Elaine Morgan jest autorką niesłusznie niedocenioną zarówno przez naukowy mainstream, jak przez feminizm. Z zawodu pisarka, podjęła kwestię ewolucji człowieka z powodów feministycznych. Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych zagadnienia dotyczące antropogenezy były tematem nie tylko intensywnych badań paleoantropologicznych, ale również wielu poczytnych pozycji popularnonaukowych. Praktycznie wszystkie książki popularnonaukowe były – jak zauważyła Morgan – nie mniej konserwatywne i seksistowskie niż sama Biblia. Jej Pochodzenie kobiety – a później również Pochodzenie dziecka – było radykalną propozycją zmiany perspektywy androcentrycznej na znacznie bardziej uniwersalną, uwzględniającą ewolucyjne przystosowania samic i młodych naszego gatunku oraz przodkiń, a nie tylko przodków Homo sapiens. Jej zasadniczą – rewolucyjną wówczas – tezą było, że samice zarówno naszego gatunku, jak i ich przodkinie, nigdy nie były tak całkowicie zależne od samców, jak chcieliby to widzieć czołowi popularyzatorzy nauk ewolucyjnych: Robert Ardrey, Lionel Tiger, Owen Lovejoy czy Desmond Morris, a jedynym motorem ewolucji nie była wyjątkowa agresywność samców naszych przodków. Zależność kobiet od mężczyzn nie jest wynikiem „natury”, lecz produktem tysiącleci patriarchalnej cywilizacji. Co więcej, specyficzne potrzeby biologiczne i ewolucyjne przystosowania zarówno samic, jak i dzieci wpłynęły na ostateczny kształt naszego gatunku, z jego inteligencją, kulturą i sztuką.
Recepcja twierdzeń Morgan w świecie naukowym była w sposób dość zrozumiały negatywna – w antropologii dominowali mężczyźni, a ona była outsiderką; na dokładkę stawiała tezy feministyczne, które nie tylko podważały ich autorytet naukowy, lecz także ich „przewagę” płciową. Feminizm przyjął ją jednak również z rezerwą. Działaczki drugiej fali stanowczo przeciwstawiały się socjobiologii (rozumiejąc ją jako determinizm biologiczny) i w latach siedemdziesiątych nie dały się przekonać, że seksizm nie wynika w sposób konieczny z przełomowej koncepcji Darwina.
Uważam to za błąd zarówno poznawczy, jak taktyczny. Elaine Morgan pokazała bardzo dobitnie, że patriarchalne, androcentryczne propozycje scenariuszy ewolucji Homo sapiens roją się od poważnych błędów logicznych i merytorycznych. Nie przeszkadza to jednak przeciwnikom praw kobiet utrzymywać do dziś, że nierówność między płciami uzasadniona jest „naturą”. Niektórzy z nich powołują się na autorytet antropologów ewolucyjnych – a niektórzy z nich niestety są antropologami. Uważam, że feministyczna polemika z nimi byłaby bardziej efektywna, gdyby włączyła również wiedzę biologiczną w takiej perspektywie, jakiej niewątpliwą pionierką jest Morgan.
Rozpoczynając feministyczną rebelię w nauce o pochodzeniu człowieka, Morgan posłużyła się kontrowersyjną hipotezą biologa morskiego, Alistera Hardy’ego. Zaproponowany przez niego scenariusz ewolucyjny był równie nieortodoksyjny, co jej antyandrocentryczna perspektywa. Ponad czterdzieści lat jej wytrwałej pracy sprawiło, że hipoteza Hardy’ego powoli przesuwa się z obszarów prawie poza obrzeżami nauki w rejony, które coraz trudniej ignorować poważnemu mainstreamowi. Pora, żeby i feministki uznały za „swoją” prekursorkę zarówno Donnę Haraway, jak Sarah Blaffer Hrdy.
Pomimo, że opublikowane w 1859 roku dzieło Darwina O pochodzeniu gatunków nie traktowało o ewolucji człowieka, burza dotycząca kwestii naszego „pochodzenia od małpy” rozpętała się na długo zanim Darwin wyraził na ten temat własny pogląd w pracy O pochodzeniu człowieka i doborze płciowym w 1871 roku1.
Kwestia antropogenezy i ewentualnego zaliczenia człowieka do tego samego świata przyrody, co resztę zwierząt zaprzątała najlepsze umysły epoki. Warto pamiętać, że już wtedy znajdowano skamieniałości dawnych organizmów – ich badaczem był m.in. Richard Owen, a sam Darwin przywiózł interesujące skamieniałe szczątki z podróży na „Beagle”.
Pod koniec dziewiętnastego wieku teoria ewolucji drogą doboru naturalnego z radykalnej propozycji zmieniła się w klasykę, a łowcy skamieniałości (fossil hunters) całą parą zabrali się za poszukiwanie „brakującego ogniwa” – skamieniałego świadectwa formy przejściowej między naszymi przedludzkimi przodkami a Homo sapiens. Brakujące ogniwo miałoby pomóc wyjaśnić powstanie specyficznie ludzkich cech, za które uznano przede wszystkim wielki mózg i inteligencję, dwunożność, nagą skórę, zdolność mowy i wytwarzania narzędzi.
Szukano go głównie w Azji – mimo, że Darwin wskazywał raczej na Afrykę jako kolebkę ludzkości. Niemniej właśnie w Afryce, w 1924 roku, młody antropolog południowoafrykański, Raymond Dart, odkrył czaszkę młodego osobnika, ochrzczonego później Dzieckiem z Taung, pochodzącego najwyraźniej z prehistorycznego gatunku naczelnych. Nazwał swoje znalezisko Australopithecus africanus – małpą południowoafrykańską. Jako że odkrył je na skraju Kalahari, w towarzystwie szczątków zwierzęcych noszących ślady gwałtownej śmierci, przedstawił następujący scenariusz ewolucyjny: przodkowie człowieka odróżniali się od przodków innych małp wyższym poziomem agresji i skłonnością do walki. Zamiast jak inne naczelne wieść łagodne wegetariańskie życie wśród drzew, zeszli z nich na gorące równiny afrykańskie, aby polować na zwierzęta i jeść je. Scenariusz ten zyskał nazwę „Killer Ape” – małpa-zabójca, a następnie „hunting hypothesis” („hipoteza łowcy”, Ardrey) i „Man the Hunter” („człowiek-myśliwy”, Washburn).
