Jędrzej Malko. 2016. Economics and Its Discontents. Dresden/New York: Atrophos Press.
Książka Jędrzeja Malko Economics and Its Discontents jest pozycją nietypową z kilku powodów. Po pierwsze, ma niekonwencjonalny układ. Średniej objętości praca składa się bowiem z aż 50 krótkich rozdziałów, opatrzonych w każdym wypadku rozbudowanymi „tytułami”, stanowiącymi pełne zdania wyjaśniające ich zawartość. Po drugie, pomimo że książka uporządkowana jest w sposób zbliżony do chronologicznego, bardzo często poszczególne rozdziały odwołują się do tych umieszczonych przed nimi, ale i po nich tworząc swoistą intertekstualną sieć. Wydaje się, że sposób myślenia autora wykracza poza medium książkowe i świetnie pasowałby do formy hipertekstu. Po trzecie wreszcie, mamy również do czynienia z nieszablonowością w warstwie merytorycznej. Malko wykonuje w swojej książce pracę demaskatorską i demitologizującą na materiale, którym są historyczne dzieje myśli ekonomicznej, ale także różne praktyki społeczne i gospodarcze.
Ale zacznijmy od początku. Na samym wstępie Malko stawia sobie za cel przedstawienie roli ekonomii w historycznych układach władzy. Otwarcie deklaruje swój antyredukcjonizm, uznając, że nie należy sprowadzać zjawisk i procesów społecznych wyłącznie do ich wymiaru gospodarczego. Polemiczne ostrze autora skierowane jest tym samym w kierunku ekonomistycznego sposobu myślenia, który, choć obecny i w przeszłości, stał się wszechogarniający we współczesnej polityce, życiu codziennym, refleksji nad społeczeństwem i kulturą. Natomiast swoje podejście analityczne Malko określa mianem materializmu dyskursywnego. Przekonująco stwierdza, że „wszechstronna krytyka ekonomii musi opierać się na badaniu jej historii. Bez odpowiedniego kontekstu historycznego nie jest po prostu możliwe uchwycenie dynamiki walk o władzę na poziomie systemowym” (s. 14). Również decyzja autora, by skupić się na wzajemnych zależnościach między dyskursami ekonomicznymi, instytucjami oraz praktykami społecznymi bez uprzywilejowywania żadnego z tych trzech elementów, wydaje się słuszna i obiecująca.
Po metodologicznych deklaracjach zawartych w dwóch pierwszych rozdziałach Malko przechodzi do interesującej analizy i krytyki wielu popularnych mitów ekonomicznych. Wskazuje, że nie ma dowodów na to, by kluczowa w wielu opowieściach o dawnych formach handlu klasyczna wymiana barterowa gdziekolwiek i kiedykolwiek rzeczywiście funkcjonowała jako powszechny model. Ciekawie opisuje przemiany poglądów dotyczących handlu i lichwy w Kościele katolickim, a także zwraca uwagę na niebagatelny wkład refleksji arabskich badaczy w wiedzę o mechanizmach gospodarczych. Przytacza przykłady sporów i walk związanych z działaniami wpływającymi na podaż pieniądza w średniowieczu. Pokazuje jak Adam Smith swoim polemicznym terminem „merkantylizmu” doprowadził do utożsamienia wszystkich swoich przeciwników w łatwej do zaatakowania figurze ludzi, którzy „mylą bogactwo z pieniądzem” i „fetyszyzują bilans handlowy” (s. 107). Zarysowuje powiązania między nowoczesną teorią racjonalnego wyboru i teorią gier (oraz jej przedstawicielami) a strategią wojenną i instytucjami wojskowymi.
Analityk Fundacji Kaleckiego interesująco opisuje również powiązania narodzin monety ze zmianą organizacji wojska (profesjonalizacja), historię doktryny podaży i popytu, krytykę społeczeństwa kapitalistycznego odwołującą się do zarzutu bałwochwalstwa, źródła (dominacji) pojęcia rzadkości w naukach ekonomicznych, wpływ banków na reżim długu czy relację między liberalną ekonomią polityczną a katastrofami humanitarnymi i kolonialnym ludobójstwem.
