Karol Muszyński i Tomasz Janyst. 2015. Kapitał w Polsce w XXI wieku. Regulacje w służbie najsilniejszych: Praca i kapitał. Raport Fundacji Kaleckiego. Warszawa: Fundacja Kaleckiego.
Raport Fundacji Kaleckiego pt. Kapitał w Polsce w XXI wieku. Regulacje w służbie najsilniejszych: Praca i kapitał zbiera w jednym miejscu istotne z punktu widzenia projektowania polityki państwa informacje o specyfice instytucjonalnych ram polskiego rynku pracy i systemu podatkowego. Odniesienie do szeregu danych zastanych i ich umiejętne zestawienie pozwoliło autorom raportu, Karolowi Muszyńskiemu i Tomaszowi Janystowi, na dowiedzenie głównej jego tezy, głoszącej, że „struktura regulacji pracy oraz kapitału w Polsce w sposób nieproporcjonalny obciąża osoby i podmioty słabsze na rynku” (2015, 3), a zatem faworyzuje i wspiera pracodawców względem pracowników, ale także silniejszych aktorów zarówno w obrębie kapitału, jak i pracy.
Raport od strony teoretycznej opiera się na dwóch głównych odniesieniach: pracach Thomasa Piketty’ego oraz podejściu „wariantów kapitalizmu” (zapoczątkowanym książką autorstwa Davida Soskice’a i Petera A. Halla). Ta druga inspiracja teoretyczna pozwoliła autorom na zakwalifikowanie gospodarki polskiej do grupy gospodarek rynkowych zależnych, czyli takich, których przewagi nad innymi gospodarkami opierają się głównie na niskich kosztach pracy, elastycznych formach zatrudnienia (na tyle elastycznych, by z łatwością dostosowywać zatrudnienie do zmieniającego się popytu międzynarodowego) i zachętach dla inwestorów zagranicznych, np. za pomocą specjalnych stref ekonomicznych.
Na poparcie swojej tezy o wspieraniu przez regulacje państwowe silniejszych aktorów gospodarczych autorzy raportu odwołują się do dwóch głównych obszarów: regulacji rynku pracy i prawa podatkowego. W ramach tego pierwszego obszaru raport wyraźnie wykazuje wysoki stopień segmentacji rynku pracy, w którym, obok pracowników zatrudnionych na umowę o pracę na czas nieokreślony, niemal trzech na dziesięciu pracowników (najwięcej w całej Unii Europejskiej) pracuje na umowach terminowych (w tym cywilnoprawnych lub na tak zwanym samozatrudnieniu). Tylko pierwszą z tych grup obejmowała istotna w ostatnich latach podwyżka płacy minimalnej (od 35% do 44% płacy średniej), a ich sytuacja jest dziś znacząco lepsza niż sytuacja drugiej grupy, zarówno pod względem dochodów, bezpieczeństwa pracy i dostępu do świadczeń państwowych oraz kredytów bankowych (szczególnie hipotecznych). Druga grupa, złożona przeciętnie z osób młodszych i gorzej wykształconych, otrzymuje niższe wynagrodzenia (o ok. 30–35%). Ma również mniejsze szanse na rozwój zawodowy poprzez uczestniczenie w szkoleniach, ograniczony dostęp do niektórych świadczeń oraz do rynku finansowego, ponosi także większe ryzyko związane z bezpieczeństwem w pracy. Co więcej, nie jest prawdą, że umowy terminowe są jedynie „przystankiem” na drodze do etatów – jedynie niewielka część tej grupy pracowników jest w stanie wydobyć się z takiej umowy i zapewnić pewien poziom stabilności zawodowej. Jak głosi raport, przyrost osób zatrudnionych na umowach terminowych w Polsce w ostatnich latach był największy spośród krajów OECD, obejmując niemal cały wzrost zatrudnienia od 2001 roku. Raport pokazuje również, że przyczyną takiego stanu nie jest wcale zbyt rygorystyczny kodeks pracy, który wcale nie wyróżnia się spośród innych funkcjonujących w obrębie państw OECD, a nawet w innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej, gdzie trudno znaleźć równie wysoki wskaźnik umów tymczasowych jak w Polsce. Regulacje są w rzeczywistości bardzo elastyczne, na co dowodem są choćby liberalna definicja niezgodnego z prawem rozwiązania umowy o pracę, niskie kary dla pracodawców czy ograniczony obowiązek uzasadniania zwalniania pracowników. Prawo pracy jest zresztą notorycznie łamane przez pracodawców, czego dopuszcza się co drugi z nich, głównie nie przestrzegając ograniczeń dotyczących czasu pracy, nie płacąc pracownikom za nadgodziny czy nie wypłacając na czas wynagrodzeń. Niemal co piąta umowa cywilnoprawna zawierana była w zeszłym roku w sytuacji, w której zgodnie z prawem pracownikowi powinna przysługiwać umowa o pracę.
Znacznej liczby umów tymczasowych nie tłumaczą także koszty pracy, które w porównaniu z innymi państwami UE są niskie (niższe ma jedynie 5 państw, zarówno gdy wziąć pod uwagę wysokość wynagrodzeń, jak i pozapłacowych kosztów pracy). Klin podatkowy jest jednak wyższy w przypadku słabiej zarabiających niż w przypadku pracowników o wyższych wynagrodzeniach.
W rzeczywistości pracownicy w ogromnej większości zmuszani są do akceptowania tego typu sytuacji z uwagi na swą niską pozycję przetargową. Według autorów raportu jest ona niska, ze względu na wysoki poziom bezrobocia, a także słabą pozycję i liczebność związków zawodowych.
