Obszary niewiedzy. Lewicowa krytyka literacka

logo

Piotr Jakubowski, Małgorzata Jankowska - Instrumenty przebiegłej historii

Serdecznie zachęcamy do lektury wprowadzenia do książki "Wielcy artyści ucieczek", autorstwa jej redaktorów Piotra Jakubowskiego i Małgorzaty Jankowskiej*(http://www.ha.art.pl/wydawnictwo/zapowiedzi/3065-wielcy-artysci-ucieczek). "Praktyka Teoretyczna" objęła nad nią swój matronat.
.
.
.
.

Piotr Jakubowski, Małgorzata Jankowska

Instrumenty przebiegłej historii

1

Zadanie nie jest łatwe: napisać tekst o książce, która składa się z tekstów o innej książce. Ten tekst musiałby być metametatekstem, a na takiej wysokości łatwo o zgubne kroki.

Pierwsze posunięcie jest w miarę bezpieczne: książką, o której teksty tworzą naszą książkę, jest wydana równych trzydzieści lat temu (w 1983 roku) i uhonorowana nagrodą Bookera powieść Johna Maxwella Coetzeego Życie i czasy Michaela K (Life & Times of Michael K). Trzy dekady, które upływają od jej publikacji, są dodatkową, ale nie zasadniczą przyczyną wyboru tej właśnie książki i podjęcia się zadania, które sobie wyznaczyliśmy.

Drugi bezpieczny krok – „omówienie” powieści – nie zostanie tu przez nas wykonany, gdyż czytelnicy wielokrotnie podczas lektury będą mieli okazję poznać Michaela K i jego historię.

Skłonni bylibyśmy powiedzieć – to już krok bardziej ryzykowny – że Wielcy artyści ucieczek nie są przede wszystkim książką o powieści Coetzeego ani też o jej recepcji, lecz książką o interpretacji. A właściwie o możliwościach posunięć interpretacyjnych w sytuacji, którą Jacques Derrida określił jako „aporia komentarza”. Krytyczny komentarz jest niemożliwy, ponieważ w dziele zawsze pozostanie jakaś część nie poddająca się systematyzacji, ale też komentarz ten jest konieczny jako odpowiedzialna odpowiedź na wezwanie, które dzieło kieruje do odbiorcy. Greckie áporos oznaczało „brak przejścia”, „brak dalszej drogi” – książka nasza nie tyle dowodzi, że przejście istnieje, że drogi są, ile stara się ukazać, że rozwiązanie problemu zależy od tego, jak zdefiniujemy „drogę” i co uznamy za „przejście”.

Aporia ta jest jakoś „większa” (i, paradoksalnie, bardziej produktywna) w przypadku dzieła takiego jak Życie i czasy Michaela K – jednej z tych powieści, które skazane są na to, co Paul de Man określił jako misreading: niedoczytanie, nieodczytanie czy błędne odczytanie. Dlatego też naszym głównym celem było eksploatowanie, ale nie wyczerpanie (jakby to w ogóle było możliwe) potencjału interpretacyjnego książki Coetzeego.

Tutaj pojawia się podstawowe źródło inspiracji: stosowana znacznie częściej na Zachodzie niż w Polsce praktyka badawcza polegająca na naświetlaniu jednego dzieła z wielu perspektyw interpretacyjnych/teoretycznych. Jeśli chodzi o rodzime publikacje, pierwszym przykładem tego typu zabiegu był tom „Latarnik” Henryka Sienkiewicza, pod redakcją Tadeusza Bujnickiego i Haliny Bursztyńskiej. Pomysł ten przejęli następnie Inga Iwasiów i Jerzy Madejski. W redagowanej przez nich serii „Rozbiory” ukazały się (jak do tej pory?) trzy pozycje, ostatnia z nich – ponad dekadę temu, dotyczące kolejno Panien z Wilka Jarosława Iwaszkiewicza (1996), Wariacji pocztowych Kazimierza Brandysa (1999) i tomu Matka odchodzi Tadeusza Różewicza (2002).

Należy dodać, że w międzyczasie pojawiały się wszakże inicjatywy utrzymane w pokrewnym duchu. Jedną z nich było wydanie nowego przekładu Kopisty Bartleby’ego Hermana Melville’a (Warszawa 2009) wraz z poświęconymi temu opowiadaniu esejami Gillesa Deleuze’a i Giorgia Agambena. W tym samym roku Grzegorz Jankowicz zaprosił dwunastu polskich pisarzy do napisania opowiadań inspirowanych słynnym dictum Melville’owskiego bohatera – „Wolałbym nie”. W efekcie powstała antologia pod tym właśnie tytułem, wydana przez korporację Ha!art (Wolałbym nie. Antologia, red. G. Jankowicz, Kraków 2009).

