Obszary niewiedzy. Lewicowa krytyka literacka

logo

Oskar Szwabowski - Postpolityczna prawica, postkolonializm i neoliberalizm

Inspiracją do skreślenia kilku poniższych słów był artykuł opublikowany na stronie niezależna.pl autorstwa Krzysztofa Wołodźko pod tytułem Ludzie systemu i postkolonializm. Stanowi on refleksję wokół wypowiedzi Sławomira Sierakowskiego i poczynań Romana Giertycha, a sprowadzić go można do tezy, że obecnie nie mamy do czynienia z podziałem na prawicę i lewicę, ale na ludzi systemu i „antysystemowych zwolenników polskiej podmiotowości”. Podejście autora wydaje mi się jednak „lekko” problematyczne.

 Gdzie jest lewica?

 Zacznijmy do pytania, gdzie w Polsce jest lewica? Pan Wołodźko całą lewicę redukuje do środowiska związanego z „Krytyką Polityczną”. Czasami za lewicową stara się uchodzić SLD, przez jakiś czas liberalny program Ruchu Poparcia Palikota ubierał się i był ubierany w czerwone barwy. Jeżeli tak wygląda polska lewica, to słuszne są zarzuty autora, że jest to ruch jedynie „kulturowy”, ignorujący problemy związane z neoliberalną restrukturyzacją czy też to, że „[n]owa lewica woli walczyć z faszyzmem, niż z neoliberalną reformą emerytalną” ((Zarzut ten w stosunku do KP w konfrontacji z materiałem empirycznym jest nie do utrzymania. Wystarczy zrobić małe rozeznanie na stronie internetowej, by dostrzec, że problem reformy emerytalnej był poruszany, i to w krytycznej wobec rządu Tuska perspektywie.)).

Jest to problem całej lewicy systemowej, czy też tej, która pragnie uchodzić za „rozsądną”. Rozsądek oznacza akceptację dla kapitalizmu i właściwej mu hierarchii. Nie bez znaczenia w tym pozostaje „autocenzura” będąca efektem uzależnienia od grantów publicznych czy wsparcia ze strony podmiotów prywatnych. Ale przecież KP to nie cała lewica. Mało tego, środowisko KP jest dość ostro krytykowane na różnych poziomach przez „skrajną lewicę”.

Jeżeli spojrzymy na pozasystemową lewicę, to zarzuty Wołodźki stają się w pewnym przynajmniej stopniu bezzasadne. Krytyka globalizacji czy neoliberalizmu była przeprowadzana przez radykalną lewicę jeszcze nim mass-media odważyły się dopuścić do głosu umiarkowanych krytyków, jeszcze przed kryzysem, kiedy sprzeciw wydawał się czymś irracjonalnym. I nie była to krytyka wyłącznie kulturowa, ale przede wszystkim ekonomiczna i polityczna. Podobnie jeżeli chodzi o krytykę Unii Europejskiej. W ostatnim czasie zaś skrajna lewica protestuje przeciwko umowom śmieciowym (nim jeszcze Solidarność zauważyła problem), prywatyzacji przestrzeni publicznej, zajmuje się kwestią mieszkaniową, jak również bierze udział w akcjach przeciwko reformie emerytur. Warto też wspomnieć, że krytyka Euro 2012, sformułowana w ramach ogólnopolskiego frontu „Chleba zamiast igrzysk”, nie była przeprowadzana z pozycji kulturowej, ale ściśle ekonomicznej, podczas gdy prezes PiS-u opowiadał o „porządku miłości” i „patriotycznym obowiązku” kibicowania.

To ludzie związani z radykalną lewicą bronią przed eksmisjami, są zwalniani za obronę praw pracowniczych. Starają się z jednej strony organizować ludzi w konkretnych sprawach, pozwalających troszkę godniej przetrwać neolibaralny koszmar, z drugiej nieustannie produkują krytyczne analizy. Podczas gdy prawica organizuje ludzi wokół obrony krzyża i afery smoleńskiej czy marszów narodowych z pochodniami. Oraz, na przykład, pomaga policji rozbijać blokady eksmisji. Problem w tym, że o tych działaniach „radykalnej lewicy” rzadko mówią massmedia.

