Wbrew przewidywaniom politologów i socjologów, członkowie chilijskiego ruchu studenckiego – mimo nie najlepszego początku roku, zdominowanego przez bezowocne negocjacje zrzeszeń studenckich z władzami politycznymi – nie zgodzili się wrócić na zajęcia.
Zamiast tego zorganizowali strajk, przejęli uczelnie i okupują ulice. Najpierw, wraz z końcem przerwy zimowej, ruszyły publiczne szkoły średnie. Wytrąciło to studentów z błogiego spokoju i zmusiło do przyznania, że dyskusje w kongresie są bezpłodne, a także uzmysłowiło niedomaganie reprezentacji wewnątrz ruchów, których siła tkwi nieodzownie w wyrażaniu wielości jako wielości. Wówczas strajki i okupacje rozlały się po uniwersytetach – początkowo jako wyraz solidarności z uczniami, a następnie uzyskując poparcie liderów zrzeszeń studenckich.
Jedną ze stałych praktyk władzy jest uznawanie przeszłych walk w celu włączenia ich we własne ramy. Zeszłego roku, kiedy ulice wypełnione zostały żądaniami bezpłatnej edukacji, państwo i jego ideologiczne aparaty, nie zmniejszając intensywności represji, stworzyły fałszywy obraz ruchu, który był prawdziwy o tyle, o ile mógł zostać zaakceptowany przez publiczność. Ruch studencki został uprawomocniony przez spektakularne sprowadzenie go do walki o jakość edukacji („w świecie rzeczywiście odwróconym na opak prawda jest momentem fałszu”). W tym roku jednak konflikt wybuchł na nowo, jeszcze bardziej podkreślając niekompatybilność ruchu z systemem, gdy jego uśpiony dotąd potencjał polityczny eksplodował w samym środku walki. Wyzysk w instytucjach edukacyjnych został obnażony, a między nieobcym kapitalizmowi republikanizmem i studentami walczącymi o więcej niż tylko zmianę w systemie oświaty, powstały nowe formy więzi.
Przejdźmy do konkretów. Żądania, wokół których skupiły się organizacje studenckie i uczniowskie w tym roku, „pięć zasad nowego systemu edukacyjnego”, nie różnią się wiele od postulatów podnoszonych w 2011 roku. Jeśli skupimy się tylko na głównych punktach, zobaczymy, że ostatecznym celem ruchu pozostaje zniesienie miejskiego zarządu nad szkołami, bezpłatna edukacja na wszystkich szczeblach, porzucenie prymatu zysku oraz demokratyczna partycypacja uczniów/studentów i pracowników w instytucjach oświatowych. W międzyczasie wraz z desygnacją nowego ministra rząd odrzucił technokratyczny woal, za którym dotąd chciał skryć konflikt. Innymi słowy – pokazał, że technokracja jest jedynie ideologiczną zasłoną liberalizmu (jego neutralną formą, właściwą władzy państwowej). Od tego czasu rząd robi wszystko, by utrzymać swoje stanowisko, kategorycznie odrzucając wszystkie żądania ruchu oraz głosząc bezgraniczne przywiązanie do realizacji historycznej misji liberalizmu w Chile. Okazuje się, że zrodzony w krwi liberalizm może jeszcze wrócić do macierzy.
Intensywność konfliktu kieruje naszą uwagę ku jego biopolitycznemu wymiarowi. Po drugiej czy trzeciej ewikcji najbardziej tradycyjnych szkół średnich, policja zaczęła bronić wejść do budynków i nadzorować przebieg zajęć, by zapobiec kolejnym okupacjom. Fakt ten dobitnie ukazuje podstawowe cechy wspólne szkół, więzień i fabryk – kontrolę i wyzysk. Owszem, nie zostały dotąd sformułowane żądania odnoszące się do tej fundamentalnej analogii, ale przedłużające się protesty studentów, globalny zakres ich żądań oraz głębia, jaką rodzi doświadczenie walki, z konieczności będą musiały prowadzić od pytania o podziały klasowe wewnątrz ruchu do problemu uklasowiania uczniów i studentów. Nie jest to wcale abstrakcyjny problem. Jest rzeczywisty w równym stopniu, jak komercjalizacja produkcji wiedzy na świecie (i edukacji w Chile), jak rozrastanie się mechanizmów kontroli w instytucjach edukacyjnych oraz rozszerzanie się dyskursów o jakości edukacji niewychodzących poza klasyczny paradygmat produktywności. Wszystkie te procesy kierują naszą uwagę na wzrost produkcji, który odciska swoje piętno przede wszystkim na uczniach i studentach (znajdujących się w łańcuchu złożonym też z wykładowców, zarządców i administracji), oraz ciągły wyzysk, udoskonalany ostatnio przez stojące w obliczu oporu państwo za pomocą spektaklu dyskusji o jakości kształcenia, także przeczący zdroworozsądkowemu rozumieniu oświaty.
