania środowiska. Związane z tym przestawianie domostwa wynika z odmiennego podejścia do zagadnienia reprezentacji. W obrębie realizmu ekologicznego znak nie jest sytuowany wyłącznie wobec znaczenia i rzeczywistości pozaznakowej, lecz także w odniesieniu do problematycznej pozycji rzecznika. Rzecznik ów, czyli człowiek, autor, narrator, bohater – tak czy owak istota posługująca się językiem – zaczyna przemawiać w imieniu istoty pozaludzkiej, nieposługującej się językiem. W tym komunikacyjnym układzie reprezentować nie znaczy „przedstawiać kogoś/coś”, lecz „przedstawiać w imieniu kogoś/ czegoś”, bez znajomości imienia owego kogoś/czegoś. Jeśli potraktujemy pisarza jako „rzecznika zwierzęcia”, występującego z upoważnienia, choć niebędącego upoważnionym, wówczas uchwycimy w języku relację, która wymusiła ową nie w pełni upoważnioną reprezentację. Mówiąc inaczej: pisarz przemawiając w imieniu zwierzęcia, odsłania sytuację, która sprawiła, że zwierzę jest nieme (Barcz 2016, 94). Nawet jeśli przemawia empatycznie, rozumiemy, że warunkiem uczestnictwa w komunikacji jest posiadanie tożsamości ludzkiej, sprawowanie władzy nad innymi i posługiwanie się językiem ludzkim. Niespełniające tych warunków zwierzę, choć zdolne do komunikacji, zostało z komunikacji wykluczone. Jeśli ma być reprezentowane, to musi tak się dziać pod warunkiem, że tożsamość ludzka i język ludzki stracą pozycję hegemoniczną.
Mowa w imieniu niemej przyrody jest eksperymentem, w ramach którego przestawione w domostwie zostają znak, nadawca i komunikacja. Narusza to konsensus dotyczący warunków zamieszkania oikos.
Zwierzęta na terenie literatury
Znaczące i wielce sympatyczne jest pierwsze zdanie przedmowy: „Książka ta w poważny sposób bierze pod uwagę obecność zwierząt i innych gatunków na terenie literatury polskiej” (Barcz 2016, 9). Estetyka w realizmie ekologicznym, jak z tego zdania wynika, wiąże się z etyką i epistemologią: aby ustalić zasady współistnienia, należy najpierw ‘z powagą dostrzec obecność’ - to zaś wymaga etycznej przebudowy zasad reprezentacji. W zacytowanym przeze mnie określeniu pojawia się też sugestywny obraz obszaru, który z metaforycznego zamienia się w dosłowny: jeśli „na terenie” literatury obecne są zwierzęta, to znaczy, że literatura jest domostwem innej komunikacji ludzko-zwierzęcej.
Aby tę inną komunikację usłyszeć, trzeba przestawić aparat poznawczy – zmienić metodę czytania. Przedstawienie ekokrytyki w działaniu interpretacyjnym następuje w części drugiej i trzeciej. Obie dotyczą polskiej literatury schyłku XIX i całego XX wieku. Jednak to nie podział chronologiczny zadecydował o przyporządkowaniu tekstów do poszczególnych części. W pierwszej z nich poznajemy interpretacje Placówki Prusa, Niezdary Dygasińskiego, Suki Reymonta, wierszy Leśmiana i opowiadania Gloria victis Orzeszkowej. Zestaw poniekąd kanoniczny, ale znany nam w zupełnie innych odczytaniach – zwłaszcza martyrologicznych, patriotycznych, cierpiętniczych. Tymczasem dla autorki teksty te powiązane są figurą słabszego podmiotu ludzkiego. Wszystko, co znaliśmy - niewola, cierpienie, kaźń – pozostaje w polu uwagi, ale zamiast wskazywać na uciemiężony podmiot polski, odsyła do niepełnego podmiotu ludzkiego. „Mniej człowieka” czyni zaś miejsce dla języka przyrody.