W jedenaście lat po publikacji ostatnich „Rozbiorów” podejmujemy przerwany wątek, ale powtarzamy go „z różnicą” wynikającą z tego, co w międzyczasie wydarzyło się w teorii literatury. Zamiast rozparcelowania poszczególnych tekstów na zasadzie przyporządkowania ich do określonych tradycji metodologicznych (jak to ma miejsce w przypadku „Rozbiorów”), proponujemy rekurs w stronę teorii kulturowych (teorii krytycznych), w ramach których, jak pisze Anna Burzyńska, „na plan pierwszy wysuwa się nie tyle teoretyzowanie, ile rozmaite praktyki interpretacji uruchamiające zróżnicowane konteksty kulturowe, w jakich uczestniczy tekst literacki” ((A. Burzyńska, Kulturowy zwrot teorii, w: Kulturowa teoria literatury. Główne pojęcia i problemy, red. R. Nycz, M.P. Markowski, Kraków 2006, s. 74.)) . Wielkich artystów ucieczek można więc zasadnie uznać za kontynuację „Rozbiorów” po kulturowym, antyteoretycznym recyklingu.

Idea interpretacyjnego wielogłosu odnosi też do ukutego blisko ćwierć wieku temu przez Wayne’a C. Bootha w książce The Company We Keep [Wspólnota, którą utrzymujemy] pojęcia kodukcji, które z rzadka jest słyszalne w rodzimym dyskursie krytycznym. Booth określa kodukcję jako „ciągłą rozmowę” [continuing conversation], fundującą proces „krytycznego rozumienia” dzieła. W procesie kodukcji opinie i sądy dotyczące wartości dzieła sprawdzane i korygowane są w przestrzeni publicznej rozmowy. Dalekim echem odbija się tu Jürgena Habermasa idea rozumu komunikacyjnego, zaś podstawowe założenia zostają podtrzymane, nawet gdy to, co miałoby być rozmową, jest tak naprawdę wymianą nie stwierdzeń, a tekstów.

W procesie kodukcji kluczowe jest to, że komentarz obejmuje nie tylko sam tekst, ale też i wcześniejsze komentarze innych krytyków. Tak właśnie tworzy się rozmowa. Swoisty „współczynnik cytowania” był ważnym drogowskazem przy wyborze tekstów, które weszły w skład niniejszej antologii. Szczególnym przypadkiem jest tu recenzja Życia i czasów Michaela K napisana przez Nadine Gordimer (Idea uprawiania ogrodu), do której odwołuje się zdecydowana większość z obecnych w zbiorze autorów, jeden zaś z tekstów (Czyniąc rewolucyjny gest Kelly Hewson) obiera ją za swój główny temat. Również intrygujący przypadek stanowi łączność dwóch esejów otwierających zbiór: niealegoryczna, literalna metoda lektury Życia i czasów Michaela K, zaproponowana przez Dereka Attridge’a w tekście Przeciw alegorii, zostaje zaaplikowana przez Patricka Hayesa w eseju „TU RZĄDZI JOEY”.

Otwarcie zbioru tekstem autora Jednostkowości literatury ma też dodatkowe uzasadnienie. Za „alegoryczne” uznaje Attridge takie odczytania, które transcendują tekst i „traktują literalne znaczenie jako ścieżkę ku innemu, istotniejszemu znaczeniu”: albo uniwersalnym „prawdom o naturze ludzkiej”, albo bardziej określonym reprezentacjom typów i postaw (w tym przede wszystkim postaw politycznych) jako zobrazowanym w tekście. Autor przyznaje jednak, że – wbrew tytułowi swego tekstu – nie jest „przeciw” alegorii, nie chce „negować wartościowych intuicji, jakie ten tryb lektury wytwarza i, bez wątpienia, wciąż będzie wytwarzał”. Opowiada się natomiast przeciwko totalizacji alegorycznego trybu odczytania, czyli takiej sytuacji, w której komentator nie odda sprawiedliwości „jednostkowości i odkrywczości” przedmiotu komentarza, albowiem poszukiwanie alegorycznych znaczeń całkowicie przesłoni mu „doświadczenie lektury” finezyjnego, mistrzowsko napisanego tekstu. Tym samym właściwe wczytanie się w argument Attridge’a nie powinno dopuścić do zironizowania innych (nawet wyraźnie „alegorycznych”) komentarzy, ale stanowić jedno z kryteriów ich oceny.

2

Niewielka popularność podobnych do niniejszego projektów po części wynika z realiów (polskiego?) rynku wydawniczego. Książki tego typu zdają się „nierentowne”, gdyż liczba potencjalnych nabywców jest, z założenia, mniejsza niż liczba czytelników dzieła, którego one dotyczą. Nabywca mógłby bowiem zapytać: czy naprawdę nie ma ciekawszych tematów? Much Ado for Nobody – tak zatytułowana była anonimowa, skrajnie negatywna recenzja Życia i czasów Michaela K umieszczona na łamach „African Communist” ((Mimo kilkukrotnie wznawianych i do wielu osób wysyłanych próśb o zgodę na przedruk tego tekstu, wszystkie nasze zapytania zostały konsekwentnie zignorowane.)) . No właśnie, czy książce naszej nie można postawić analogicznego zarzutu, że robi ona „wiele hałasu o nikogo”? Czy czterysta stron o dwustu stronach to nie przesada? Jakkolwiek obca by nam nie była taka perspektywa, musimy się z nią zmierzyć, uzasadniając zarazem wybór właśnie tej a nie innej powieści jako podstawy dla krytycznego polilogu.

Zacznijmy od tego, iż mimo że rzeczywiście wszystkie teksty zawarte w Wielkich artystach ucieczek są o Życiu i czasach Michaela K, to nie przekłada się to ani na ich jednorodność, ani jednomyślność. Staraliśmy się tak dobrać repertuar krytycznych głosów, by zmaksymalizować spektrum poruszanych problemów. W tym przypadku – w przeciwieństwie do wielu innych prac zbiorowych – jednorodność (ten sam przedmiot komentarza) była punktem wyjścia, nie dojścia.

Wiele z kwestii poruszonych implicytnie w Życiu i czasach Michaela K, takich jak inność, wykluczenie, stygmatyzacja społeczna, wspólnotowość, opór, przemoc symboliczna i instytucjonalna od dawna jest obecnych na agendzie humanistycznej debaty. Pozwala to określić książkę Coetzeego jako powieść o substrukturze filozoficznej – stąd takie bogactwo komentarzy oraz tak znaczna tematyczna ich rozpiętość. To też tłumaczy fakt, że Życie i czasy Michaela K są omawiane w nawiązaniu do całej rzeszy prominentnych myślicieli, od Rousseau, Kanta, Hegla i Herdera, przez Heideggera i Levinasa, po Foucaulta, Derridę, Lacana, Deleuze’a i Guatarriego, Ricoeura, Rawlsa, Kymlickę, Agambena, Žižka, Strawsona i Spivak.

Jako inną przyczynę można wskazać intertekstualny charakter powieści. Krytycy ukazują powinowactwa Życia i czasów Michaela K chociażby ze wspomnianym już Kopistą Bartleby’m, a także ze Schronem, Zamkiem czy Głodomorem Franza Kafki, Kandydem Woltera, Michaelem Kohlhaasem Heinricha von Kleista, Molloyem i Nienazywalnym [Unnamable] Samuela Becketta, Idiotą Fiodora Dostojewskiego czy Robinsonem Crusoe Daniela Defoe’a.

Dwie pozostałe przyczyny tyczą się z kolei zarówno Życia i czasów Michaela K, jak i Kopisty Bartleby’ego. Otóż obie te książki niejako wywołują czy prowokują interpretacje nie tylko przez swą intrygującą tajemniczość, mroczność oczekującą rozjaśnienia, mgławicowość czekającą na rozproszenie, ale też dzięki temu, że tematyzują i problematyzują sam proces interpretacyjny, ukazując dodatkowo jego klęskę, i wprowadzają w obręb świata przedstawionego figurę egzegety: w opowiadaniu Melville’a będzie to adwokat, w powieści Coetzeego – lekarz.

Lekarz jest niebywale ambiwalentną postacią: niektórzy odczytują go jako porte parole samego pisarza, inni jako inkorporację czytelnika w obręb powieści, jeszcze inni będą w nim widzieć ucieleśnienie liberalnego altruizmu Zachodu (i jego mrocznych stron), figurę ojcowską czy miłosiernego Samarytanina. Troska lekarza o pacjenta stopniowo przeradza się w fascynację i stosunek wręcz parareligijny. Ostatecznie, już po ucieczce K ze szpitala, lekarz gotów jest porzucić wszystko i ruszyć, niczym apostoł, śladami Michaela (a raczej Michaelsa, bo tak go przecież nazywa). „Michaels coś znaczy” – stwierdza lekarz, a odkrycie tego znaczenia staje się dla niego celem życia – „gdyby sam Michaels był zaledwie tym, czym się wydaje […], człowiekiem z wywiniętą wargą, samą skórą i kośćmi […], wówczas ze spokojnym sumieniem mógłbym pójść do toalety za szatniami dżokejów, zamknąć się w ostatniej kabinie i strzelić sobie w głowę” [MK, s. 194]. Czyli – jeśli znaczenie Michaela (w Michaelu?) nie istnieje, nie warto żyć. I dalej – jedyną rzeczą, dla której warto żyć, jest poszukiwanie tego znaczenia. Wątpliwym jest, by autorki/autorzy tekstów zamieszczonych w niniejszym zbiorze stawiali sprawę aż tak ostro; natura wezwania pozostaje jednak analogiczna, a być może każde odczytanie książki musi być odczytaniem „życia i czasów Michaelsa K”.