Ruch studentów uświadamia nam zatem, że chodzi w nim o walkę klas. Rząd nasila represje, w coraz większym stopniu rozumie bowiem, jakim zagrożeniem może stać się ruch, kiedy tylko wykroczy poza żądania reform związanych z edukacją. Ta droga rzeczywiście otwiera się wraz z uznaniem roszczeń za niemożliwe do spełnienia, a takie są przecież dla zideologizowanego chilijskiego liberalizmu. To właśnie dlatego kongres przyjął ustawę penalizującą – karą do trzech lat więzienia – zasłanianie twarzy w czasie protestów („zamaskowanie”), organizowanie przemarszów bez zgody władzy, blokowanie instytucji publicznych i okupacje szkół. W skrócie: karze wszystko, co sprzeciwia się nadzorowi państwa.
Z drugiej jednak strony, doświadczenie walki rośnie i nabiera kształtu. W ramach walki tworzy się wspólna świadomość, która wykracza poza przygodne porozumienie wokół określonych postulatów. Rozwijają się nowe formy solidarności i wspólnotowego samo-zarządzania codzienną działalnością: od organizowanych w czasie okupacji wspólnych posiłków, przez wzajemne przygotowywanie się do egzaminów wstępnych na studia w murach przejętych szkół średnich, po samokształcenie w zakresie pozaprogramowej wiedzy o wspólnym interesie. Wszystko to wskazuje na walkę, która przekracza i niszczy normy kapitalistycznej edukacji, upodmiotowienia i zrzeszania się.
Pamiętajmy, że niemal równo rok temu, 25 sierpnia, w trakcie protestów student Manuel Gutiérrez został zabity przez policję. Nad wejściem do okupowanej żeńskiej szkoły średniej w Santiago pojawił się mural parafrazujący piosenkę Victora Jara, Te recuerdo, Amanda [Pamiętam Cię, Amando]: „ Rozbrzmiewa dzwonek / z powrotem do szkoły (w oryginale: „do pracy”) / Wielu nie powróciło / Również Manuel”. Kilka dni temu kierownictwo Confechu, największego zrzeszenia studentów, poprosiło, by na protestach zwołanych na 28 sierpnia nie pojawiały się osoby zamaskowane. Jest to, rzecz jasna, wyraz zgody na dzielącą ruch rozpaczliwą politykę rządu, zmierzającą do potwierdzenia reformistycznego charakteru ruchu. Studenci odrzucili prośbę. To, co jest dziś stawką w walce, wykracza poza horyzonty przedstawicielskiego przywództwa, które chce negocjować realizację określonej liczby postulatów. Powstaje ruch we właściwym znaczeniu tego słowa; ruch, który tworzy przestrzeń dla działań, których celem jest atak na kapitał i opuszczenie jego władzy. Jako taki, ruch skomponowany jest z wielości ekspresji, praktyk i pragnień, nie może być dłużej traktowany jako narzędzie zrzeszeń w negocjacjach z władzą. Tworzy się świadomość, że nowa edukacja to nie tylko to, co państwo może bezpłatnie zapewnić, co powinno być podstawowym elementem aktualnego kapitalistycznego reżimu, a co chłopcy z Chicago rozmontowali. Ruch uczy się, tworząc przy tym zręby nowego rozumienia edukacji. Wskazuje tym samym, że musimy przeciwstawić się wyzyskowi we wszystkich jego formach, że prawdziwa walka ma miejsce na ulicach i w instytucjach.
Przełożył Piotr Puldzian Płucienniczak