Hipotezę małpy-łowcy i zabójcy rozwijali następnie inni badacze, a spopularyzował ją Robert Ardrey, m.in. w książkach African Genesis2 i The Hunting Hypothesis3. W 1969 Desmond Morris przedstawił ją w bestsellerowej książce Naga małpa4.
Hipoteza Łowcy, zwłaszcza w popularnym ujęciu, miała wyjaśniać wszystkie cechy specyficznie ludzkie. Dwunożność miała być skutkiem rozglądania się po sawannie, wytwarzanie narzędzi – konieczności sporządzania broni myśliwskiej, mowa wykształciła się jako sposób ułatwienia komunikacji między łowcami. Utrata sierści wynikła z konieczności chłodzenia w czasie pościgu za zwierzyną. Również ludzka rodzina – w szczególności monogamia – miała być przystosowaniem do trybu życia łowców. Łowiecki scenariusz zakładał płciowy podział pracy przy pozyskiwaniu żywności: samce-pramężczyźni polowali na sawannie, samice-prakobiety zbierały owoce i korzonki.
Nietrudno zauważyć, że scenariusz ten ukazuje polujące grupy męskie jako awangardę ewolucji, której trybowi życia zawdzięczamy inteligencję, narzędzia i mowę. Jedynym – w takim scenariuszu – wkładem prakobiet do ewolucji człowieka jest wykształcenie fizycznej atrakcyjności, umożliwiającej jakoby skłonienie łowcy do podzielenia się zdobyczą, czyli uczestnictwo wyłącznie w doborze płciowym.
Bodaj pierwszą autorką, która zareagowała publicznie na seksizm hipotezy łowcy była walijska pisarka i scenarzystka, Elaine Morgan. W 1972 roku – 200 lat po publikacji Pochodzenia człowieka – ukazała się jej książka Pochodzenie kobiety5, bardzo świadomie nawiązująca tytułem do pracy Darwina. Zwróciła w niej uwagę na przedziwny androcentryzm ewolucyjnych scenariuszy zakładających nie tylko płciowy podział pracy w ramach praludzkich społeczeństw: na pramężczyzn-łowców i prakobiety-zbieraczki, ale również na przypisanie genezy wszelkich zmian odróżniających ludzi od innych człekokształtnych wyłącznie zajęciom łowieckim. Tymczasem nie tylko płciowy podział pracy nie był (i nie jest) dowiedziony6, ale opieranie na nim całej antropogenezy obarczone jest błędami logicznymi. Co więcej, sam scenariusz łowiecki wydaje się niezmiernie wątpliwy. Główne punktu krytyki hipotezy Łowcy przez Morgan przedstawiały się następująco.
Propagatorzy hipotezy łowcy nie rozwodzą się zbyt długo, w jaki sposób łowiectwo przyczyniło się do dwunożnego trybu lokomocji u przodków człowieka. Desmond Morris ogranicza się do stwierdzenia „Wobec silnej presji na zwiększenie zdolności zabijania ofiar powstali lepsi, szybsi biegacze”7, Robert Ardrey pisze zaś: „Nauczyliśmy się stać w pozycji wyprostowanej w pierwszej mierze wobec konieczności przystosowania do życia łowieckiego”8. Nie ma cienia argumentu, dlaczego pogoń za zwierzyną na dwóch nogach miałaby być bardziej efektywna niż na czterech. Morgan zwraca uwagę, że dwunożna lokomocja jest niezwykle rzadka u wszystkich czworonogów – a wszyscy efektywni myśliwi ze świata ssaków (wilki, hieny, szakale, wielkie koty) polują na czterech. Nie przedstawiono ani powodu, dla którego czworonóg postanowił nagle chodzić na dwóch nogach, ani żadnego etapu pośredniego. Wyjątkowa krwiożerczość nie stała się powodem dwunożności u żadnego ze znanych drapieżników. Nietrudno sobie wyobrazić marny los niewielkiej małpki, jaką był australopitek, która zeszła z drzewa, żeby na sawannie rywalizować o niszę ekologiczną z lampartami i lwami – nawet jeżeli była bardzo agresywna.
Kwestia wynalezienia narzędzi, w scenariuszu „tarzanistów” (jak kpiąco nazywa ich Morgan), wiąże się ściśle z dwunożnością. Bieganie ma pozwalać na trzymanie w rękach broni, a wynalezienie broni wymuszać dwunożność. Morgan wskazuje na kolistość tego argumentu. Cytując znowu Morrisa („Wobec silnej presji na zwiększenie zdolności zabijania ofiar […] ich ręce stały się zdolne do silnego, efektywnego trzymania broni”9) i Ardreya („W pierwszej ewolucyjnej godzinie powstawania człowieka staliśmy się na tyle umiejętnymi użytkownikami broni, że mogliśmy się pozbyć naturalnych sztyletów, tzn. dużych prehominidalnych kłów”10), pyta o darwinowską presję selekcyjną: jakie okoliczności sprawiły, że nasi przodkowie-hominidy nie tylko zeszli z drzew na sawannę, ale też natychmiast („w pierwszej godzinie”) byli gotowi do użycia narzędzi? Jaka była specyfika tych okoliczności – skoro żaden inny ssak-łowca ani nie postanowił poruszać się na dwóch nogach, ani nie wpadł na użycie przedmiotów do zabijania ofiar? Skoro mieliśmy wcześniej „naturalne sztylety”, jak inne drapieżniki, to po co się ich pozbywaliśmy, skoro potrzebna nam była broń? Morgan zwraca też uwagę, że narzędzia są przez „tarzanistów” całkowicie utożsamiane z bronią. Przywołuje przykłady zwierząt posługujących się przedmiotami w zupełnie innych sytuacjach: małp, które wydłubują patykiem insekty z gniazd, przyciągają patykiem owoce lub rozłupują kamieniem orzechy. Według Morgan nabycie nowych umiejętności wymaga sytuacji wolnej od stresu i zagrożenia oraz ćwiczenia powtarzalności – w sytuacji stresu, walki i polowania zwierzęta uciekają się do repertuaru szybkich stereotypowych zachowań.