Przewrotność powieści Coetzeego polega bowiem również na tym, że nie tylko ukazuje ona egzegetyczne próby lekarza, ale i uwydatnia właściwe im omyłki i nadużycia, których sam Michael („tekst” nieodczytywany czy błędnie odczytywany przez lekarza) nie kwapi się sprostować. Jednak wiele słów lekarza, zwłaszcza tych wynikających ze skonstatowania własnej niemocy poznawczej, traktowanych jest jako istotne, a wręcz zasadnicze dla odczytania powieści. Dla przykładu: zdanie mówiące o pobycie Michaela/Michaelsa w szpitalu jako „alegorii tego, w jak haniebny, w jak oburzający sposób znaczenie może się wtopić w system i pozostać w nim pustym słowem” [MK, s. 195] przytoczone jest w sześciu z dwudziestu tekstów; określenie go jako „duszy nietkniętej przez doktrynę, nietkniętej przez historię” [MK, s. 178] – w pięciu; konstatacja, iż „Michaels […] tak się zbliżył do stanu życia w śmierci czy też śmierci w życiu, jak w ogóle człowiek może się zbliżyć” [MK, s. 187], podobnie jak przekonanie, iż jest on „najbardziej tajemniczy z tajemniczych, tak tajemniczy, że graniczy z cudem” [MK, s. 167] i że „przelatuje przez te zakłady, obozy, szpitale i Bóg wie co jeszcze niczym kamień […] przez kiszki wojny” [MK, s. 158] – w czterech. Przy czym rzadko kiedy zostają one jakoś zasadniczo zakwestionowane ((Sławomir Masłoń stanowczo odbiera wartość prawdziwościową i poznawczą wszelkim stwierdzeniom lekarza, sugerując, że to, co ten rozpoznaje jako znaczące i cenne, jest tak naprawdę efektem niepełnego wejścia Michaela w przestrzeń symboliczną (językową): „Gdy ktoś nie jest w stanie używać znanych słów do tworzenia nowych metafor, wydaje mu się, że przeżywa stany uczuciowe, które są niewyrażalne” (S. Masłoń, Coetzee. Przewodnik „Krytyki Politycznej”, Warszawa 2009, s. 84). Nie do końca nas jednak przekonuje perspektywa ujmowania postaci książkowej tak, jakby była żywym człowiekiem, ukształtowanym określonymi doświadczeniami, i mogła stanowić przypadek dla psychoanalizy.)) .

Dodajmy, że tytuł niniejszej książki również zaczerpnięty jest ze słów lekarza, który w liście do Michaela pisał: „Czy zauważyłeś, że ilekroć próbowałem cię przygwoździć, ty jakoś się wymykałeś? […] No cóż, Michaels, może i nie skaczesz o tyczce, ale jesteś wielkim artystą ucieczek, jednym z najwspanialszych uciekinierów: chylę przed tobą czoło” [MK, s. 195].

3

Co jednak jest takiego w Michaelu K, że padają tak mocne i doniosłe słowa na jego temat? Co tak zafascynowało lekarza? Odpowiedź jest prosta: Michael K jest Oryginałem. Figurę tę wprowadził Gilles Deleuze w eseju o Bartleby’m. Prawdziwa literatura, zdaniem francuskiego filozofa, powstaje jako efekt spotkania Profety z Oryginałem. Profeta, czyli pisarz, napotyka na swej drodze Oryginał. Oryginał w sensie absolutnym. Jednostkę, która jest nie tyle outsiderem czy wyrzutkiem, zaprogramowanym przez system jako jego konstytuujące zewnętrze, ile tym, kto w swej życiowej postawie wymyka się wszelkim formom systemowych przyporządkowań (interpretacji, opowieści, historii, psychologii itd.). Spotkanie z Oryginałem unaocznia umowny, pozorny charakter wszelkich oczywistości i pewników, otwierając groźną i zarazem fascynującą przestrzeń atopii. Rola Profetów sprowadza się zaś do odnotowania śladu tego pęknięcia ((Na temat „pęknięcia” zob. też: J.M. Coetzee, Dzieciństwo Jezusa, przeł. M. Godyń, Kraków 2013, s. 194.)) , które swoim istnieniem Oryginał wprowadza w porządku świata.

