Wykopaliska archeologiczne prowadzone przez ostatnie 30 lat wykazują, że większość znanych nam chorób zakaźnych (polio, ospa, odra, świnka, malaria), pojawiała się niedawno, bo zaledwie 10 tysięcy lat temu (wobec co najmniej 200 tysięcy lat istnienia gatunku). Człowiek więc zaczyna chorować wraz z wynalezieniem rolnictwa, gdy osiada w gęsto zaludnionym i niezróżnicowanym gatunkowo mieście lub osadzie. Z odkryć archeologicznych wiemy, że poprzedzający rewolucję neolityczną łowcy-zbieracze żyli dużo dłużej (często 70 lat), mieli skomplikowaną dietę, byli średnio kilka centymetrów wyżsi niż ludzie zamieszkujący starożytne wioski lub miasta (Scott 2017). Mimo to państwa od wieków głoszą obietnicę wyzwolenia człowieka od biedy, głodu czy chorób. Taką obietnicę składają także dzisiaj i to w sytuacji, w której główną przyczyną rozwoju nowych wirusów (oraz współczesnego głodu) jest wspierane przez nie przemysłowe rolnictwo (Wallace 2016; Shah 2016). Podczas wykładu rozważę dwa pytania. Dlaczego – gdy tylko pojawiała się okazja – ludzie wybierali życie poza państwowymi molochami, zastępując quasi-religijną fantazję o wyzwoleniu od natury ruchem budowania niewielkich, wielogatunkowych wspólnot, być może lepiej przygotowanych na wyzwania, którym nigdy nie było w stanie sprostać państwo. Po drugie, czy tego rodzaju wielogatunkowe wspólnoty mogą być rozwijane przez populacje liczące dziesiątki milionów ludzi, czy skazane są na życie na marginesie, na obrzeżach państwa.
Webinar po wykładzie: