Obszary niewiedzy. Lewicowa krytyka literacka

logo

Piotr Juskowiak - Orientalizm po poznańsku

Ogłoszony przed kilkunastoma dniami Apel środowiska kultury do prezydenta Poznania w sprawie polityki mieszkaniowej miasta… ((Pełna treść apelu: http://bi.gazeta.pl/im/1/12058/m12058881,APEL.pdf [data dostępu 13.07.2012)) przypomina o odpowiedzialności za miasto ponoszonej przez ludzi swobodniej niż inni kształtujących dyskurs publiczny. Warto mieć to na uwadze w chwili, gdy część tego samego środowiska – dziennikarze, artyści i naukowcy – w nie zawsze zamierzony sposób, wzmacnia mechanizmy dyskursywne współodpowiedzialne za procesy, na które zwrócono uwagę w tym liście: gettoizację, przestrzenny stygmatyzm czy powierzchowną estetyzację.

Tych spośród poznaniaków, którzy oczekiwali bezpośrednich korzyści płynących z ufundowanej za kolosalne pieniądze piłkarskiej kampanii marketingowej, czeka ogromne rozczarowanie. Poznań po Euro 2012 to stary „dobry” Poznań – miasto kontenerów, sterowanych przez bank zastraszeń lokatorów (ostatnio w kamienicach przy ul. Stolarskiej i Małeckiego ((Na ten temat zob. np. http://www.rozbrat.org/informacje/poznan/3377-powrot-sruby-lokatorzy-kolejnych-kamienic-zmuszani-do-wyprowadzki; http://www.rozbrat.org/informacje/poznan/3382-sruba-wprowadza-terror-wladze-nie-reaguja; http://www.rozbrat.org/informacje/poznan/3454-lokatorzy-skarza-sie-na-grobelnego [data dostępu: 13.07.2012)) ), cięć w kruchym jak nigdy obszarze reprodukcji społecznej (nade wszystko edukacji, opiece społecznej czy służbie zdrowia). Uderzenie w najuboższych i najsłabszych mieszkańców miasta pozostaje przy tym jej logiczną konsekwencją, nastawioną tyleż na tyleż na częściowe powetowanie sobie poniesionych w czasie Euro 2012 kosztów, co oczyszczenie fizycznego krajobrazu stanowiącego o miejskim wizerunku. Obie strategie stanowią kluczowe elementy znacznie szerszego i równie skomplikowanego zjawiska neoliberalizacji. Mowa tu, w największym skrócie, o wielobarwnym, prywatno-państwowym procesie ekonomicznej restrukturyzacji ((N. Brenner, J. Peck, N. Theodore, Variegated Neoliberalization: Geographies, Modalities, Pathways, „Global Networks” 2010, vol. 10, no. 2)) , korzystającym z takich narzędzi jak deregulacja czy finansjeryzacja, a prowadzącym do urynkowienia i demontażu publicznej edukacji, opieki zdrowotnej, bezpieczeństwa czy przestrzeni ((zob. także np. D. Harvey, Neoliberalizm. Historia katastrofy, tłum. J. P. Listwan, Warszawa 2008; Neoliberalizm przed trybunałem, red. A. Saad-Filho, D. Johnston, tłum. J. P. Listwan, Warszawa 2009)) . Choć jednym z najlepszym wskaźników zachodzenia neoliberalnych procesów urbanizacyjnych jest wciąż niestwierdzalna w Poznaniu gentryfikacja ((N. Smith, Nowy globalizm, nowa urbanistyka: Gentryfikacja jako globalna strategia urbanistyczna, tłum. Z. Bielecka, „Przegląd Anarchistyczny” 2010, nr 11)) , to za przekonywujące przykłady poznańskiego neoliberalizmu uchodzić mogą np. budowa nowego Dworca Głównego (na zasadach partnerstwa prywatno-publicznego), ubożenie i fizyczna degradacja śródmieścia nastawiona na późniejsze reinwestycje i wymianę dotychczasowych mieszkańców lub przedsiębiorców na tych lepiej sytuowanych ekonomicznie (Chwaliszewo, Śródka, św. Marcin), „rozwój” dokonywany poprzez budowę mega-obiektów (Stadion Miejski) oraz kryzys w obszarze budownictwa komunalnego, połączony z przestrzenną segregacją i zaostrzeniem polityki wobec tzw. trudnych lokatorów (osiedle kontenerowe na ul. Średzkiej) ((Na temat miejskiego neoliberalizmu, zob. np. J. Hackworth, The Neoliberal City: Governance, Ideology, and Development in American Urbanism, Ithaca-London 2007; w kontekście niedawnego uprzestrzennienia polskiego neoliberalizmu zob. A. Stenning, A. Smith, A. Rochovská, D. Świątek, Domesticating Neoliberalism: Spaces of Economic Practices and Social Reproduction in Post-Socialist Cities, Oxford 2010)) .

            Jeśli wspomniane zjawiska stanowią element stosunkowo nowego procesu, zainicjowanego na świecie w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku (w Polsce obserwowanego od 1989 roku ((J. Hardy, Nowy polski kapitalizm, tłum. A. Czarnacka, Warszawa 2010)) ), to towarzyszące mu mechanizmy dyskursywne wydają się stałym narzędziem zarządzania miejskim wizerunkiem, instrumentem sztywnego podziału mieszkańców na lepszych i gorszych oraz jego usprawiedliwiania przy użyciu kategorii modernizacji i skoku cywilizacyjnego. Potwierdza to wybitny amerykański badacz miasta Mike Davis, który w wydanej w języku polskim Planecie slumsów, pisał że: „segregacja miejska nie jest zakrzepłym status quo. To nieustanna wojna społeczna, która nakreśla nowe granice przestrzenne – rzekomo w imię »postępu«, »upiększania miasta«, a nawet »sprawiedliwości społecznej dla ubogich«” ((M. Davis, Planeta slumsów, tłum. K. Bielińska, Warszawa 2009, s. 143)) . Taka transformacja nie odbywa się bez ofiar, choć zdaniem miejskich decydentów nie jest to cena zbyt wygórowana wobec czekających nas w efekcie korzyści. Sukces ideologii postępu zależy tu ściśle od procesu tworzenia miejskich innych (wyrzutków, ludzi na przemiał itp). W warunkach poznańskich ich rola przypada zwykle trudnemu lokatorowi, bezdomnemu czy „menelowi”. Możemy mówić w tym kontekście za Guyem Baetenem o „robieniu użytku z deprawacji” ((G. Baeten, The Uses of Deprivation in the Neoliberal City, w: Urban Politics Now: Re-Imagining Democracy in the Neoliberal City, red. BAVO, Rotterdam 2007)) , o tworzeniu dyskursu miejskiego orientalizmu piętnującego ubogich i chorych mieszkańców miasta jako sprawców własnej niedoli, który uzasadnia w konsekwencji niemal każdą interwencję władzy w obszarze dotkniętej biedą dzielnicy czy kamienicy.

         Zastanowić się warto czy ta znana od czasów kolonializmu strategia ((Oczywisty trop stanowi tu książka Saida kładąca podwaliny pod przyjmowaną tu miejską wykładnię orientalizmu, por. E. W. Said, Orientalizm, tłum. M. Wyrwas-Wiśniewska, Poznań 2005)) nie jest w przypadku Poznania warunkiem koniecznym zupełnie nieuzasadnionych ambicji metropolitalnych. Atak na miejskich wyrzutków byłby w tej sytuacji zgodną z ideologią postępu walką z pozostałościami poprzedniego ustroju politycznego czy formy miejskiej. Zbieżną z pozostałymi wynalezionymi w warunkach kolonialnych rozwiązaniami przestrzennymi, za które uchodzą suburbanizacja, nowoczesne enklawy biedy i bogactwa oraz najnowsze osiągnięcia w obszarze miejskiej kontroli i nadzoru ((Na temat adaptacji kolonialnych wynalazków na metropolitalnym gruncie zob. np. G. Agamben, Homo sacer. Suwerenna władza i nagie życie, tłum. M. Salwa, Warszawa 2008; S. Graham, Cities Under Siege: The New Military Urbanism, London-New York 2011; A. D. King, Spaces of Global Culture: Architecture, Urbanism, Identity, London-New York 2004)) . Władze Poznania wyraźnie zresztą obawiają się podobnych, orientalnych skojarzeń, o czym świadczy choćby brak woli politycznej na realizację „Minaretu” Joanny Rajkowskiej. Niezachodniego w swej inspiracji pomnika opowiadającego się za wewnętrzną innością miasta i stającego w jej obronie.

         Miejski orientalizm to w polskim społeczeństwie nie tylko jedna z głównych strategii konstruowania napiętnowanego innego ((Co prześledził w pismach teoretyków rodzimej transformacji poznański antropolog Michał Buchowski. Tegoż, Widmo orientalizmu w Europie. Od egzotycznego Innego do napiętnowanego swojego, tłum. M. Golinczak, „Recykling Idei” 2008, nr 10)) , ale i potężny dyskurs przesączający się do wyobraźni osób, które trudno posądzać o antyspołeczne spojrzenie na miasto. Jego elementów można doszukiwać się w pozornie niewinnych żartach („na wschód od Konina Azja się zaczyna”), prowadzonych m.in. przez dziennikarzy „Gazety Wyborczej” kampaniach na rzecz estetyzacji miasta (krytyka rzekomego kiczu i przaśności Jarmarku Świętojańskiego ((http://m.poznan.gazeta.pl/poznan/1,106517,9452800.html [data dostępu 13.07.2012])) oraz trudnych do zrozumienia, z uwagi na ich wyjątkowość i kontrowersyjność, marzeń o powtórzeniu efektów: Bilbao, barcelońskiego i berlińskiego. Te ostatnie to ciekawy przykład polskiego kompleksu, często bezrefleksyjnego zapatrzenia na miasta Europy Zachodniej, które nie dostrzega lub zaciemnia skutki uboczne wspomnianych efektów – utowarowienie kultury, prywatyzację przestrzeni publicznej i poszerzanie ekonomicznej przepaści między beneficjentami zmian i osobami najbardziej przez nie poszkodowanymi. Bieda nie jest jednak zjawiskiem, które można, jak sądzi burmistrz Berlina, przykryć tym, co seksowne. Przeciwnie, pozostaje najpoważniejszym problemem miast pod wszystkimi szerokościami geograficznymi. Nie da się go rozwiązać poprzez kosztowne kampanie reklamowe przeciwko żebractwu czy programowe wyrzucanie biedoty poza śródmieście i, co za tym idzie, mentalne mapy większości mieszkańców. Niewiele pomogą tu także typowa dla poznańskich władz minimalizacja problemu i zgodne z neoliberalną retoryką zrzucanie odpowiedzialności za brak innych rozwiązań na grupy nie tylko nieobjęte obowiązkiem prospołecznego regulowania kwestii mieszkaniowej, ale i skutecznie przez magistrat lekceważone, gdy związane z nim rozwiązania wypracowywać jednak próbują ((Por. arogancką odpowiedź prezydenta Poznania Ryszarda Grobelnego na wspomniany apel środowiska poznańskiej kultury - http://ryszardgrobelny.blog.pl/odpowiedz-na-apel-srodowiska-kultury-do-prezydenta-poznania-w-sprawie-polityki-mieszkaniowej-miasta,15671587,n i krytykujący ją słuszny list sygnatariusza apelu, kierownika Pracowni Pytań Granicznych profesora Tomasza Polaka - http://poznan.gazeta.pl/poznan/1,36001,12119510,Polak_do_Grobelnego__Zarty_na_bok__Panie_Prezydencie_.html [data dostępu: 13.07.2012])) .

            W dobie wybudowanej środkami publicznymi poznańskiej enklawy biedy i upodlenia, a w przeddzień jej zasiedlenia przez pierwszych lokatorów należy stanowczo odrzucić tezę wypowiedzianą kiedyś przez francuskiego socjologa Michela Maffesolego, że „na nazwę »miasta« nie zasługuje miejsce, gdzie fakt nieumierania z głodu okupiony jest śmiercią z nudy” ((M. Maffesoli, Czas plemion. Schyłek indywidualizmu w społeczeństwach ponowoczesnych, tłum. M. Bucholc, Warszawa 2008, s. 10)) . Pora nie tylko odwrócić sens przywołanego zdania, ale i przywrócić spokój szykanowanym przez banki i deweloperów lokatorom, jak również podjąć trud przywracania społeczeństwu osób najbardziej tego potrzebujących. Na nazwę miasta nie zasługuje bowiem miejsce, gdzie dobro wspólne, godność życia i prawo do współkształtowania i zamieszkiwania przestrzeni przez wszystkich mieszkańców poświęca się na ołtarzu prywatnych interesów, politycznej obojętności i administracyjnej nieodpowiedzialności ((zdjęcia wykorzystane przy artykule pochodzą ze strony rozbrat.org)) .