Oryginałowie – pisze Deleuze – „mogą przetrwać, o ile przybiorą kamienną postać, odrzucając wolę i uświęcając samych siebie w tym zawieszeniu” ((G. Deleuze, Bartleby albo formuła, przeł. G. Jankowicz, w: H. Melville, Kopista Bartleby. Historia z Wall Street, przeł. A. Szostakiewicz, Warszawa 2009, s. 85.)) . Oryginał jest więc pewnego rodzaju człowiekiem-kamieniem, homo lapis. Ambiwalencja motywu kamienia doprasza się o choć pobieżną uwagę. Kamień: niemy, poboczny, nieistotny, wyzwolony od woli, z pozoru w pełni podporządkowany, zachowuje przez wieczność, nienaruszone, swą harmonię i doskonałość, deponuje swój skryty „kamienny sens”. Wszak absolutny koniec ludzkich starań – gdy nie pozostaje nawet kamień na kamieniu – nie dosięga… samych kamieni. W kamieniach – milowych, węgielnych, granicznych – deponowane jest ludzkie pragnienie stałości. Kamień wytrwale „myśli siebie kamieniowatego” ((U. Eco, Wyspa dnia poprzedniego, przeł. A. Szymanowski, Warszawa 2007, s. 418.)) , celebrując, na marginesie Dziejów, swą dostojną obojętność, manifestując swój opór, którego przyczyny pozostają skryte, swoje „uparte NIE” [MK, s. 193]. Tym samym zamieszanie, które wprowadza, pozostaje odwrotnie proporcjonalne do miejsca, jakie zwykło się mu przypisywać. Bo przecież „Lawina bieg od tego zmienia / Po jakich toczy się kamieniach” (Cz. Miłosz).

Obraz kamienia jako milczącej, cierpliwej mądrości przedstawia też Zbigniew Herbert w wierszu Kamyk, który to wiersz, zestrojony z fragmentem monologu lekarza o Michaelu K, doskonale oddaje wrażenie obcowania z Oryginałem:

Kamyk jest stworzeniem doskonałymrówny samemu sobie pilnujący swych granic wypełniony dokładnie kamiennym sensem o zapachu który niczego nie przypomina niczego nie płoszy nie budzi pożądania jego zapał i chłód są słuszne i pełne godności   czuję ciężki wyrzut kiedy go trzymam w dłoni i ciało jego szlachetne przenika fałszywe ciepło   Kamyki nie dają się oswoić do końca będą na nas patrzeć

okiem spokojnym bardzo jasnym

Jest jak kamień,

jak kamyk, który

leżał sobie spokojnie

nikomu nie wadząc

od zarania czasu,

a teraz ktoś go nagle

podniósł i niedbale przerzuca

z ręki do ręki.

Mały twardy kamień,

ledwo świadom swego otoczenia,

zatopiony w samym sobie

we własnym życiu

wewnętrznym [MK, s. 158]

Istnieje jednak też przeciwstawne ujęcie motywu kamienia. Przedstawia je chociażby – oczami swojego bohatera – Bolesław Prus w Lalce: „[Wokulski] znowu potknął się o kamień i ten nie znaczący fakt obudził w nim straszliwe medytacje. Zdawało mu się, że kiedyś, kiedyś on sam był kamieniem, zimnym, ślepym, nieczułym [i] leżał pyszny w swojej martwocie, której największe ziemskie kataklizmy nie zdołały ożywić” ((W. Prus, Lalka, t. II, Kraków 2010, s. 179.)) .

Podobna ambiwalencja objawia się w niektórych stwierdzeniach lekarza. Dzieje się tak na przykład wtedy, gdy mówi on swojemu przełożonemu, że Michael(s) „To głupek, zresztą niezbyt interesujący głupek […], ktoś taki powinien siedzieć zamknięty w zakładzie, za wysokim murem, wypychać poduszki albo podlewać klomby” [MK, s. 165]. To, że lekarz wypowiada te słowa, by ratować swego pacjenta przed zakusami władzy, nie zmienia faktu, że możliwość ujęcia człowieka-kamienia jako pod-człowieka, mniej-niż-człowieka, tkwi, niczym fantazmat, w świadomości, i jest, zdaje się, w jakimś stopniu komplementarne ze swym przeciwieństwem. Pewne figury łączą zresztą oba obrazy: chociażby postać jurodiwego czy świętego głupca (holy fool).

Oślepiająca fascynacja i ślepa pogarda wyznaczają dwa ekstrema reakcji na Oryginalność. Staraliśmy się ich uniknąć, proponując w zamian skromniejsze, bardziej stonowane uniwersum refleksji: od krytycznej wątpliwości po pasję literatury.