O ile więc oficjalna polityka wydaje się rywalizacją między prawicowymi partiami, a tym samym jedyna różnica między nimi może tkwić w problemie tożsamości (nowoczesna kontra tradycyjna), o tyle podział na lewicę i prawicę wciąż istnieje, tyle tylko, że lewica nie istnieje oficjalnie. Biorąc więc pod uwagę pozamedialny obraz sceny politycznej, można powiedzieć, że główna teza tekstu jest nie do utrzymania. Mało tego, pod względem politycznym jest ona wręcz niebezpieczna.

Postpolityka i postkolonializm

Próba ustanowienia podziałów politycznych jako konfliktu między „systemowcami” a „antysystemowcami” zdaje się wzmacniać walkę kulturową i maskować problemy ekonomiczno-polityczne. W narracji „antysystemowych zwolenników podmiotowości Polski” (a może polskiej) obserwujemy dziwne sploty, które można określić jako „reakcyjne przechwytywanie”. Bez wątpienia po stronie narodowców pojawiają się słuszne głosy krytyczne, niestety kontekst, ich ulokowanie, odbiera im „moc emancypacyjną”, jak i „krytyczną”.

Powołując się na dyskurs postkolonializmu w interpretacji Ewy Thompson, a konkretnie na tekst pod tytułem O kolonizacji Europy Środkowej, Wołodźko sam lokuje spór na poziomie tożsamości. Wpisując się w oficjalny nurt postpolityki, w nurt debat kulturowych. Zdaje się również pozostawać w ramach myślenia postkolonialnego. Warto wspomnieć refleksje Leszka Koczanowicza, który w artykule My skolonizowani? wskazuje na ideologiczny charakter prawicowego użytku z koncepcji postkolonialnych. Opór wobec „procesów modernizacyjnych” stanowi odgrzewanie mitów narodowych, konstruowanych często na prostej zasadzie opozycji: tolerancja – nietolerancja, gdzie zapomina się, że nie ma powrotu do „utraconej niewinności” ((L. Koczanowicz, My skolonizowani? Wschodnioeuropejskie doświadczenie i teoria postkolonialna, „Nowa Krytyka” 2012, nr 26/27.)) . Również Bogusław Bakuła wskazuje, że tworzenie mitów własnej wielkości jest pozostałością po erze kolonizacji, zaś odgrzewanie resentymentów wzmacnia jedynie postkolonialną dysfunkcyjność ((B. Bakuła, Polska i kolonialna przeszłość dzisiaj, „Nowa Krytyka” 2012, nr 26/27.)) . Prawicową odpowiedzią na kolonizację jest tworzenie „ducha polskości”, mitu „wielkiej Polski niepodległej”, często naznaczonej kolonialnym upodmiotowieniem (np. kult powstania warszawskiego). Nie dokonuje się zaś problematyzacji ujednolicenia podmiotu w ramach praktyk kolonizacyjnych, jak również strukturalnej analizy podległości ekonomicznej.

Nie zaprzeczam, że dyskurs postkolonialny może posiadać element emancypacyjny i krytyczny. Może w pewnym zakresie ujawniać strategię hegemonii neoliberalnej i „kompleksu polskości”, wspierającego odpowiednie upodmiotowienia i wykluczenia. Swoista walka z homo sovieticus, z leniwym roszczeniowym pracownikiem, stanowiła oręż w ustanawianiu porządku neoliberalnego. Odgórnie narzucane reformy, terapia szokowa transformacji, nie sprowadzają się jednakże do propagowania tolerancji. W ramach ustanawiania neoliberalizmu konstruuje się określone tożsamości i piętnuje inne, tak jak odsuwa się pewne dyskursy jako irracjonalne, archaiczne itd. Niemniej, trudno stwierdzić, że umowy śmieciowe są wynalazkiem Zachodu, a umowa o pracę typowo polskim sposobem zatrudniania. Neoliberalizm zdaje się dobrze dopasowywać do płynnych, jak i tradycyjnych tożsamości.