Pośród licznych zrzucanych masek błędnych przekonań, dotyczących dyskursów ekonomicznych i warunków ich powstawania, pojawiają się jednak również te, które Malko na siłę podtrzymuje. Jedną z nich wydaje się usilne nazywanie Adama Smitha mianem liberała (którego to autora Malko skądinąd słusznie wyswobadza z zajmowania stanowiska w fałszywej opozycji państwa i rynku, a także oczyszcza z szeregu upraszczających i krzywdzących stereotypów). Nie tylko bowiem określenie takie nie było znane za czasów szkockiego filozofa, ale także choćby jego rozumienie wolności wywodziło się z szerokiej tradycji republikańskiej (sprzecznej w tym zakresie z podstawami liberalnej ontologii społecznej).
Znacznie poważniejsze problemy napotykamy jednak, w każdym niemal miejscu, w którym dziennikarz „Krytyki Politycznej” przywołuje postać Karola Marksa. Malko zarzuca teorii Marksa redukcjonizm i ekonomizm, a marksizm nazywa „z natury syntetyzującą i totalizującą maszyną, która nie posiada żadnej wewnętrznej wielkości wartej obrony, a której nie wykluczone dobre intencje można zachować właśnie przez zdradę doktryny, a nie jej oczyszczenie” (s. 229). Ten ostatni fragment pochodzi zresztą z rozważań autora piętnujących zbrodnie Stalina i przywołujących potworność gułagów.
Co więcej, autor Economics and Its Discontents uważa, że rynek jako maszyna syntetyzująca stanowi podstawową logikę wszystkich głównych doktryn ekonomistycznych, w tym marksizmu. Powołuje się przy tym na płynące z tej logiki odrzucenie pracy „nieprodukcyjnej”. Warto w tym miejscu wyraźnie zaznaczyć, że odróżnienie pracy produkcyjnej (wytwarzającej wartość dodatkową) i nieprodukcyjnej (niewytwarzającej wartości dodatkowej) jest w pismach Marksa ściśle powiązane z perspektywą kapitału. Jak wyraźnie pisze on w Rezultatach bezpośredniego procesu produkcji: „Różnica między pracą produkcyjną i nieprodukcyjną jest ważna w związku z akumulacją, ponieważ jedynie wymiana na pracę produkcyjną stanowi jeden z warunków przekształcenia wartości dodatkowej z powrotem w kapitał” (Marks 2013, s. 124). Oraz: „Tylko burżuazyjna buta, która kapitalistyczną formę produkcji uznaje za jej formę absolutną, a tym samym za naturalną formę produkcji, może pomylić pytanie, czym są praca produkcyjna i produkcyjny robotnik z punktu widzenia kapitału, z pytaniem czym w ogóle jest praca produkcyjna” (Marks 2013, 112).
Trudno też zgodzić się z zarzutami dotyczącymi ekonomicznego redukcjonizmu, mając świadomość, że w centrum całej teorii Marksa znajdują się stosunki społeczne, a także walka klas. Marks nie był ekonomistą i żadna z jego teorii nie oddziela sztucznie sfery gospodarki od sfery społeczeństwa czy polityki (jak czyni to stanowisko liberalne). Dlatego zarzut ekonomizmu jest bezzasadny. Podział na bazę i nadbudowę nie oznacza determinacji życia społecznego i politycznego (w szerszym sensie) przez jakąś zewnętrzną względem nich dynamikę ekonomiczno-technologiczną. Bazą są stosunki społeczne i siły wytwórcze, a nadbudową system prawny oraz (wąsko rozumiany, formalny) system polityczny.
Malko krytycznie odnosi się również do Marksowskiej teorii wartości opartej na pracy. Sugeruje przyjęcie podejścia do wartości zupełnie innego zarówno od teorii marginalistycznej, jak i od teorii wartości opartej na pracy. Jego zdaniem teoria wartości powinna być „społeczna, relacyjna i intersubiektywna” (s. 203). Jednak Marksowska teoria wartości opartej na pracy stawiająca w swoim centrum społecznie niezbędny czas pracy jest właśnie „społeczna” (nie indywidualna), „relacyjna” i „intersubiektywna”. Zdaniem autora „wartości są ustanawiane w szeregu wymian, jako różnice” (s. 203), a w proces wymiany zwykle wkracza brutalna siła. Niestety na tym stwierdzeniu kończy się (a chciałoby się napisać „urywa”) rozdział i nie dane jest czytelnikom dowiedzieć się więcej na temat tej propozycji.