4

Istnieje jeszcze jeden zasadniczy problem: czy Życie i czasy Michaela K są w stanie przetrwać wszystkie te krytyczne naloty? Czy po lekturze Wielkich artystów ucieczek powieść ta nie będzie wyglądać – by posłużyć się słynną metaforą Zbigniewa Herberta z Epizodu w bibliotece – jak salamandra obgryziona przez mrówki? Z podobnym problemem, tyle że w kwestii Sylwii Gérarda de Nervala, borykał się Umberto Eco, dochodząc ostatecznie do wniosku, że nawet skrajnie analityczne opracowanie dzieła nie umniejszyło w jego przypadku „przyjemności i swobody dalszych odczytań”, co więcej, dzięki tym badaniom zrozumiał lepiej, „jak działa Sylwia”. Zapytany zaś, w jaki sposób połączyć racjonalność i uczucia, odpowiedział, że „nawet ginekolodzy się zakochują” ((U. Eco, Replika, w: E. Eco, R. Rorty, J. Culler, Ch. Brooke-Rose, Interpretacja i nadinterpretacja, red. S. Collini, przeł. T. Bieroń, Kraków 2008, s. 165-166.)) . Nic więcej nie pozostaje nam w tej kwestii do dodania, a zgrabniej i bardziej dobitnie ująć tego nie potrafimy.

5

Książka Wielcy artyści ucieczek składa się z czterech rozdziałów oraz appendixu w postaci dwóch wywiadów – z Coetzeem oraz Magdaleną Konikowską, tłumaczką Życia i czasów Michaela K na język polski. Jedenaście z dwudziestu zamieszczonych esejów stanowią przedruki, wszystkie oprócz jednego z nich (Cienia pod wiszącą skałą Agaty Bielik-Robson) ukazują się w języku polskim po raz pierwszy. Autorki i autorzy tekstów zamieszczonych w książce pochodzą z dziesięciu krajów leżących na pięciu kontynentach. Publikacja, którą proponujemy czytelnikom, ma więc charakter nie tylko interdyscyplinarny, ale też międzynarodowy (w porywach – ogólnoświatowy).

Podział na rozdziały jest, jak to zwykle w takim wypadku bywa, schematyczny, sztuczny i mylący. Większość z tekstów spokojnie można by było przyporządkować do dwóch (a w niektórych wypadkach nawet trzech) konceptualnych ram, na bazie których dokonaliśmy owej parcelacji.

Staraliśmy się nadać całości pewną odśrodkową dynamikę i tak część pierwsza, „teKst”, obejmuje wspomniane już eseje Attridge’a i Hayesa, skupione na analizie samej tkanki tekstu: języka i stylu. W kolejnym tekście Mike Marais uwydatnia, na bazie obecnej w Michaelu K opozycji pasożyt-żywiciel, nie tylko ciemne strony relacji państwa do swoich obywateli, ale też pisarza do swojego bohatera, wreszcie zaś – czytelnika do tekstu. Trzy pierwsze eseje stanowią więc swoiste drogowskazy przy formułowaniu krytycznych komentarzy: jak interpretować, by oddać sprawiedliwość doświadczeniu lektury (Attridge), jak interpretować i – zważywszy na podwójny, jednocześnie komiczny i doniosły rejestr języka powieści – nie kłamać zarazem (Hayes), oraz: jak interpretować, by nie być posądzonym o pasożytnicze żerowanie na tekście (Marais). Następnie przechodzimy w pole refleksji nad Życiem i czasami Michaela K w wewnętrznym kontekście całości dzieła Coetzeego i/lub kulturowego, społecznego, politycznego, a także historycznego znaczenia pisarstwa (jak i narracji czy w ogóle języka). Agata Bielik-Robson ukazuje schemat ewolucyjny samokrytycznej twórczości Coetzeego, który – świadomy, że język i narracyjna formuła są z konieczności redukcyjne, nieprzystające do doświadczenia (zwłaszcza doświadczenia traumatycznego) – próbuje, poprzez luzowanie formalnych rygorów, zrzucić z siebie (z literatury?) „winę” wynikającą z samego faktu pisania-kolaborowania. Przemysław Czapliński, określając gatunkową przynależność powieści Coetzeego jako „powiastkę postoświeceniową”, rozważa, w jaki sposób społeczne dyskursy (począwszy od codziennych opowieści, skończywszy na instytucjonalnych narracjach historii) usiłują zaanektować to, co wymyka się ich ramom konceptualnym, i jakie koszty ponosi się, wchodząc w obszar tego, co inteligibilne, społeczne, pojmowalne. David Attwell, odnosząc się właśnie do oporu, jaki tekst stawia próbom przywłaszczenia go przez historyczne interpretacje, odczytuje Michaela K jako narratologiczną figurę Derridiańskiego śladu (trace): elementu pozostającego zawsze poza kontrolą i kalkulacją, miejsca, w którym transgresywny ruch tekstualizacji wyswobadza się z rygorów tekstu-dzieła. Jean-Paul Engelibert z kolei widzi w Życiu i czasach Michaela K przykład tego, co Gilles Deleuze i Felix Guattari określili mianem „literatury mniejszej” (la literature mineure). W konkluzji autor wskazuje, jakie aktualne polityczne znaczenie można nadać powieści stworzonej w zupełnie innych socjopolitycznych realiach.