Słusznie zauważa Jerzy Kochan twierdząc, że dyskurs postkolonialny w odniesieniu do rzeczywistości polskiej wytwarza dwie figury, neopoganina i sarmaty, które są „funkcjonalne wobec imperialnych centrów” ((J. Kochan, Orientalizacja i studia neokolonialne po polsku, „Nowa Krytyka” 2012, nr 26/27, s. 197.)) . „Swojskość” stanowi narzędzie ideologiczne, rugujące jako „obce” określone koncepcje teoretyczne i analizy rzeczywistości. Przyczyniające się do „orientalizacji polskiej lewicy”. Przejawia się ona według Kochana na dwa sposoby: po pierwsze, w formie „autocenzury”, wypierania się własnej, gorszej tożsamości, która polegała na konsensusie odnośnie porządku kapitalistycznego i gorliwego wspierania neoliberalnych reform; po drugie, w stygmatyzowaniu lewicy jako pogrobowców, zwolenników stalinizmu. Warto wspomnieć wypowiedzi polityków PiS-u czy Romana Giertycha na temat protestów Inicjatywy Uczniowskiej, gdzie głównym zarzutem było to, że są to dzieci byłych komunistów, „stalinistów broniących interesów lewicy”. Można nawet powiedzieć, że słowo ‘lewica’ stanowi w dyskursie prawicy narzędzie, którym określa się wszystko, co niezgodne z ich wizją. Przykład stanowić mogą próby „problematyzacji” ACTA, którą uznano za komunistyczny pomysł. To nic, że mający chronić świętą własność prywatną. Przykład ACTA jest o tyle interesujący, że narracja prawicowa utrudniała rozpoznanie rzeczywistych sił stojących za ustawą.

Dyskurs ustanowiony przez „oficjalną” i „nieoficjalną” prawicę wykluczył wszelką, nawet umiarkowaną lewicowość, jako „myślozbrodnie”. Mało tego, co bardziej „postępowa” myśl liberalna może zostać uznana za „lewacką”. W danym układzie wszelka myśl czy praktyka lewicowa może pojawić się jedynie jako „skrajnie lewicowa”, poza progiem, czy na marginesie legalności. Jako myśl ekstremistyczna, „nieodpowiedzialna”, zawsze już radykalna i antysytemowa. Ignorowana przez mass-media czy też prezentowana jako zły Inny.

Trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem Kochana, że:

Neokolonialny dyskurs i orientalizacja polskiej lewicy, podkreślanie niezwykłej specyfiki polskiej, ma często właśnie na celu dyskryminację ekonomiczną i polityczną, utrzymywanie Polski jako rezerwuaru rabunkowo eksploatowanej siły roboczej ((Tamże, s. 213)) .

W powyższym kontekście warto odwołać się do analiz przeprowadzanych przez Chantal Mouffe. Prawicowy postkolonializm, jak i ustanowienie opozycji między „systemowcami” a „antysytemowcami”, redukuje politykę do kwestii tożsamościowych, a tym samym prowokuje do takiego ujęcia my/oni, które wyklucza debatę – inicjując bezpośrednią przemoc. I jako taki jest funkcjonalny wobec neoliberalnego porządku.

Poza tym, prawicowy dyskurs postkolonialny koncentrujący się na państwie narodowym zamiast na globalnej strukturze systemu-świata; nie tyle stara się wykroczyć poza myślenie kolonialne, co pragnie rekonfiguracji, zmiany układu sił. Maskując konflikt klasowy na rzecz interesu narodowego, który tak naprawdę jest interesem uprzywilejowanych. Antysystemowość płynnie przechodzi w systemowość, nie tyle likwidując sprzeczności, co im zaprzeczając, nie tyle kończąc z dominacją, co ją wzmacniając. Tym samym, by odwołać się do Immanuela Wallersteina, zamiast poszukiwać wyjścia poza model hierarchiczny, będący w kryzysie, osadza myśl i praktykę w reakcyjnej perspektywie.