Najdziwniejsze tezy dotyczące Marksa to jednak te, w których Malko powołuje się bezpośrednio na lakoniczne opinie zewnętrzne dotyczące tego pierwszego. Za Arendt krytykuje on zawartą w marksizmie utopię wyzwolenia od konieczności pracy najemnej, która stanowi właściwe „opium ludu” (w przeciwieństwie do religii) (s. 169). Bezkrytycznie cytuje określenie Marksa przez Bakunina jako „wyznawcy państwa” (s. 231). Wreszcie zgadza się z twierdzeniem neoklasycznego ekonomisty Paula Samuelsona, jakoby Marks był „pomniejszym postRicardianistą” (s. 232). Wystarczy zwrócić uwagę na wprowadzenie przez Marksa szeregu kluczowych rozróżnień (takich jak między pracą abstrakcyjną i pracą konkretną; jasne oddzielenie pary kapitał stały/zmienny i kapitał trwały/obrotowy), przezwyciężenie Ricardiańskiej ahistoryczności, analizy akumulacji pierwotnej i wiele innych elementów, których próżno szukać w pracach Ricardo. Oczywiście Marks wykorzystywał prace angielskiego ekonomisty i bogato z nich czerpał, poddając je jednak drobiazgowej krytyce. Ponadto znacznie wyższa świadomość filozoficzna, metodologiczna, polityczna trewirczyka względem urodzonego w Londynie ekonomisty nie podlegają wątpliwości, podobnie jak znacznie szerszy zakres zainteresowań Marksa oraz wpływ jego prac na rozmaite dyscypliny współczesnej nauki (od socjologii wiedzy, przez historiografię, po nauki polityczne i wiele innych).
Tak wypaczona wizja teorii Marksa jak ta zaproponowana w recenzowanej książce wynika zapewne w jakiejś mierze (poza prawdopodobnym uprzedzeniem) z ograniczonych źródeł, na których opiera się w tym obszarze Malko. Wśród cytowanej bibliografii próżno szukać drugiego czy trzeciego tomu Kapitału, nie ma tam również Zarysu krytyki ekonomii politycznej ani Rezultatów bezpośredniego procesu produkcji. Frontalny atak i dyskredytacja stanowiska Marksa dokonywana bez znajomości kluczowych jego dzieł wydaje się przedsięwzięciem o wątpliwej wartości, tym bardziej że części daremnego wysiłku (zarówno piszącego, jak i czytających) można by uniknąć, gdyby autor wziął sobie do serca chociażby sam podtytuł Kapitału (przypomnę, że nie brzmi on Teoria ekonomii politycznej, ale Krytyka ekonomii politycznej).
Prace Marksa można i warto oczywiście poddawać nieustannej (twórczej) krytyce. Ciekawy byłbym na przykład analizy instytucji i roli pieniądza czy kredytu w jego pracach (tematów, w których Malko zdaje się wszak czuć najlepiej). Jednak do tego niezbędna jest trochę rozleglejsza znajomość pism Marksa (np. innych, poza pierwszym, tomów Kapitału). Bez tego nieśmiało sugerowałbym autorowi odrobinę powściągliwości w ferowaniu generalnych sądów oraz większej ostrożności w doborze teoretycznych sojuszników.
Nie zmienia to faktu, że książkę Malko warto przeczytać (z czystym sumieniem mogę na pewno polecić jej pierwszą połowę i co najmniej istotną część drugiej). Zawiera ona wiele interesujących spostrzeżeń, wartych uwagi tez oraz ciekawych wskazań bibliograficznych. Mniej odpornym czytelnikom zaznajomionym z pracami Marksa radzę po prostu omijać te rozdziały w książce Economics and Its Discontents, w których nazwisko niemieckiego filozofa pojawia się więcej niż raz.