Nagość ludzkiej skóry trapiła już Darwina, który ostatecznie uznał ją za cechę wykształconą w doborze płciowym. Desmond Morris przypisuje ją konieczności chłodzenia ciała w czasie pościgów łowców za zwierzyną. Morgan wskazuje na wyraźny androcentryzm takiej supozycji: „Co niby działo się z samicami w czasach tego ogołocenia?”. Skoro polowały samce, dlaczego samice również utraciły sierść? Noce na sawannie są zimne – chronienie samców przed przegrzaniem, kosztem narażania samic i młodych na śmierć z hipotermii nie wydaje się przystosowawcze dla żadnego gatunku. Zwraca też uwagę, że o ile młode małp owłosionych same trzymają się matczynego futra, o tyle naga małpa musiała nosić swoje dziecko na rękach w sposób znacznie utrudniający poruszanie się i żerowanie. Dalszy argument tarzanistów mógłby iść (i idzie, choć nie w kontekście sierści) w stronę znacznego uzależnienia samicy i młodych od pożywienia upolowanego przez samce – ale nie można też zapominać, że utrata sierści na sawannie oznacza nie lepszą, a gorszą termoregulację, a dodatkowo zwiększa ryzyko ran, oparzeń słonecznych i nowotworów skóry. Nie bez przyczyny nie ma na sawannie nagich zwierząt. Dodatkowym argumentem przeciw tezie o utracie sierści jako sposobie na chłodzenie ciała jest wykształcenie przez człowieka specyficznej podskórnej warstwy tłuszczu – taka warstwa może zastąpić sierść w funkcji ochrony przed chłodem, ale wpływa negatywnie na zdolność do szybkiego pościgu.
Hipoteza łowcy zakłada, że polowały wyłącznie samce naszych przodków. Samice miały się zajmować zbieraniem pożywienia roślinnego, a wobec długotrwałej opieki nad dziećmi miały być skazane na skłanianie samców do dzielenia się z nimi upolowaną zwierzyną – jako praktycznie jedynym źródłem pożywienia. Sposobem na skłonienie do tego samców miała być permanentna receptywność seksualna oraz wykształcenie rozmaitych cech fizycznych, które dla samców miały być atrakcyjne. Taka zwiększona atrakcyjność miała doprowadzić samce ewolucyjnie do monogamii i współutrzymywania młodych. Ten argument uznaje Morgan za szczególnie seksistowski i niemądry, i rozprawia się z nim z całą stanowczością. Pyta: jakimże cudem większa atrakcyjność samic w stadzie miałaby spowodować wierność samców jednej samicy? Skąd pomysł, że samice jedynego gatunku ssaka na świecie miałyby robić coś szczególnego, by przypodobać się samcom? Zwraca uwagę na to, że w społecznościach łowiecko-zbierackich polowanie jest aktywnością obarczoną znacznym stopniem niepewności, a upolowane mięso pożywieniem w dużej mierze prestiżowym – myśliwi dzielą sie nim przede wszystkim z innymi myśliwymi, a dopiero w drugiej kolejności z własnymi rodzinami. Tymczasem kobiety i dzieci, zajmujące się zbieractwem, dostarczają w większości takich zbadanych społeczności od 60% do 80% procent pożywienia (z łatwo zrozumiałym wyjątkiem plemion eskimoskich). Zatem to raczej myśliwy, wróciwszy z nieudanego polowania, może zabiegać o to, żeby kobiety podzieliły się z nim strawą – nie odwrotnie.
Jednym z elegantszych przykładów konsekwentnej argumentacji darwinistycznej jest fragment Pochodzenia kobiety, w którym Morgan polemizuje z tezą Morrisa, jakoby praludzkie samice wykształciły ewolucyjnie piersi po to, żeby przyciągać samce. Tabakiera dla nosa czy nos dla tabakiery, pyta Morgan bezlitośnie. Nie mamy piersi po to, żeby podobały się mężczyznom, przypomina Morgan. Piersi podobają się mężczyznom, ponieważ je mamy. Istotą darwinizmu jest usunięcie kategorii celowości z narracji o rozwoju gatunków. Samce ssaków łożyskowych, którym samice ich własnego gatunku nagle (dlaczego?) przestają się podobać ze względu na brak piersi, mają szanse wyginąć znacznie szybciej niż owe bezpierśne samice.
Główną motywacją podjęcia przez Morgan polemiki z popularną w latach siedemdziesiątych wizją antropogenezy stanowiła właśnie jej androcentryczność. Przypisywanie wykształcenia wszystkich specyficznie ludzkich cech samcom naszych przodków, oparcie tezy o powstaniu najinteligentniejszego stworzenia na planecie tylko i wyłącznie na przeświadczeniu o wyjątkowej agresji jego męskich przodków, Ardreyowski zachwyt nad ich rzekomą skłonnością do zabijania, zredukowanie przodkiń, a za nimi kobiet, do roli biernych pasożytów, uznała za całkowicie absurdalne, seksistowskie i kompletnie niedarwinowskie. Zwróciła przy tym uwagę na aspekt gramatyczno-semantyczny, mianowicie męski rodzaj rzeczownika „człowiek” i odpowiadających mu zaimków (ang. he, his). To jeden z wczesnych przykładów zwrócenia uwagi na gramatyczne wykluczanie kobiet z języka. Jej zdaniem w sposób dość automatyczny powoduje to myślenie o człowieku jako o przede wszystkim mężczyźnie – i w ten sposób wpływa na wyobrażenia antropologów. Za Robertem Ardreyem przywołuje refleksję, która naszła Kennetha Oakleya przy badaniu pierwszych szczątków australopiteków: „Oczywiście byliśmy przekonani, że najpierw był duży mózg! Zakładaliśmy, że pierwszy człowiek był Anglikiem11!” i dodaje: „Ani on, ani Ardrey relacjonujący to zdarzenie nie zauważyli, że nadal czynił równie nieświadome, równie nieuprawnione założenie. Pewnego dnia jakiś badacz ewolucji puknie się w czoło i zawoła: »Oczywiście! Zakładaliśmy, że pierwszy człowiek był mężczyzną!«” 12.
