Christian Marazzi. 2016. Che cos’è il plusvalore. Ed. Claudia Bernardi. Edizione Casagrande: Bellinzona.
Christian Marazzi to w pewnych kręgach postać legendarna. Ten urodzony w 1951 roku we włoskojęzycznym kantonie Szwajcarii ekonomista, w latach 70. aktywnie zaangażowany w radykalny ruch włoskiej Autonomii, od lat 90. konsekwentnie aplikuje perspektywę teoretyczną rozwijaną przez wcześniejszych aktywistów operaizmu do analizy transformacji gospodarczej i politycznej – przejścia od fordyzmu do postfordyzmu, finansjalizacji, wykształcenia się nowych form pracy i produkcji oraz rozwoju globalnego Imperium. Jego publikacje charakteryzują się zawsze wysokim poziomem teoretycznej abstrakcji, dobrą znajomością najważniejszych dyskusji wśród ekonomistów, a także umiejętnością odnoszenia się do dominujących tendencji w życiu gospodarczym i politycznym. Najbardziej charakterystyczną cechą tekstów Marazziego jest częste odwoływanie się do filozofii języka, zwłaszcza do pojęć rozwijanych przez Paola Virno, być może najważniejszego myśliciela w ramach tego nieformalnego prądu intelektualnego, który często określa się jako „postoperaizm”. To właśnie owej umiejętności łączenia filozoficznej analizy języka z krytyką współczesnej ekonomii politycznej Marazzi zawdzięcza swoją renomę w środowiskach związanych z teorią postoperaistyczną. Jego pierwsza książka, Il posto dei calzini, wydana w 1994 roku (w języku angielskim w roku 2011 przez MIT jako Capital and Affects) dotyczyła „zwrotu językowego w ekonomii”, którą to problematyką Marazzi zajął się potem szerzej w wydanej po kryzysie dotcomów Capitale & linguaggio (ang. Capital and Language, MIT 2008). Jego analizy z kolejnych lat, poświęcone m.in. kryzysowi finansowemu 2007 roku i jego skutkom oraz temu, co w nawiązaniu do Marksowskiego pojęcia „socjalizmu kapitału” (z III tomu Kapitału) Marazzi określa jako „komunizm kapitału”, potwierdzały, że posiada rzadką zdolność odnoszenia często abstrakcyjnych czy filozoficznych analiz postoperaistów do rzeczywistości gospodarczej, podejmując przy tym klasyczne problemy ekonomii politycznej (ostatnio takim problemem w tekstach Marazziego jest pieniądz).
Ta „legendarność” ma jednak moim zdaniem także inne, mniej pozytywne źródło. Marazzi jest systematycznym myślicielem, ale nie jest systematycznym pisarzem. Wszystkie jego książki są krótkie, a po lekturze ma się wrażenie, że wręcz za krótkie. Brakuje mu rozmachu Hardta i Negriego, których każda kolejna publikacja (za wyjątkiem może Declaration) przybiera formę traktatu filozoficzno-politycznego. Niektóre z najbardziej wpływowych tekstów Marazziego urywają się często w momencie, w którym czytelniczka oczekiwałaby dalszej analizy, lub też stawiają niezwykle interesujące tezy (np. dotyczące związku między sięganiem przez Foucaulta pod koniec lat 70. do pojęcia biopolityki a rozpoczynającą się mniej w tym samym czasie prywatyzacją funduszy emerytalnych i socjalnych), które nie zostają potem szczegółowo rozwinięte. Jego pisarstwo ma zasadniczo charakter interwencji. Nie zmienia to faktu, że interwencje te mają istotne znaczenie polityczno-teoretyczne, a ich celem jest zawsze krytyka ekonomii politycznej współczesności. A zatem (zgodnie z tym, jak Marks rozumiał trzyczęściowe zadanie krytyki ekonomii politycznej) jest to jednocześnie krytyka (neo)klasycznej teorii ekonomicznej, analiza procesów gospodarczych oraz refleksja nad rozwojem własnej teorii (oprócz refleksji nad pojęciami filozofii języka widzimy to także w odniesieniach – choć również niesystematycznych – jakie Marazzi czyni do krytyki feministycznej, podkreślając jej znaczenie dla teoretycznego rozwoju postoperaizmu).