Systemowy antyfaszyzm i antysytemowy nacjonalizm

Nie tylko „antysytemowcy” są winni zaniku debaty i wzrostu cenzury, rozkwitu narracji „tożsamościowych”. Antyfaszystowski dyskurs również nie jest bez znaczenia. Jest on skutecznie używany do maskowania podziałów w społeczeństwie oraz związanych z nimi problemów ekonomicznych. W pewnym sensie stanowi osłonę dla neoliberalnej polityki PO.

Wspomniana już Mouffe wskazuje na dyskursywne formy likwidowania krytyki i próby „walki z faszyzmem”. Pojawiające się prawicowe partie populistyczne ukazują kryzys demokracji liberalnej: zanik realnej debaty; wpływu obywateli i obywatelek na kształt wspólnej rzeczywistości; na polityczną tożsamość elit (przejście socjaldemokracji na jawnie pro-neoliberalne stanowisko). Są odpowiedzią na „oficjalny” zanik wszelkich alternatywnych projektów wobec neoliberalnej hegemonii. W tym kontekście „prawicowy gniew” stanowi odpowiedź na hegemonie niekontrolowanego neoliberalizmu. W perwersyjnej formie wyraża niezgodę na wzrastającą kontrolę, likwidację demokracji oraz wzrastający wyzysk i prywatyzację bytu społecznego. Jak pisze Mouffe:

Najwyższy czas, by zdać sobie sprawę, że sukces prawicowych partii populistycznych w dużej mierze wynika z faktu, że artykułują one, aczkolwiek w problematyczny sposób, autentyczne demokratyczne roszczenia, które nie są brane pod uwagę przez tradycyjne partie ((Ch. Mouffe, Polityczność: przewodnik „Krytyki Politycznej”, tłum. J. Erbel, Warszawa 2008, s. 87.)) .

Również w Polsce stanowią one pewien głos krytyczny, prezentując się jako jedyna alternatywa dla skorumpowanych rządów PO. Jako ruch obywatelskiego nieposłuszeństwa, jako głos demokratyczny, chociaż „demokracja” jest dość specyficznie definiowana, a wspomnienia rządów PiS-u i jego stosunku do społecznych protestów sugerują, że nie ma co za bardzo liczyć na zmiany w razie ewentualnego zwycięstwa „antysystemowców”.

Niemniej, narracja „antyfaszystów” również nie prowadzi do realnych zmian, czy w ogóle do postawienia problemu w perspektywie, która umożliwiłaby jego rozwiązanie. Wzorem zachodnich obrońców „demokracji” pojawia się narracja „moralna”. Skrajna prawica jest po prostu zła, czasami głupia, zabobonna, ksenofobiczna – jej tożsamość nie jest po prostu do zaakceptowania dla oświeconych społeczeństw. Dominuje liberalna definicja faszyzmu jako „zaburzenia” czy „psychologicznej dewiacji”. Sam ruch zaś koncentruje się na kwestiach kulturowych i tożsamościowych, bez uwzględnienia systemowych możliwości i niemożliwości konstruowania tożsamości. Sama „normalna” tożsamość została skonstruowana jak bohaterowie większości polskich seriali – jako wyższa klasa średnia. Jak już pisałem wcześniej wraz z Piotrem Urbańskim: antyfaszyzm przełożył różnorodność, zapominając o sprzecznościach ((Zob. Antifa znaczy bojówka. Wyzwania dla ruchu antyfaszystowskiego, tekst dostępny na stronie: http://antifa.bzzz.net/artykuly/publicystyka/item/350-antifa-znaczy-bojowka-wyzwania-dla-ruchu-antyfaszystowskiego)) .

Taka krytyka jest jedynie odwróceniem narracji prawicowej, która również ustanawia opozycję na zasadzie wroga, a nie przeciwnika. Koncentruje się na jego „wadach” a nie poglądach. Tym samym „faszystów” można jedynie blokować, dążąc do usunięcia ich z przestrzeni publicznej.