Morgan nie ograniczyła się jednak do krytyki. Przedstawiła alternatywny scenariusz ewolucyjny, w której kobiety i dzieci odgrywały zupełnie inną rolę. Inspiracji dostarczył nie kto inny, jak sam Desmond Morris i jego Naga małpa. Mimochodem wspomniał on w niej o zupełnie innej niż sawannowa teoria łowcy hipotezie pewnego biologa morskiego, Alistera Hardy’ego. Hardy zauważył mianowicie, że wyjątkowe wśród naczelnych anatomiczne i fizjologiczne cechy człowieka – brak sierści, podskórna warstwa tłuszczu – nie są wyjątkowe, lecz powszechne wśród ssaków wodnych. Opublikował na ten temat krótki artykuł w „New Scientist”13 w 1960 roku. Postawił hipotezę, że ludzcy przodkowie spędzali więcej czasu w środowiskach przybrzeżnych, brodząc i pływając. Według Hardy’ego nacisk selekcyjny takiego właśnie środowiska spowodował zarówno wykształcenie podskórnego tłuszczu, jak i utratę owłosienia, a także skłonność do dwunożności. Było to także środowisko bogate w łatwo przyswajalny pokarm zarówno roślinny, jak zwierzęcy, co umożliwiło znacznie bardziej naturalne przejście od diety roślinnej do wszystkożerności, a nawet mogło zapoczątkować używanie narzędzi – nie tylko małpy używają kamieni do rozłupywania orzechów, używają ich też wydry do otwierania skorupiaków. Polowanie na większą zwierzynę, zgodnie z tym scenariuszem, byłoby wynalazkiem znacznie późniejszym, kiedy już późniejsi, wszystkożerni i dwunożni przodkowie ludzi na powrót rozproszyli się po interiorze.
Wspominając hipotezę Hardy’ego w swojej książce, Morris ochrzcił ją żartobliwie „teorią wodnej małpy” (Aquatic Ape Hypothesis) – i pod tą nazwą w dużej mierze funkcjonuje ona do tej pory.
Morgan zdecydowała się przedstawić hipotezę Hardy’ego jako alternatywę dla sawannowego scenariusza łowieckiego. Skontaktowała się z nim w celu uzyskania pozwolenia i takież pozwolenie otrzymała. Jak wspomina w swojej autobiografii, Knock’em Cold, Kid14, Hardy nie domyślał się jednak feministycznego ostrza planowanej polemiki i tytuł Pochodzenie kobiety odrobinę go przestraszył – niemniej poparł on Morgan i napisał wstęp do jej kolejnej książki, The Aquatic Ape15.
Wykorzystanie teorii Hardy’ego pozwoliło Morgan postawić znacznie bardziej od dotychczas uznanych wiarygodne hipotezy na temat utraty sierści, dwunożności, rozwoju mózgu i genezy mowy. Przyjęcie założenia, że przodkowie Homo przez jakiś okres żyli w obfitym w pożywienie środowisku przybrzeżnym, które zachęcało do pływania bądź poruszania się na dwóch nogach (naczelne regularnie wstają na dwie nogi przy przekraczaniu wystarczająco głębokiej połaci wody) pozwalało w spójny sposób wyjaśnić wiele z tych cech. Środowisko wodne jest jednym z nielicznych, w których utrata sierści nie jest karana wyginięciem gatunku. Podskórna warstwa tłuszczu stanowi lepszą termoizolację w wodzie niż na lądzie, nadto dodaje wyporności, czyli ułatwia pływanie. Pożywienie związane ze środowiskiem przybrzeżnym, zwłaszcza nadmorskim, dostarcza takiej kombinacji nienasyconych kwasów tłuszczowych, która jest niezbędna do wykształcenia dużego mózgu i mogła taki rozwój mózgu spowodować – podobnego składu nie ma pożywienie na sawannie, ani roślinne, ani mięsne. Epizod wodny mógł się też przyczynić do wykształcenia mowy – niezbędnym do niej warunkiem jest świadoma kontrola oddechu. Taką kontrolę mają zwierzęta nurkujące, ale brak jej ssakom lądowym. Nadto w wodzie komunikacja głosowa z konieczności zyskuje większe znaczenie – trudniej posłużyć się gestykulacją, a zwłaszcza zapachem. Morgan zwraca uwagę, że – z tego właśnie względu – nie udało się nauczyć małp mówić, choć można je łatwo nauczyć języka migowego. Wreszcie: w obfitym w pożywienie środowisku przybrzeżnym nie ma żadnego powodu, by samice były całkowicie zależne od pożywienia dostarczanego przez samce. Jak wiemy z historii społeczeństw już współczesnego Homo sapiens – nigdy nie są zależne. Trzeba zaawansowanego patriarchatu z całą jego opresją, pozbawieniem kobiet praw majątkowych i niezależności osobistej, żeby je od tego uzależnić.
Kolejne dwie, po Pochodzeniu kobiety, książki Morgan, The Aquatic Ape (1982) i Blizny po ewolucji16 (1990) były pisane z mniejszym naciskiem na perspektywę feministyczną. Następna, Pochodzenie dziecka (1994)17, podjęła jednak aspekt antropogenezy równie dotąd pomijany, jak aspekty związane z przystosowaniami specyficznymi dla żeńskich osobników naszego gatunku. Morgan zwraca w niej uwagę na zupełnie niezwykłe w gromadzie naczelnych ludzkie dzieciństwo – oraz ewolucyjne przyczyny i skutki tej niezwykłości.