Jego ostatnia książka, krótki esej zatytułowany po prostu Che cos’è il plusvalore [Czym jest wartość dodatkowa?], efekt cyklu seminaryjnego w ramach eksperymentalnego programu Studio Roma prowadzonego przez grupę aktywistek, artystek i badaczek, stanowi interwencję na wszystkich tych trzech polach. Jest to zatem, po pierwsze, esej na temat jednego z najważniejszych pojęć dla teorii marksistowskiej: wartości dodatkowej. Czym jest to pojęcie, skąd się ono wzięło i jakie jest jego znaczenie dla krytyki ekonomii ekonomicznej? Po drugie, esej w zwięzły sposób przedstawia, jak wartość dodatkowa, już nie jako pojęcie, lecz jako „realna abstrakcja”, napędza rozwój kapitalizmu, zmuszając go do konfrontowania się z wewnętrznymi sprzecznościami i prowadzący tym samym do jego kolejnych transfromacji. Na tym poziomie esej Marazziego stanowi komentarz do klasycznej problematyki imperializmu, na co wskazuje sam autor, odwołując się do pism Róży Luksemburg i Włodzimierza Lenina. W końcu, po trzecie, esej ten można czytać jako niezwykle zwięzłe przedstawienie może nie wszystkich, ale z pewnością kilku najważniejszych założeń krytyki postoperaistycznej. Stanowi coś w rodzaju dydaktycznego wprowadzenia do postoperaistycznych teorii, choć elementy tego wprowadzenia czytelniczka musi umieć wyłuskać z tekstu.
Pierwsza część eseju poświęcona jest samemu pojęciu wartości dodatkowej. Marazzi nie zaczyna w niej od Marksa, lecz od pierwszych teoretyków, którzy postawili problem wartości dodatkowej w nowożytnej postaci, a więc fizjokratów. W ich pismach wartość dodatkowa występuje pod postacią produktu netto, rozumianego jako różnica między ilością danego produktu rolniczego wytworzonego w ciągu roku a antycypowaną ilością tego samego produktu wyłożonego w postaci płac oraz materiałów potrzebnych do jego produkcji. Wartość dodatkowa jest tu już rozumiana jako różnica ilości w czasie, ale ograniczona jest jeszcze przez redukcję bogactwa do płodów ziemi, a więc przez ograniczenie produkcyjnego sektora gospodarki do rolnictwa, a także przez redukcję różnicy ilościowej do różnicy ilości tego samego produktu (produkt netto owsa liczy się tylko w stosunku do owsa, produkt netto mleka tylko w stosunku do mleka itd.). Fizjokraci nie tylko wprowadzili jako pierwsi zalążek pojęcia wartości dodatkowej, ale także jako pierwsi sformułowali problem klas społecznych – problem, który z zagadnieniem wartości dodatkowej jest nierozłącznie związany (podział klasowy na najbardziej ogólnym poziomie sprowadza się do tego, kto wytwarza, a kto przechwytuje wartość dodatkową). W ujęciu fizjokratów jest tylko jedna klasa produkcyjna – klasa pracujących w w sektorze produkcji rolnej – a wszystkie inne klasy, w tym klasa pracowników przemysłowych, to klasy jałowe. Jak wiadomo, rewolucja teoretyczna w ekonomii zapoczątkowana pracami Smitha i Ricardo polegała na uznaniu, że praca przekształcająca materię, jest równie, o ile nawet nie bardziej produkcyjna od pracy na roli. W tym sensie wartość dodatkowa przestała być zredukowana do konkretnego sektora gospodarki.
W ujęciu fizjokratów ważne jest jednak to, że istnieją klasy nieprodukcyjne, a ich władza oparta jest na mechanizmie renty. Źródłem bogactwa okazuje się zaś natura (w ujęciu fizjokratów: ziemia). Marazzi podejmuje ciekawą grę z tym stanowiskiem. Po pierwsze, odwołując się do Carlo Vercellonego twierdzi, że dzisiaj również można wskazać klasę nieprodukcyjne, która nie wytwarza bogactwa, i także dzisiaj, w dobie kapitalizmu kognitywnego, klasa te przechwytuje wytwarzane przez kogoś innego bogactwo w postaci renty. Po drugie, również współcześnie bogactwo produkuje „natura”, lecz tym razem już nie ziemia, lecz życie, bios: całość aktywności społeczeństw w ich językowym, kognitywnym i afektywnym wymiarze (i nie ma żadnych powodów, by nie zaliczyć do tej „natury” także relacji człowieka z naturą nieludzką). Ekonomia neoklasyczna od samego swojego początku starała się nie postrzegać tej produktywności natury i życia społecznego jako źródła bogactwa i wartości, zamiast tego konstruując pojęcie homo oeconomicus, którego racjonalność charakteryzuje się apriorycznym rozstrzygnięciem, co jest, a co nie jest wartością (a tym samym w równie aprioryczny sposób zostaje rozstrzygnięte, które relacje są, a które nie są produkcyjne).
