Ze świata zaczęło płynąć coraz więcej informacji zwrotnych, aż ogólny obraz stał się niesamowity. Od procedur biotechnologicznych, mających na celu modyfikację zdarzeń uważanych wcześniej za naturalne, przez samobójczy terroryzm, po ostatni kryzys imigracyjny, kwestie życia i śmierci znalazły się w centrum programów i konfliktów politycznych. Aż do wybuchu koronawirusa, wraz z jego konsekwencjami geopolitycznymi, bezpośredni związek między życiem biologicznym a interwencjami politycznymi osiągnął punkt kulminacyjny.
Odbyło się to w trzech podstawowych krokach. Pierwszy z nich to przeniesienie celów politycznych z jednostek na określone grupy ludności. Całe grupy uważane za zagrożenie, a także nosiciele ryzyka zarażeniem, zostały poddane praktykom profilaktycznym, a jednocześnie ochronie i trzymaniu na dystans. Jest to także rezultat prawdziwego systemu immunologicznego, który od dawna charakteryzuje nowy reżim biopolityczny. Bardziej nawet od tego, co jest samo w sobie zagrożeniem, obawa dotyczy niekontrolowanego krążenia tego zagrożenia w ciele społecznym wystawionym na uogólnione procesy skażenia.
Oczywiście dynamika globalizacji spotęgowała w świecie strach, który zdaje się przekraczać wszelkie wewnętrzne granice. Gwałtowny sprzeciw partii suwerenistycznych wobec imigracji należy interpretować nie tyle jako kontynuację starego nacjonalizmu, co przede wszystkim jako działanie immunizacyjne.
Drugi krok trwającej dynamiki biopolitycznej dotyczy podwójnego procesu: medykalizacji polityki i upolitycznienia medycyny. Ponownie jest to transformacja, która sięga początków medycyny społecznej. Ale trwające przyspieszenie wydaje się przekraczać próg ochronny.
Z jednej strony polityka, usuwając swoje ideologiczne oblicze, kładzie coraz większy nacisk na aspekt chronienia się przed rzeczywistymi i wyobrażonymi zagrożeniami, gasząc obawy, które często sama wywołuje. Z drugiej strony praktyka medyczna, pomimo swojej naukowej autonomii, nie może nie brać pod uwagę kontekstów, w których funkcjonuje.Na przykład następstw gospodarczych i politycznych, które przekładają się na sugerowane środki działania. To w pewien sposób wyjaśnia zaskakującą różnorodność opinii wśród czołowych włoskich wirusologów na temat charakteru i możliwych konsekwencji koronawirusa.
Trzecim symptomem, być może nawet bardziej niepokojącym, tego przeplatania się polityki i życia biologicznego jest przejście od zwykłych procedur demokratycznych do zarządzeń stanu wyjątkowego. Wydanie dekretów w trybie pilnym również ma długą historię. Opiera się na założeniu, że w warunkach wysokiego ryzyka, bardziej niż wola prawodawcy liczy się działanie w trybie wyższej konieczności.
Na przykład, jeśli trzęsienie ziemi zniszczy jakiś obszar, ogłasza się stan nadzwyczajny, które z łatwością może popaść w stan wyjątkowy. Tak właśnie dzieje się obecnie, gdy środki podejmowane z jednej strony przez rząd centralny, a z drugiej przez władze regionalne, rodzą ryzyko nadmiernego nakładania się na siebie tych dwóch władz. To dążenie do stanu wyjątkowego jest tym bardziej niepokojące, że prowadzi do dostosowywania procedur politycznych państw demokratycznych do procedur w państwach autorytarnych, takich jak Chiny. Z tym zastrzeżeniem, że na tej płaszczyźnie państwa autorytarne, ze względu na charakter swojej władzy, zawsze będą wyprzedzać te demokratyczne.
Przełożył: Łukasz Moll
Artykuł ukazał się w „La Repubblica” 28 lutego 2020.