Dzieciństwo naczelnych, w szczególności dzieciństwo człekokształtnych jest stosunkowo długie. Jednak żadne z człekokształtnych nie rodzi się tak bezradne jak ludzkie niemowlęta. Z fizjologicznego punktu widzenia ludzkie dzieci, urodzone w normalnym terminie po dziewięciu miesiącach ciąży, są wcześniakami. W przeciwieństwie do swych człekokształtnych krewnych nie tylko nie mogą się same poruszać czy trzymać futra matki (uwaga – nie ma futra!) – ale nie mogą zrobić praktycznie nic. Przyjęło się uważać, że ludzki poród jest fizjologicznie przedwczesny, ponieważ rodzimy dzieci o bardzo dużych głowach (rozwiązanie tzw. dylematu położniczego). Niemniej nie jest to całość prawdy – ludzkie dzieci nie tylko mają większe czaszki, są też ogólnie około dwukrotnie większe niż niemowlęta małp o porównywalnych rozmiarach. Znaczna część tej różnicy przypada na tłuszcz – jego podskórna warstwa jest intensywnie wytwarzana w ostatnich tygodniach ciąży i zwiększa się przez cały pierwszy rok życia. Czy można sobie wyobrazić, że wystarczającym wyjaśnieniem dla narażenia praludzkich samic na dodatkowe ryzyko przy porodzie wielkich, tłustych dzieci, a dzieci na dodatkowe ryzyko bezradności i wcześniactwa jest konieczność posiadania ogrzewającej warstwy tłuszczu przez myśliwego? Który wcześniej pozbył się sierści, żeby mu było chłodniej w pościgu? Absurd takiego założenia jest dla Morgan oczywisty. Hipoteza Hardy’ego każe raczej przypuszczać, że warstwa tłuszczu pomagała noworodkom uniknąć utonięcia, a kolejne modyfikacje były konsekwencją tego przystosowania. Przypomina, że ludzkie niemowlęta błyskawicznie uczą się pływać, a ludzki refleks nurkowy działa od momentu urodzenia18.
Wyjątkowa bezradność ludzkich niemowląt dała też Morgan asumpt do kolejnego przypuszczenia: niemowlę tak bezradne jak ludzkie musi znaleźć sposób na zachowanie kontaktu z matką oraz manipulowanie jej zachowaniem w przynajmniej pewnym stopniu. Stąd, według Morgan, bierze się wyjątkowa skłonność ludzkich niemowląt do wydawania dźwięków, czasami do wyjątkowo długiego krzyku i płaczu, oraz do nawiązywania kontaktu wzrokowego i naśladowania min. Morgan radzi odwrócić tradycyjny ciąg przyczynowo-skutkowy: niemowlęta nie dlatego gaworzą, że w przyszłości będą mówić – to ludzie nawykli do mówienia, ponieważ ich niemowlęta miały skłonność gaworzyć. Mowa nie powstała jako narzędzie współpracy dla łowców – choć łowcy mogli zaadaptować ją dla swych potrzeb nie mniej niż zbieraczki – mowa pojawiła się, kiedy przedludzkie dziecko przywoływało i utrzymywało uwagę matki. Morgan zwraca uwagę, że człowiek może nauczyć się pierwszego języka tylko do określonego wieku – innymi słowy „dorośli nie mogą nauczyć się mówić”, jest to umiejętność, którą w sposób konieczny musimy nabyć w dzieciństwie.
Pierwsza książka Morgan, Pochodzenie kobiety, ukazała się w 1972 roku, w szczytowym okresie drugiej fali feminizmu. Została przetłumaczona na 25 języków i zdobyła wielką popularność czytelniczek i czytelników. Zachwytu nie podzielał jednak świat naukowy.
Co jednak znamienne, przez kilkanaście lat nie było żadnej reakcji merytorycznej. Akademia postanowiła ten „nietakt” przemilczeć. Trudno uwierzyć, ale pierwszy naukowy artykuł kompleksowo krytyczny wobec „wodnej” teorii pojawił się w 1997 roku – był to tekst J.H. Langdona z Uniwersytetu Indianapolis, opublikowany w „Journal of Human Evolution”19. Do tego czasu hipoteza Hardy’ego propagowana przez Morgan doczekała się wsparcia ze źródeł innych niż paleoantropologia.
W 1981 geolog Leon P. LaLumiere zaproponował region Afaru jako możliwą nadmorską kolebkę ludzkości. (W okresie geologicznym, w którym wyłaniali się przodkowie człowieka, Afar był na przemian zalewany morzem i wysychał; LaLumiere uznał, że izolowana na którejś z afarskich wysp populacja małp mogła przystosować się do życia nadmorskiego, a następnie, po opadnięciu wód, „wrócić” na ląd20.) Morgan uwzględniła tę hipotezę w Bliznach po ewolucji. W 1985 roku Marc Verhaegen poparł hipotezę Hardy’ego w „Medical Hypotheses”21. Specjalista od żywienia Michael Crawford zwrócił uwagę na bilans kwasów omega-3 i omega-6 jako niezbędny dla rozwoju wielkiego mózgu – oraz szczególny skład żywności morskiej pod tym względem22. (To wsparcie również zostało uwzględnione w Bliznach po ewolucji.) W 1987 roku zainteresowanie hipotezą było już na tyle duże, że wystarczyło do zorganizowania interdyscyplinarnego Symposium on Water and Human Evolution w Valkenburg (Holandia), którego proceedings ukazały się w 1990 roku pod tytułem The Aquatic Ape – Fact or Fiction?23. Przedstawiono argumenty za i przeciw oraz uznano rzecz za niedowiedzioną wobec braku rozstrzygających dowodów. Nietrudno zauważyć brak „rozstrzygających” dowodów dla hipotezy, zgodnie z którą prakobiety czekały głodne w jaskini na powrót pramężczyzn z polowania24. To jednak nie przeszkodziło takiej sławie jak Stephen Jay Gould zlekceważyć całej hipotezy wodnej jednym (fałszywym) zdaniem: „Wszystkie, co do jednego, kręgowce, które kiedykolwiek wróciły do wody choćby częściowo (jak wydry), utraciły władzę chodzenia na nogach25”. Również John Langdon zignorował wyniki sympozjum valkenburskiego.