O wartości dodatkowej w sensie ścisłym możemy jednak mówić dopiero w momencie rozwinięcia się właściwego dla kapitalizmu sposobu produkcji, a teoretyczne opracowanie tej transformacji zawdzięczamy oczywiście Marksowi i przeprowadzonej przez niego krytyce klasycznej ekonomii politycznej Smitha i Ricarda. Kapitalistyczny sposób produkcji zasadza się na oddzieleniu żywej pracy od tego, co jest wspólne, w tym przede wszystkim od środków produkcji (wpierw była to ziemia, potem maszyny, dziś dochodzą do tego również niematerialne środki produkcji, takie jak wiedza, informacja i w końcu sam język rozumiany jako zasób sposobów życia, form życia). Możliwe staje wówczas kupowanie siły roboczej. W procesie pracy pracownik najemny zawrze więcej swojej pracy (życia) niż otrzyma pracy innych zawartej w towarach, które będzie w stanie kupić za pieniądze otrzymane od właścicieli środków produkcji. Wartością dodatkową jest właśnie owa różnica między ilością pracy uprzedmiotowionej, którą kapitalista antycypuje w postaci kosztów siły roboczej i czynników produkcji, a pracą uprzedmiotowioną otrzymaną na końcu procesu produkcji. Kluczowa dla kapitalistycznego, a więc abstrakcyjnego pojęcia wartości dodatkowej jest zatem kwestia miary (skoro nie liczymy samej różnicy w czasie między tymi samymi produktami, musimy dysponować jakąś miarą, by porównać różnicę w czasie między różnymi produktami). Jak podkreśla Marazzi, problem ten staje się istotny w momencie, w którym coraz trudniej zmierzyć ilość pracy żywej uprzedmiotowionej w towarach. Praca żywa to bowiem nic innego niż wszystkie czynności potrzebne do realizacji danej reguły – może to być zatem praca potrzebna do opracowania danej reguły, aktywność fizyczna wymagana do zmiany rzeczywistości zgodnie z daną regułą, interpretacja tej reguły itd. W każdym razie każda praca posiada ten językowy i kognitywny element, im bardziej jednak wysuwa się on na pierwszy plan, tym trudniej sprowadzić go do samego abstrakcyjnego czasu – jednostki pomiaru wartości w kapitalizmie przemysłowym, w którym reguły działania zmaterializowane były w maszynach fabrycznych. Dzisiaj reguły ucieleśnione są w podmiocie, który je interpretuje, w żywym intelekcie powszechnym, który realizuje je, zmieniając jednocześnie swoją formę życia. Archaiczność przemysłowych metod mierzenia wartości widać w tych sektorach, które wprost kojarzą się dziś z najbardziej alienującą pracą, zwłaszcza gdy oparta jest ona na powiązaniu tradycyjnych metod pomiaru wartości z pracą kognitywną i językową (jak np. w call centres opisanych ostatnio przez Jamiego Woodcocka[1]). Formy pracy, które są dzisiaj kojarzone z sektorami wytwarzającymi największą wartość, mierzy się podług efektów, a nie czasu pracy, zysków rynkowych, a nie produkcyjności. Jak ujął to na początku stulecia francuski ekonomista Pierre Veltz w swojej pracy Le nouveau monde industriel: „jeśli nie jesteś w stanie określić a priori normy działania, pozostaje Ci tylko jedna możliwość: przydzielać pracy konkretne cele i oceniać je a posteriori”. Stąd też kultura projektów, sprawozdań, raportów, całego new public management i tego, co ostatnio Duménil i Lévy nazwali w swojej krytyce badań Piketty’ego „kapitalizmem menadżerskim”. Niestety, Marazzi nie wchodzi już w tak szczegółowe rozważania – ale też nie taki jest zamysł jego eseju.
Co robić zatem z pojęciem wartości dodatkowej? Na pewno nie należy się go pozbywać. Problem z pomiarem wartości nie zmienia faktu, że wartość dodatkowa jako realna abstrakcja kapitalistycznego procesu pomnażania wartości wciąż istnieje, wciąż stanowi fundament relacji w kapitalistycznych społeczeństwach – i trzeba coś z nią zrobić. Klasa przywłaszczająca wyprodukowaną wartość dodatkową musi ją zrealizować. Wyprodukowana wartość dodatkowa nie może być bowiem zrealizowana w ramach zamkniętego cyklu gospodarczego – wykracza ona bowiem poza ilość pieniądza wypłaconego na początku procesu produkcji (a więc w obiegu jest za mało pieniędzy, by wartość dodatkową zrealizować). Kapitalizm cierpi zatem bez przerwy na kryzys nadprodukcji i jego kolejne transformacje związane są z tym, jak tworzy on zewnętrzne wobec samego procesu produkcji wartości dodatkowej dopływy pieniędzy umożliwiające realizację tej wartości. Pierwszym w historii takim rozwiązaniem był imperializm, który udostępniał państwom imperialistycznym zewnętrzne wobec ich gospodarek rynki zbytu. Drugim – państwo opiekuńcze, które za pomocą mechanizmów redystrybucji zwiększało ilość pieniądza, jakim dysponowała klasa robotnicza, tym samym też zwiększając popyt. Trzecim, w którym wciąż żyjemy, jest finansjalizacja, polegająca na prywatyzacji długu i realizacji wartości dodatkowej na rynkach finansowych przez spekulacyjne zwiększanie wartości aktywów finansowych. Po szczegółowe (choć niezbyt obszerne) opisy wszystkich tych trzech sposobów zarządzania kapitalistyczną nadprodukcją warto odesłać czytelniczkę do książki – opisy strukturalnych powiązań między imperializmem, państwem opiekuńczym i finansjalizacją są świetnym wprowadzeniem do podstaw marksistowskiej krytyki ekonomii politycznej.
Książka Marazziego kończy się krótką uwagą o tym, że obecny kryzys oznacza koniec skuteczności finansjalizacji jako sposobu zarządzania produkcją wartości dodatkowej. Potrzebny jest nowy mechanizm. Mechanizmem tym może być „luzowanie ilościowe dla ludzi”, czyli jakaś wersja gwarantowanego dochodu. Postoperaizm wyróżnia się na tle mapy współczesnego marksizmu swoim poparciem dla idei bezwarunkowego dochodu podstawowego, a Marazzi w swoim eseju stara się pokazać, w jakim sensie „luzowanie ilościowe dla ludzi” odpowiada strukturalnie poprzednim mechanizmom zapobiegania kapitalistycznemu kryzysowi (warto zaznaczyć, że tworzenie ex nihilo pieniędzy i rozdawanie ich wszystkim obywatelkom nie musi spełniać definicji BDP – która zakłada ilość pieniędzy niezbędną do zaspokojenia elementarnych potrzeb – ale jest argumentem za tym, by BDP nie realizować wyłącznie za pomocą mechanizmów redystrybucji). Nie jest to może rewolucyjny cel – zarządzać wewnętrzną nierównowagą kapitalistycznej gospodarki – ale postoperaizm (tak samo jak wcześniej operaizm) na szczęście nie charakteryzuje się podejściem „lecz gdzie jest niebezpieczeństwo, rośnie także ratunek”, czyli: jeśli już kapitalizm ma popaść w kryzys, to w wyniku siły i organizacji klasy robotniczej, a nie w wyniku jego własnych wewnętrznych sprzeczności. Lepiej już zatem, by sprzeczności te rozwiązał w sposób, który wzmocni, a nie osłabi nas w walce klasowej.
Esej Marazziego jest lekturą krótką, klarownie napisaną i łatwą w przyswojeniu. Warto by go przetłumaczyć i udostępnić polskiej czytelniczce, która nie ma niestety pod ręką dużego wyboru lektur na temat tego, co robić z pojęciem wartości dodatkowej i przede wszystkim, jak radzić sobie z samą wartością dodatkową.
[1] Zob. recenzję z książki Woodcocka opublikowaną na stronie Praktyki Teoretycznej: http://www.praktykateoretyczna.pl/jusytna-zielinska-jacek-zych-call-centre-ecrasez-linfame-review-of-working-the-phones-control-and-resistance-in-call-centres-by-jamie-woodcock/