Drugim obszarem analizy zawartej w raporcie jest polski system podatkowy, który jak pokazano, jest regresywny – najbogatszy decyl Polaków zarabia ponad jedną trzecią wszystkich dochodów, natomiast płaci niewiele ponad 28% podatków. Podatek dochodowy od osób prawnych jest w Polsce liniowy, a od osób fizycznych – niemal liniowy (wyższą, 32-procentową stawkę płaci jedynie 2% społeczeństwa). Ulgi i zwolnienia podatkowe dotyczą głównie osób bardziej zamożnych, a kwota wolna od podatku jest niższa nie tylko od minimum socjalnego, ale i minimum egzystencji (co w październiku tego roku Trybunał Konstytucyjny uznał za sprzeczne z konstytucją). Co więcej, tak istotnie wpływające na poziom nierówności społecznych dochody kapitałowe (co pokazują m.in. analizy Piketty’ego) są w Polsce objęte niskim jak na warunki europejskie, 19-procentowym zryczałtowanym podatkiem dochodowym.
Podatki majątkowe nie wyglądają wcale lepiej. Nie ma w polskim systemie obecnego w wielu innych krajach podatku katastralnego (którego wartość zależy od wartości posiadanej nieruchomości), zaś podatek spadkowy wynoszący od 3 do 12% (przy zwolnieniu osób pozostających w pierwszym stopniu pokrewieństwa ze spadkodawcą) jest niezwykle niski.
Większość wpływów do budżetu państwa pochodzi z podatków konsumpcyjnych (VAT, akcyza), które są najbardziej dotkliwe dla osób najgorzej sytuowanych, gdyż wydają one znacznie większą część swoich dochodów, niż osoby bogate. Co więcej, regresywność VAT-u od 1995 roku jeszcze się pogłębiła.
Pomimo klarownego uzasadnienia głównej tezy i dostarczenia szeregu cennych danych, raport Fundacji Kaleckiego nie jest pozbawiony pewnych niedociągnięć. Po pierwsze, nie do końca realizuje cele, których osiągnięcie deklaruje. Sam tytuł odwołuje się do głośnej książki Thomasa Piketty’ego Kapitał w XXI wieku, sugerując znacznie rozleglejszą analizę niż ta, którą faktycznie oferuje. Autorzy nie spełniają również do końca obietnicy „położenia silnego nacisku” na tworzenie rozwiązań instytucjonalnych minimalizujących nierówności w ramach tzw. predystrybucji (wbrew skoncentrowanemu na redystrybucji francuskiemu ekonomiście), co nie jest zresztą możliwe przy ograniczeniu się do analizy instytucji rynku pracy i systemu podatkowego.
Po drugie, samo oparcie swoich analiz na badaniach Piketty’ego, a także częste powoływanie się na badaczy takich jak Joseph Stiglitz, wskazuje, że autorzy pomimo lewicowych poglądów, akceptują metodologiczne podstawy ekonomii neoklasycznej (w szerokim sensie proponowanym przez Yanisa Varoufakisa). Od fundacji, która w swojej nazwie odwołuje się do najwybitniejszego (obok Róży Luksemburg) polskiego ekonomisty Michała Kaleckiego, należałoby oczekiwać bardziej krytycznych podstaw metodologicznych i odwołań do współczesnych wybitnych przedstawicieli szkoły kaleckiańskiej, postkaleckiańskiej czy postkeynesowskiej (takich jak choćby Steve Keen, Engelbert Stockhammer, Bill Mitchell czy Amit Bhaduri). Sam Kalecki pojawia się w raporcie raz w przypisie, ale wydaje się, że jest tam umieszczony cokolwiek „na siłę”.
To właśnie te metodologiczne podstawy prawdopodobnie można winić za właściwe raportowi dość pobieżne potraktowanie problematyki pozycji przetargowej pracowników i całkowite przemilczenie (rażąco niskiego w Polsce) udziału płac w PKB, będącego wskaźnikiem stanu walki klasowej i aktualnych relacji władzy między pracą i kapitałem – co może dziwić, gdy znów przyjrzymy się tytułowi raportu („praca i kapitał”). Rzetelna analiza wszystkich przyczyn tak niskiego udziału płac w polskim PKB (przekraczających jedynie kwestie uzwiązkowienia i znajdujące się w złożonej relacji względem poziomu zatrudnienia) pozostaje zadaniem, które należy dopiero podjąć.
Ostatnią, najdrobniejszą luką raportu jest brak kończącego go zestawu jasnych wytycznych dla ustawodawców i regulatorów, które przydałyby się w debatach dotyczących kształtowania programów polityki gospodarczej, społecznej i fiskalnej. Pojawiające się zaś w środku raportu propozycje podniesienie kwoty wolnej od podatku oraz wprowadzenia minimalnej stawki godzinowej niezależnej od rodzaju umowy, były już elementem debaty w trakcie kampanii wyborczej i obietnic formułowanych przez niejedną biorącą w niej udział partię polityczną.
Pomimo powyższych słabszych stron należy uznać, że raport Fundacji Kaleckiego przekonująco pokazuje, że państwo polskie jest od pewnego czasu państwem (nad)opiekuńczym dla bogatych i dla kapitału, lekceważącym zaś lub zaciskającym pasa osobom uboższym. Jako taki raport jest cennym źródłem informacji i argumentów pozwalających rozwiewać opary niewiedzy i celowych kłamstw przepełniające polską debatę publiczną w kwestiach gospodarczych. Z pewnością potrzebujemy więcej podobnych (i lepszych) raportów, aby prowadzić rzetelną dyskusję ekonomiczną, która jest naszej demokracji absolutnie niezbędna.