Jednakże w 1995 roku filozof nauki, Daniel Dennet napisał w swej Darwin’s Dangerous Idea znamienne zdanie:
W ciągu ostatnich kilku lat, kiedy tylko miałem okazję przebywać w towarzystwie znakomitych biologów, ewolucjonistów, paleoantropologów i innych ekspertów, często prosiłem, żeby mi powiedzieli, dlaczego właściwie Elaine Morgan musi być w błędzie co do teorii wodnej. Jeszcze nie usłyszałem odpowiedzi wartej wzmianki, poza tymi, którzy z błyskiem w oku przyznawali, że też się nad tym zastanawiają26.
Zwrócił uwagę, że nawet jeśli uznać hipotezę wodną za just-so-story (taką sobie opowieść), to jednak żaden inny scenariusz antropogenezy nie jest pod tym względem wcale od niej lepszy, a w szczególności lepiej uzasadniony.
Desmond Morris opowiedział się jednoznacznie za Morgan w zrealizowanym dla BBC serialu The Human Animal. W 1998 roku BBC we współpracy z Discovery Channel zrealizowało i wyemitowało film popularnonaukowy The Aquatic Ape na podstawie książki o tym tytule.
W 2002 dyskretnego wsparcia udzielił hipotezie Hardy’ego sir David Attenborough. W dotyczącym naczelnych odcinku swego Życia ssaków pokazał się w wodzie, w gumowych spodniach po pachy, na tle brodzących w wodzie szympansic z młodymi i żerujących goryli nizinnych. Byłożby brodzenie małym krokiem dla naczelnych, a wielkim dla ludzkości? W 2005 roku sir David zrealizował dla BBC 4 dwuczęściowy program Scars of the Evolution poświęcony hipotezie wodnej.
Za największy sukces należy jednak uznać poparcie hipotezy wodnej przez antropologiczną sławę, profesora Philipa Tobiasa. Tobias współpracował z Louisem Leakeyem przy wielkich odkryciach w Olduvai, w tym przy identyfikacji Homo habilis, trzykrotnie nominowany był do Nobla. W roku 2011 napisał przychylny wstęp do zbiorowej publikacji (ebook) prezentującej aktualny stan badań związanych z hipotezą Hardy’ego. Składa się ona z 15 artykułów i nosi tytuł powtarzający pytanie Hardy’ego z 1960: Was Man More Aquatic In the Past?27. Książkę recenzował dla „HOMO – Journal of Comparative Human Biology” ten sam Langdon, który był autorem krytycznego artykułu z 1997 roku. Tym razem zakończył swój tekst umiarkowanie przychylnie:
Przypuszczalnie nadszedł czas, by zebrać “paradygmat” w jedno; żeby obie strony sporu zrezygnowały z mentalności „my kontra oni” i po prostu zgodziły się, że w literaturze istnieją tuziny hipotez na temat ludzkiej ewolucji, które mogą brać pod uwagę – lub nie – związek z wodą28.
Philips Tobias nie dożył konferencji poświęconej hipotezie wodnej, która odbyła się wiosną 2013 roku w Londynie, pod tytułem Human Evolution Past, Present and Future – Anthropological, Medical & Nutritional Considerations. Gościem honorowym był David Attenborough. Wśród uczestników był również zdecydowany przeciwnik hipotezy wodnej, Don Johnson, słynny odkrywca Lucy (Australopithecus afarensis).
Jak widać z opisu chronologicznego, recepcja „teorii wodnej małpy” zmieniła się w ciągu 40 lat od całkowitego lekceważenia do istotnej obecności jeśli nie w mainstreamie, to przynajmniej na jego obrzeżach. Co jednak z najbardziej interesującym nas tutaj jej aspektem feministycznym?
Feministyczna perspektywa pojawiła się w antropologii ewolucyjnej w latach osiemdziesiątych, ale Morgan jest tu nadal przemilczana. Na uwagę zasługuje pogranicze świata feministycznego i nauk ewolucyjnych – to znaczy kobiety-uczone zajmujące się antropologią ewolucyjną.
Pochodzenie kobiety ukazało się w 1972 – zaledwie dwa lata później niż Kobiecy eunuch Germaine Greer, trzy lata po Prywatne jest polityczne Carol Hanish. Był to czas kulminacji drugiej fali feminizmu. Pochodzenie kobiety w sposób oczywisty odpowiadało na zapotrzebowanie coraz bardziej świadomych seksizmu tego świata czytelniczek. Natychmiast po ukazaniu się książka stała się bestsellerem zarówno w Wielkiej Brytanii, jak w Stanach Zjednoczonych, natychmiast zamówiono dziewięć przekładów. Morgan została zaproszona do szeregu programów radiowych i telewizyjnych. Gloria Steinem zaprosiła ją na spotkanie do biura „Ms”. Jak Morgan wspomina w swojej autobiografii29, młodsze od niej o pokolenie działaczki nie bardzo dały się przekonać, że Darwin jest po ich stronie – wszelkie dotychczasowe dyskusje o biologii i ewolucji gatunku zbyt były przesycone seksizmem i determinizmem biologicznym. Miała wrażenie, że wydała im się nie dość feministyczna, a na pewno nie dość radykalna. Jej wkład w podnoszenie świadomości szybko poszedł w zapomnienie.
Kiedy w 1981 roku prymatolożka amerykańska Sarah Blaffer Hrdy wydała książkę Kobieta, której nigdy nie było30, mogła nawet nie wiedzieć, że występuje z identycznej pozycji jak Morgan – może nawet nie znała jej nazwiska. Książka ta traktuje o strukturach społecznych w różnych podgrupach gromady naczelnych – i za pomocą rzetelnych obserwacji mierzy w seksistowskie stereotypy na temat „wrodzonych” cech kobiet i mężczyzn. Pierwszy rozdział Kobiety… bardzo dobrze opisuje to, co Morgan skwitowała (w odniesieniu do siebie) jednym zdaniem o Darwinie, który może być po stronie kobiet. Blaffer Hrdy pisze w nim, że feministki rezygnują z podejścia biologicznego właśnie ze względu na to, że do tej pory pełne było seksistowskich stereotypów. (A nawet: te z nich, które przyjmują perspektywę biologiczną, przyjmują ja wraz ze stereotypami!) Podobnie jak Morgan, przekonuje, że de facto obserwacje poczynione w ramach biologii mają ogromny potencjał emancypacyjny.