Tak ujęty antyfaszyzm jest ślepy na rozpoznania natury faszyzmu, w konsekwencji stając się wobec niego bezradnym (chyba że powtórzy faszystowski gest w stosunku do faszystów). Nie zostają poruszone relacje między państwem, kapitalizmem a ruchem faszystowskim. W konsekwencji, jak zauważają niektórzy lewicowi krytycy, skazany na wspieranie państwa (zakaz demonstrowania itd.) ((Zob. np. J. Barrot, Faszyzm i antyfaszyzm, „Przegląd Anarchistyczny” 2009, nr 10.)) . Słusznie zauważa Grażyna Kubarczyk, że polski antyfaszyzm jest apolityczny, „nie posiada społecznego kontekstu, ani nie analizuje na serio problemów rozwoju skrajnej prawicy we współczesnych społeczeństwach” ((G. Kubarczyk, Polityczny antyfaszyzm?, „Przegląd Anarchistyczny” 2009, nr 10, s. 68.)) . Włączenie się do „frontu antyfaszystowskiego” „Gazety Wyborczej” jedynie rozwodniło i tak cienkuszkowatą krytykę.

Pomimo znacznie przesadzonych wypowiedzi, bardzo często rozmijających się z danymi empirycznymi, można powiedzieć, że zwrócili oni uwagę na „ochronny” dla dyktatury neoliberalnej wymiar dominującego antyfaszyzmu. Należy jednak zaznaczyć, że równie ochronną dla systemu jest krytyka podejmowana przez prawicę. Warto byłoby się zastanowić, w jakim znaczeniu używany przez prawicę jest termin „neoliberalizm”. Czy oznacza on strukturalne przemiany kapitalizmu po roku 1970, które przyczyniają się do zwiększenia wyzysku i rozwarstwienia społecznego, czy też może stanowi synonim zachodniego ucisku, socjalizmu itd., który nie spełnia swoich obietnic (neoliberalizm jako korporacjonizm, a nie wolny rynek)? Czy jako kolejne narzędzie destrukcji „tradycyjnych wartości” czy też stadium kapitalizmu, w którym demokratyczne rządy stają się coraz bardziej fasadowe?

Powrót do lewicy

Podział zarówno na „systemowców” i „antysystemowców”, jak na „faszystów” i „antyfaszystów”, chcąc nie chcąc, wspiera narrację prawicową oraz likwiduje możliwość zaistnienia demokracji. Utrudnia również stawianie społecznych problemów w perspektywie umożliwiającej ich rozwiązanie. Trzecia droga, czy to lewicowa, czy prawicowa, okazuje się drogą destrukcyjną dla tendencji emancypacyjnych. Podobnie jest w przypadku opierania lewicowej polityki na kwestiach tożsamości czy tolerancji seksualnej.

W Polsce wciąż realna linia podziału przebiega między prawicą a lewicą. Fakt, że prawica jest dość skłócona, nie oznacza, że znajduje się w radykalnej opozycji. Po pierwsze, opozycja między PO a PiS nie jest znowu taka wielka. Po drugie, propozycje na przykład nowej prawicy stanowią radykalną realizację neoliberalizmu. Prawica w żadnym wypadku nie kwestionuje kapitalizmu jako systemu, co najwyżej jego „wypaczenia”. Nie podważa społecznej hierarchii, co najwyżej chce ją „wypełnić” innymi ludźmi. To zaś, że „skrajna lewica” jest marginalizowana, że nie funkcjonuje na prawicowych salonach, ale mozolnie działa na ulicy i tworzy krytyczne teorie, nie oznacza jej zaniku. Jest wciąż żywą i realną alternatywą dla prawicowych projektów, zarówno dla PO, PiS-u, jak i skrajnie narodowych czy wolnorynkowych partii i ugrupowań.

Wydaje się, że sensownym zabiegiem byłoby wejście z prawicą w dyskusję i przetransformowanie krytyki rządów Tuska w krytykę systemu neoliberalnego, czy też uczynienie z krytyki systemu rzeczywistej polityki antysystemowej. Bez snów o jednolitej tożsamości, jak i o wielkiej niepodległej, za to z marzeniem o solidarności i równości.