W kolejnym rozdziale, zatytułowanym „konteKst”, tematy takie jak milczenie, bezczynność, samotność, bezdomność, szaleństwo czy ekstaza omawiane są przez zestawienie Życia i czasów Michaela K z tekstami tak filozofów (Rousseau, Heideggera, Ricoeura, Derridy, Agambena, Foucaulta, Deleuze’a), jak i dziełami literackimi (Kopistą Bartleby’m Melville’a, Księgą niepokoju Fernanda Pessoi, Molloyem Becketta, Życiem instrukcją obsługi Georges’a Pereca czy Wszystko rozpada się Chinuy Achebe). Piotr Jakubowski przedstawia Życie i czasy Michaela K jako przykład „literatury niekonsekwentnej” (takiej, która przez sam fakt swojego powstania neguje źródła, z których się wywodzi, zaś swoją „niemożliwość” przedstawia jako swój temat), następnie zaś autor testuje i krytykuje, na przykładzie Michaela K, ideę tożsamości narracyjnej. Michael Valdez Moses zestawia powieść Coetzeego z Marzeniami samotnego wędrowca Rousseau i z pozoru apolityczną postawą francuskiego filozofa – osamotnionego wygnańca nawiązującego bliskość z naturą. Samotność jest również istotną kategorią dla kolejnego komparatystycznego odczytania Życia i czasów…, tym razem z powieścią Wszystko rozpada się. Zestawiając ze sobą postaci głównych bohaterów – Michaela K i Okonkowo – Marcela Kościańczuk rozważa, w postkolonialnym duchu, zagadnienia inności, wyobcowania i społecznej stygmatyzacji, odnosząc je przede wszystkim do płaszczyzny językowej – stąd tytułowa „ucieczka od języka”. Wątek ten pojawia się też w kolejnym tekście. Duncan Chesney, rozprawiając się z nieuzasadnionymi, jego zdaniem, głosami krytyków (Benity Perry czy Dereka Wrighta), odmawiających powieści politycznego znaczenia, przedstawia projekt wspólnotowości opartej na swoistej „etyce milczenia”. Małgorzata Jankowska odnosi się do wspomnianej już ambiwalentnej reakcji społecznej na Oryginalność, zapytując, czy Michaelowi K bliżej jest do mędrca, czy do szaleńca. Zamiast jednak udzielić na to pytanie konkluzywnej odpowiedzi, autorka dekonstruuje samą opozycję, ukazując – w nawiązaniu do historycznej socjologii Michela Foucaulta – kulturowe uwarunkowania tkwiące pod tymi etykietami. Z eseju Sarah Dove Heider Michael K wyłania się jako nie-nowoczesna czy anty-nowoczesna postać, wolna od kulturowych „maszyn pragnienia”, zaś „bezczasowa ekstaza” ukazana zostaje jako szansa wyswobodzenia się z dominujących trendów animujących dynamikę nowoczesności. Część tę kończy esej Jana Wilma, w którym tryb życia Michaela K, nomady, uciekiniera i wędrowca, zestawiony zostaje z zaczerpniętą z późnych pism Heideggera koncepcją (poetyckiego) zamieszkiwania.

Rozdział trzeci tworzą teksty, których autorzy traktują Życie i czasy Michaela K jako „preteKst” do zabrania głosu, wstąpienia w przestrzeń publiczną, wygłoszenia postulatu, zainterweniowania. Tę część otwierają wspomniane już eseje Nadine Gordimer i Kelly Hewson odnoszące się do kwestii pisarskiej odpowiedzialności za słowa. Tekst południowoafrykańskiej noblistki, pomimo pozorów afirmacji, jak w soczewce odbija negatywną recepcję, z jaką spotkały się Życie i czasy Michaela K w RPA zaraz po wydaniu powieści. Hewson podejmuje próbę obrony powieści przed zarzutami Gordimer, wskazując, że taki realizm, jaki zaproponował György Lukács, a Gordimer postulowała, nie musi stanowić uniwersalnej i jedynej możliwej recepty na „rewolucyjny gest” pisarstwa. Dla Dany Dragunoiu z kolei omówienie Życia i czasów Michaela K stanowi okazję do przewartościowania i obrony liberalnych pryncypiów. Paul J.C.M. Franssen analizuje pojawiające się w Życiu i czasach Michaela K nawiązania do Eneidy Wergiliusza, uznając ów tekst za swoisty emblemat kulturowego dziedzictwa Europy czy Zachodu, co pozwala ujmować jego funkcjonowanie w powieści przez szerszy pryzmat relacji międzykulturowych. Hania M. Nashef, zestawiając powieść Coetzeego z twórczością poetycką Mahmouda Darwisha, odpowiada wprost na pytanie „kim mógłby być współczesny Michael K?” Otóż – byłby on Palestyńczykiem/Palestynką. Część tę zamyka utrzymany w genderowym duchu esej Aleksandry Bronikowskiej-Chudziak. Autorka stara się ukazać, że „inna/podrzędna pozycja”, jaką zajmuje Michael K, odpowiada tej, która od wieków przypisana była w kulturze kobietom.

6

Fakt, że Życie i czasy Michaela K są tekstem wytwarzającym teksty wytwarzające teksty itd. świadczy o niebywałej żywotności tej powieści. „Żywym” jest bowiem ten tekst, który może liczyć na ciągłe twórcze, odpowiedzialne odczytania. O ile jednak w anglojęzycznym kręgu krytycznym mamy rzeczywiście do czynienia z utrzymywaniem Życia i czasów Michaela K przy życiu (liczba tłumaczeń zawartych w tej książce oraz blisko trzydzieści innych tekstów umieszczonych na końcu jako dodatkowa bibliografia nie pozwalają w to wątpić), o tyle na rodzimym gruncie chcemy dopiero Michaela K ożywić, a jeśli ożywimy w ten sposób również krytyczną recepcję twórczości Coetzeego – to tym lepiej.

Mówiąc wprost: uważamy, że pomimo dwukrotnego wznawiania, książka ta pozostaje w naszym kraju niedoceniona. A jest ona jedną z najważniejszych pozycji literatury powszechnej XX wieku, a na pewno jego drugiej połowy. Spełnia też wszelkie warunki, by stać się dziełem klasycznym w znaczeniu, jakie nadał temu terminowi sam Coetzee, odwołując się do tekstu T. S. Eliota Kim jest klasyk? oraz do własnych przeżyć, gdy jako piętnastolatek usłyszał muzykę Bacha. Podstawowym kryterium klasyczności dzieła jest „test i przetrwanie”: „dzieło wykazuje swoją klasyczność, kiedy zdolne jest przetrwać”. Przetrwanie zaczyna się w momencie wyciszenia tego naturalnego instytucjonalnego szumu, który generują dzieła wprowadzane w przestrzeń publiczną. Później następuje proces zapomnienia, następnie zaś – i to odróżnia dzieła klasyczne od innych – krytyka „przypomina sobie” o danym dziele, „odkrywa je na nowo”, a właściwie odkrywa, że nigdy o nim tak naprawdę nie zapomniała. Niebagatelną rolę w „uklasycznianiu” dzieła Coetzee przypisuje więc właśnie krytyce („krytyka jest „środkiem potrzebnym im [dziełom klasycznym] do samoidentyfikacji i przetrwania, [jest] jednym z instrumentów, którymi posługuje się przebiegła historia” ((J.M. Coetzee, Co to jest dzieło klasyczne? – prelekcja, w: tegoż, Dziwniejsze brzegi. Eseje literackie 1986-1999, przeł. A. Skucińska, Kraków 2008, s. 30-32 (podkreślenie nasze).)) ), zaś eseje zebrane w niniejszym tomie pozwalają wysunąć tezę, że, rzeczywiście, krytyka wobec Życia i czasów Michaela K zachowuje się tak, jakby miała do czynienia z dziełem klasycznym – wytrwale i z pasją utrzymuje je przy życiu. W trzydzieści lat po publikacji Życia i czasów Michaela K możemy obcować z ponad pięćdziesięcioma tekstami poświęconymi tej książce (nie wliczając w to recenzji). Nie znamy badań statystycznych w tym zakresie, ale zdaje nam się, że to dużo ((W tym miejscu chcielibyśmy się przyznać do jeszcze jednego źródła inspiracji, wobec którego rozmachu i efektów nasze przedsięwzięcie przedstawia się zaiste skromnie – Galerników wrażliwości, książki będącej „plonem” wieloletnich seminariów prowadzonych na Uniwersytecie Gdańskim przez prof. Marię Janion.)) .

Chcemy, by teksty zawarte w niniejszym zbiorze były niczym Wittgensteinowska drabina, po której wchodzi się po to, by ją następnie odrzucić, a odrzuca po to – by samemu napisać kolejne.

Chcemy, by powieść Życie i czasy Michaela K Johna Maxwella Coetzeego zyskała, po trzydziestu latach od jej publikacji, takie miejsce w polskiej l’espace littéraire, na jakie zasługuje, by Wielcy artyści ucieczek zainicjowali – ponownie posłużmy się określeniem Maurice’a Blanchota – l’entretien infini.