Kolejne książki Blaffer Hrdy, Mother Nature31 (1999) i Mothers and Others32 (2009) są znakomitymi przykładami perspektywy feministycznej w biologii ewolucyjnej. Są poświęcone przede wszystkim macierzyństwu – i szerzej: opiece nad dziećmi – w ujęciu biologicznym, oraz podstawowemu znaczeniu tej opieki dla ewolucji naszego gatunku i jego struktur społecznych. Wiem33, że Elaine Morgan dostała od Sarah Blaffer Hrdy egzemplarz Mothers and Others – nie została jednak wzmiankowana w żadnej z jej wspomnianych trzech książek.
W lutym 2009 roku na dorocznej konferencji American Association for the Advancement of Science jedna z sesji nosiła tytuł The Invisible Woman in Evolution (Niewidzialna kobieta w ewolucji). Tematem praktycznie wszystkich referatów w tej sesji było znaczenie długiego wieku naszych przodkiń i przodków w ludzkiej ewolucji. W sesji wzięły udział m.in. takie antropolożki, jak prof. Carol Ward, dr Rachel Caspari i Karen Rosenberg. Wystąpienie Ward miało za temat wpływ inteligencji matczynej i więzi międzypokoleniowych na rozwój społeczny Homo. Caspari omówiła, w jaki sposób zmieniała się przeżywalność osobników starszych w paleolicie, a Rosenberg porównała to zjawisko do nowoczesnej rewolucji informacyjnej.
W 2013 roku obie te badaczki (Caspari i Rosenberg) wzięły udział w firmowanej przez magazyn „Science” internetowej dyskusji na żywo na temat niedoskonałości różnych ludzkich adaptacji anatomicznych i fizjologicznych34. Mówiły między innymi o specyfice ludzkiej ciąży i wyjątkowo, jak na naczelne, trudnym porodzie – czyli tematach poruszonych przez Morgan w Pochodzeniu dziecka. Sam czat nosił tytuł jakby żywcem zapożyczony od Morgan: The Scars of Human Evolution. Jednak w ciągu trwającej godzinę sesji żadna z nich nie przywołała tej autorki.
Warto wspomnieć jeszcze o uczonych-mężczyznach, którzy przyjęli mniej seksistowską optykę – należy do nich prymatolog Frans de Waal, badacz bonobo. Kiedy w 1994 roku odkryto szkielet samicy Ardipithecus ramidus, znany jako Ardi, antropolog Owen Lovejoy postanowił ożywić hipotezę łowcy, przede wszystkim jako monogamicznego żywiciela rodziny. Postawił tezę, że brak dymorfizmu płciowego u ludzkich przodków (w tym brak kłów) świadczy o ich monogamicznej strukturze rodzinnej, a konieczność dostarczania pożywienia samicom i młodym (male provisioning) stała się przyczyną dwunożności35 – samiec musiał tę żywność jakoś zatargać do siedziby (jaskini?). Wśród argumentów przeciw, de Waal wysunął następujący:
teoria związku monogamii z dwunożnością skupia się całkowicie na samcu (więź w parze służy do zapobiegania konfliktom między samcami, co prowadzi do zwiększonej opieki nad potomstwem, co wymaga, żeby samiec na dwóch nogach dostarczał pożywienie rodzinie), tak jak gdyby samice, takie jak Ardi, nie stały się dwunożne w tym samym czasie. Jaki był dla nich pożytek z postawy wyprostowanej? Znacznie bardziej wolę teorie, które wyjaśniają zachowania obu płci36.
(Czytelniczka bloga naukowego, na którym pojawiła się ta uwaga de Waala, wyraziła w ironicznym komentarzu zdziwienie, że konieczność noszenia przez samicę dziecka w ramionach nie wydała się Lovejoyowi równie dobrą przyczyną dwunożności – choć wydaje się, że dwunożność matki niosącej dziecko nie jest mniej dwunożna niż dwunożność samca niosącego kij czy upolowaną antylopę.37)
Warto wreszcie zwrócić uwagę, że w innych niż antropologia ewolucyjna dziedzinach biologii zwalczanie seksizmu z pozycji otwarcie feministycznych wydaje się obecnie nieco łatwiej dopuszczalne. Przykładem niech będą biolożka Anne Fausto-Sterling, autorka Myths of Gender 38 (1992) i psycholożka Cordelia Fine, autorka Delusions of Gender39 (2010).
Recepcja polska jest nad wyraz skromna. Wydaje się, że Morgan znana jest niewielu osobom poza czytelnikami polskich wydań trzech jej książek: Pochodzenie kobiety, Blizny po ewolucji i Pochodzenie dziecka. Pierwsza wzmianka – krytyczna – o hipotezie Hardy’ego pochodzi z 1989 roku, z przypisu w książce Marcina Ryszkiewicza Jak zostać człowiekiem – przepis ewolucyjny40. Jedną z pierwszych recenzji Pochodzenia kobiety napisała prof. Magdalena Fikus w „Nowych Książkach”41. Była to łączona recenzja z dwóch książek – Morgan oraz Briana Sykesa Przekleństwo Adama, dość życzliwa. Druga książka Morgan, Blizny po ewolucji, uzyskała patronat medialny „Wiedzy i Życia” – jednak patronacka recenzja autorstwa Marcina Ryszkiewicza nosiła sceptyczny tytuł Cieknąca hipoteza42. Marcin Rotkiewicz, znany dziennikarz – popularyzator nauki, napisał w 200143 dość życzliwy artykuł na temat hipotezy Hardy’ego dla „Wprost”44, lecz w programie radiowym Romana Kurkiewicza Pod tytułem45 wyraził się o niej znacznie bardziej krytycznie, negując przede wszystkim potrzebę feministycznej perspektywy w nauce jako takiej. O ile więc w ogóle można mówić o recepcji hipotezy Hardy’ego przez polski świat naukowy na tak niezwykle skromnej podstawie, to jego dynamika wydaje się mieć kierunek przeciwny niż poza krajem: od życzliwego zainteresowania w stronę negacji.