W części ostatniej mieszają się dzieła wczesnego, dojrzałego i późnego modernizmu. Pojawiają się tu interpretacje Walki byków Sienkiewicza, Dzienników Gombrowicza, Ostatnich historii Olgi Tokarczuk, poezji Julii Hartwig i eseistyki Jolanty Brach-Czainy, opowiadań Kafki i wierszy Rilkego. Zestaw jest mocno hybrydyczny, ale jego zawartością rządził nowy koncept. O ile w części wcześniejszej autorka szukała osłabionego podmiotu ludzkiego, o tyle w części III kluczową kwestią staje się mediacyjna pozycja zwierzęcia. Zwierzę i jego punkt widzenia, zwierzę jako uczestnik środowiska, zwierzę i jego warunki życia oraz jego śmierć, emocjonalne i mentalne stany zwierzęcia, a także przestrzeń oikos rozpatrywana z perspektywy zwierzęcia – wszystkie te zagadnienia są ujmowane jako przybliżony paradygmat stosunków między człowiekiem i przyrodą. Przybliżony, ale zarazem poszerzony. Oznacza to, że autorka uznała relacje między człowiekiem i zwierzęciem za matrycę wytwarzającą ludzki stosunek do natury w ogóle. Uczymy się – inaczej rzecz ujmując – jak traktować świat, na podstawie tego, jak uczą nas traktować zwierzęta. Z podejściem takim można i należy się spierać, bo przecież oznacza ono, że nawet „wyzwolenie zwierząt” nie objęłoby świata pozazwierzęcego - wód, roślinności czy powietrza. Słuszniejsze wydaje się przypuszczenie, że współczesny świat nie ma żadnego paradygmatu wobec środowiska; społeczeństwa miotają się od stanu obojętności do paniki, na przemian nie dostrzegając dewastacji, to znów popadając w histerię na jakimś punkcie. Ale właśnie ta emocjonalna sinusoida – dowodząca, że oczy ludzi są szeroko zamknięte na wszystko, co pozaludzkie – nieoczekiwanie stwarza szansę zmian. Skoro bowiem nie ma paradygmatu, są natomiast chaotyczne praktyki stosowane wobec natury, wobec tego panika związana z chorobą wściekłych krów, ptasią grypą czy smogiem może poszerzyć pole histerycznej troski. Zabrzmi to cynicznie, ale największą szansą ocalenia środowiska wydaje mi się ludzki egoizm.
Powyższa uwaga, poczyniona na marginesie lektury książki Anny Barcz, świadczy, że Realizm ekologiczny trafia w czułe punkty. Odświeża myślenie, uświadamia istnienie całkiem obszernej biblioteczki w polskim piśmiennictwie, pobudza do polemiki. Nade wszystko jednak odsłania rozległy teren działań dla refleksji literackiej. Na terenie tym mieszają się ze sobą, nakładają na siebie i znoszą nawzajem porządki wytworzone przez niespójne i historycznie zmienne dyskursy. Płoty, klatki, fermy hodowlane, ambony myśliwskie, rzędy drzew, parki krajobrazowe – wszystko to świadczy, że natura jest heterotopią, składająca się z najokrutniejszych więzień i sielankowych azylów. Literaturoznawca wkracza na ten teren, dysponując sztuką czytania i planując interwencję w społeczne dyskursy. Po lekturze Realizmu ekologicznego literaturoznawca będzie o wiele lepiej wyposażony, mimo że Anna Barcz nie napisała syntezy historycznoliterackiej. Jej rozważania dość konsekwentnie obejmują literaturę polską od naturalizmu do początków XXI wieku, ale autorka nie chciała opisać ewolucji przedstawiania natury we współczesności. Zgodnie z jej zamiarem powstał „swego rodzaju przewodnik, choćby wstępny, po ekokrytycznych dylematach, uwzględniający krytykę antropocentryzmu, odrzucający dotychczas przeważające sposoby reprezentacji bohaterów przyrodniczych, w szczególności zwierząt, a proponujący w zamian nową formułę rozumienia relacji tekstu wobec środowiska w koncepcji realizmu ekologicznego” (Barcz 2016, 334).
Przewodnik ten uświadamia, że najwięcej przestawić trzeba w domostwie myślenia. Tylko takie działanie daje nadzieję, że hegemon oikos oraz sublokatorzy za jakiś czas nadal będą mieli gdzie mieszkać.