W feminizmie polskim występuje podobne zjawisko, jakie Blaffer Hrdy przypisuje feminizmowi amerykańskiemu – dystans do nauk biologicznych, wyrażony m.in. przy okazji jednej z trójmiejskich manif zwięzłym sloganem: „Panie na prawo, panowie na lewo, socjobiologia na drzewo”. Trudno się temu dziwić, skoro pseudonaukowa Płeć mózgu Moir i Jessela została u nas wydana przez PIW w popularnonaukowej, renomowanej serii plus-minus nieskończoność i doczekała się wznowienia. Rzutuje to na dystans do wszelkich tekstów dotyczących biologii i płci. Morgan jest w dodatku prawie w Polsce nieznana – okoliczność tę ma nadzieję zmienić autorka niniejszego tekstu.
Niezbyt przychylna reakcja świata akademickiego na rewelacje Morgan wydaje się mieć przynajmniej dwie oczywiste przyczyny. Po pierwsze, była ona outsiderką. Jest to powód, który sama wyraźnie dostrzega. Dostrzega również, że Hardy, jako biolog morski, był w jakiejś mierze outsiderem w świecie antropologów – przywołuje nawet analogię między jego hipotezą wodną a teorią dryfu kontynentalnego Wegenera. Wegener był meteorologiem i zanim jego hipoteza została uznana za potwierdzoną i stała się klasyką, geolodzy przez kilkadziesiąt lat ignorowali ją i wyśmiewali. Sama Morgan była jednak outsiderką na więcej sposobów. Nie była w ogóle naukowczynią, była literatką. Co prawda pisarzem jest również Robert Ardrey – ale on wrócił na uczelnię, by studiować antropologię. Morgan zaś pozostała przy samodzielnym studiowaniu literatury fachowej. Daniel Dennet zwraca również uwagę na to, że była kobietą46. W pierwszym odruchu akademia uznała ja wyraźnie za niegodną odpowiedzi.
Drugiej przyczyny rezerwy upatruję w feministycznej perspektywie. Wydaje mi się, że Morgan nie przypisywała jej dostatecznie dużego znaczenia – wszak po Pochodzeniu kobiety napisała mniej feminizujące książki i nie odnotowała poprawy. Moim zdaniem jednak znaczenie to było kluczowe. Pochodzenie kobiety to znakomita lektura – znać kunszt dwukrotnej laureatki nagrody BAFTA47 – błyskotliwa, logiczna, dowcipna i cięta, nie zostawia suchej nitki na tym, co autorka nazwała „męską mitologią”. Kpiny z pomysłu na powstanie piersi albo z przypisywania wynalazku broni mężczyznom, ale za to wynalazku naczyń – „ludzkości”, mogły boleć. Nie należy się dziwić, że panowie – a przecież w latach siedemdziesiątych byli to przede wszystkim panowie – przyzwyczajeni do autorytetu, obrazili się, zwłaszcza, że nie mieli na jej pytania żadnych sensownych odpowiedzi. Ci, którzy się nie obrazili, ostatecznie potraktowali hipotezę Hardy’ego poważniej. (Moją osobistą sympatię wzbudza tu szczególnie Desmond Morris, wykpiony przez Morgan dość bezlitośnie, który mimo to był w stanie dostrzec i uznać siłę jej argumentów.)
Przyczyny zaniedbania Morgan przez feministki opisałam wyżej – przede wszystkim dystans do nad wyraz szeroko rozumianej „socjobiologii”. Uważam ten dystans za nadmierny. Narcyza Żmichowska ponad wiek temu dostrzegała emancypacyjny potencjał darwinizmu48. Warto, żebyśmy dzisiaj również nie oddawały teorii ewolucji seksistom. Prace Blaffer Hrdy, Fausto-Sterling, Fine i wielu innych naukowczyń dostarczają fenomenalnych argumentów w walce ze stereotypami płciowymi. Byłoby szkodą, gdyby odeszła w zapomnienie praca osoby, która pierwsza – i to pięknie – zwróciła uwagę na istotność faktu, że Homo – i Mulier – sapiens mają nie tylko przodków, ale także przodkinie.
Algis Kuliukas, australijski wielbiciel Morgan, zajmujący się przede wszystkim genezą i mechaniką dwunożności, autor wariantu hipotezy Hardy’ego znanej jako „river apes, coastal people” (rzeczne małpy, przybrzeżni ludzie), napisał w 2011 roku:
Na koniec i przede wszystkim chciałbym oddać sprawiedliwość niezmordowanej Elaine Morgan i jej niezwykłemu wkładowi w nasze rozumienie ludzkiej ewolucji w ciągu ostatnich 40 lat. Że jest ona nawet dzisiaj prawie całkowicie nieuznana w antropologii stanowi moim zdaniem skandal na miarę Piltdown. […] Jest ona moją największą inspiracją od 15 lat49.
Elaine Morgan zmarła w lipcu 2013 roku. Była „main inspirer” także dla mnie, i sądząc po zrealizowanym o niej przez BBC filmie biograficznym, dla wielu swoich rodaczek. Córka walijskiego górnika, przewodnicząca młodzieżowego klubu Demokratycznych Socjalistów w Oxfordzie, żona komunisty, który uczestniczył w wojnie w Hiszpanii, jedna z pierwszych scenarzystek BBC, przyjaciółka Douglasa Adamsa, inspiratorka Doris Lessing, aktywna felietonistka do 92. wiosny życia – jest postacią ciekawą nie tylko z powodu swych prac w dziedzinie antropogenezy. To jednak jest materiałem na odrębny tekst.
Przypisy: