Bartłomiej Błesznowski (red.). 2014. Kooperatyzm, spółdzielczość, demokracja: Wybór pism. Warszawa: WUW.
Podczas przemówienia wygłoszonego na zjednoczeniowym zjeździe spółdzielców w 1923 roku Romuald Mielczarski, jeden z najważniejszych ideologów polskiego ruchu kooperatystycznego, roztaczał przed słuchaczami wizję stopniowego znoszenia kapitalizmu:
Kooperacja twierdzi, że (…) istnienie kapitalizmu jest całkowicie w rękach spożywców i że ten niesprawiedliwy ustrój może być stopniowo wyparty przez ustrój spółdzielczy, byleby tylko spożywcy, zrzeszając się w stowarzyszenia spożywców, ujęli w swoje ręce wymianę i produkcję. (…) Kapitalizm posiada w istocie przerażająco wielkie środki w porównaniu ze spożywcą. (…) Należy sobie jednak uprzytomnić, że całe to bogactwo, jakim rozporządza kapitał, nie jest niczym innym, jak nagromadzonym zyskiem. Niech tylko spożywcy, organizując się we własne stowarzyszenia, krok za krokiem pozbawiają kapitał zysku i niech tylko zysk ten zmienią w kapitał wspólny, a stosunek sił zmieniać się będzie z dnia na dzień na korzyść spożywców. Kapitalizmowi będzie ubywało terenu, a przybywać go będzie kooperacji.
Dalej Mielczarski wyjaśniał, że potężniejące spółdzielnie stopniowo opanowywać będą kolejne rynki, aż ostatecznie doprowadzą do uwiądu nawet najpotężniejszych przedsiębiorstw kapitalistycznych. „Jeżeli w wyobraźni przedłużymy tę powolną ewolucję” – podsumowywał swoje rozważania – „to u krańca drogi ujrzymy Rzeczpospolitą Spółdzielczą i nowy ustrój, w którym cała działalność gospodarcza zamiast na zysk będzie obliczona na zaspokojenie potrzeb społecznych”.
Była to bez wątpienia wizja więcej niż kusząca. Jeśli jednak zestawić jej rozmach z obecną kondycją ruchu spółdzielczego, to nie sposób oprzeć się wrażeniu, że trudno byłoby znaleźć w dwudziestym stuleciu inny masowy ruch społeczny, który poniósłby równie spektakularną porażkę. Miarę klęski obrazuje już sam fakt, że słowo „spółdzielnia” sporej części społeczeństwa kojarzy się raczej z sitwą polityków albo patologiami w zarządzaniu zasobem mieszkaniowym, nie zaś z walką o ład gospodarczy regulowany według zasad innych niż dążenie do maksymalizacji zysku.
W sytuacji, gdy tęczowy sztandar kojarzy się już tylko z ruchem LGBT i nikt nie pamięta, że przez długie dekady stanowił dla setek tysięcy spółdzielców symbol wyłaniającej się na horyzoncie „Rzeczypospolitej Spółdzielczej”, należy szczególnie doceniać wszelkie próby przywrócenia tradycji polskiego kooperatyzmu. Taki właśnie cel przyświecał wydawcom tomu Kooperatyzm, spółdzielczość, demokracja, w którym zebrano ponad dwadzieścia obszernych tekstów programowych najważniejszych teoretyków działającego na ziemiach polskich przed 1939 r. ruchu spółdzielczego.
Tom podzielono na kilka działów tematycznych, dotyczących takich zagadnień jak wzajemne relacje demokracji i kooperatyzmu, społeczna baza ruchu, spółdzielczość mieszkaniowa czy rolna. Całość poprzedzają dwa eseje wstępne – pierwszy, poświęcony intelektualnym źródłom idei spółdzielczej i jej politycznym aspektom, pióra Bartłomieja Błesznowskiego, drugi zwięźle streszczający dzieje spółdzielczości na ziemiach polskich autorstwa Remigiusza Okraski. Całość wieńczy obszerne zestawienie bibliograficzne zawierające zarówno najważniejsze opracowania na temat polskiego kooperatyzmu, jak i wykaz pism wybitniejszych teoretyków ruchu.
Twórcom tomu, jak można przypuszczać, zależało na ukazaniu wewnętrznego zróżnicowania tradycji spółdzielczej, stąd też w bliskim sąsiedztwie znaleźć można tutaj teksty tak odległych od siebie teoretyków, jak komunista Jan Hempel czy socjalista Adam Próchnik z jednej strony i konserwatywny chadek, ksiądz Stanisław Adamski z drugiej. Ceną za przyjęcie takiej strategii jest pewna wewnętrzna niespójność całego tomu i – jeśli można tak to ująć – ograniczona polityczna siła rażenia. Wrażenie to potęguje jeszcze gatunkowe zróżnicowanie zgromadzonych tekstów. Obok fragmentów teoretycznych rozpraw znajdziemy tu również manifesty, przemówienia, doraźne teksty interwencyjne oraz artykuły sprawozdawcze. Przykładem tego ostatniego rodzaju wypowiedzi może być obszerny artykuł Abrahama Prowalskiego poświęcony spółdzielczości żydowskiej. Jakkolwiek należy docenić chęć przypomnienia bogatych tradycji spółdzielczych Żydów polskich, to dokonany przez redaktorów tomu wybór w tym wypadku jest nietrafiony – artykuł Prowalskiego, pełen zestawień statystycznych i rozważań nad finansową kondycją różnych rodzajów kooperatyw, może być przydatny chyba jedynie dla historyków szczegółowo badających dzieje międzywojennej spółdzielczości, nie oni jednak (jak można przypuszczać) są głównymi adresatami tej książki.
Pewne wątpliwości, które momentami może nasuwać dobór tekstów, nie powinny przysłaniać jednak licznych zalet tomu Kooperatyzm, spółdzielczość, demokracja. Szczególnie podkreślić należy dużą wartość załączonego aneksu bibliograficznego, który z pewnością okaże się znakomitym przewodnikiem dla tych czytelników i czytelniczek, którzy zechcą na własną rękę bliżej poznawać dzieje polskiego ruchu spółdzielczego.
Lektura omawianego tomu dostarcza szeregu argumentów potwierdzających tezę, że historyczny opór wobec kapitalizmu nie był zjawiskiem jedynie marginalnym ani narzuconym z zewnątrz (jak w tradycyjnych opowieściach o ruchu komunistycznym) albo wyrastającym z irracjonalnego lęku przed „konieczną” modernizacją. W ten sposób podważone zostają narracje pozostające pod przemożnym wpływem polskiego wariantu koncepcji „końca historii”, postrzegające liberalny kapitalizm i demokrację przedstawicielską jako „naturalny” punkt dojścia, wieńczący nowoczesne dzieje Polski. Choć liberalny kapitalizm miał nad Wisłą swoich wpływowych zwolenników, to trudno uznać, aby od dziesiątków lat stanowił przedmiot tęsknot większości Polek i Polaków, co zdają się milcząco zakładać popularne narracje historyczne.
W różne formy spółdzielczości w okresie międzywojennym zaangażowanych było kilka milionów osób. Oczywiście jedynie niewielką część spośród nich stanowili radykałowie czy rewolucjoniści, a członkowstwo wielu miało bardzo ograniczony albo tylko formalny charakter. Jednak jako całość ten potężny, masowy ruch był wobec kapitalizmu krytyczny, a ponadto istniał w jego łonie silny i wpływowy nurt o wyraźnie antykapitalistycznym nastawieniu. Romualda Mielczarskiego, wieloletniego przywódcę kooperatystów, już wcześniej cytowano. Abramowski, ideowy patron wielu pokoleń polskich spółdzielców, wprost mówił o konieczności stworzenia społeczeństwa komunistycznego. Solidarysta Jerzy Kurnatowski z entuzjazmem pisał, że rozwój ruchu spółdzielczego doprowadzi do „uspołecznienia środków produkcji przez ich skooperatyzowanie”. Maria Dąbrowska twierdziła natomiast, że:
Spółdzielczość jest radykalna, gdyż radykalnie zmienia metody organizacji wymiany oraz pojęcie o gospodarczych umiejętnościach i talentach organizacyjnych świata pracy. Jest rewolucyjna, gdyż wprowadza w życie gospodarcze – nie tylko nowe i odmienne pierwiastki, ale przeobraża ludzkie dusze, pomagając im do pełnego ujawnienia ich człowieczeństwa, które dotychczasowa cywilizacja zaprzepaszczała, obecna zaś – jeszcze w dodatku poniewiera.
Stanisław Wojciechowski, krytykując liberalny kapitalizm z pozycji konserwatywnych, pisał: „O bogactwie narodu decyduje nie ilość nagromadzonego w nim bogactwa, ale jakość jego podziału, rozpowszechnienie. Najzdrowsze stosunki społeczne panują tam, gdzie nie ma nazbyt rażących różnic majątkowych”. Spółdzielcza krytyka realnie istniejącego kapitalizmu wyrastała – jak ilustrują to przytoczone cytaty – z bardzo różnych tradycji politycznych. Dzieje polskiej (i nie tylko) spółdzielczości są więc historią niekończących się polemik, sporów i konfliktów. Ich namiastkę odnajdziemy również w recenzowanym tomie.
Choć niemal wszyscy spółdzielcy marzyli o świecie wolnym od nierówności i wyzysku, to bardzo trudno było im dojść do porozumienia w kwestii sposobów osiągnięcia tego celu. W ich tekstach powracają pytania, które towarzyszyły wszystkim nowoczesnym ruchom radykalnym i emancypacyjnym. Jak połączyć walkę o doraźne reformy z dążeniem do całkowitej zmiany systemu? Gdzie szukać sojuszników w toczonej walce? Jak daleko powinny sięgać koncesje na ich rzecz? Jak określić hierarchię celów ruchu? Jaką nadać mu formę organizacyjną?
We wszystkich tekstach zgromadzonych w recenzowanym tomie wyraźnie pobrzmiewa echo toczących się wówczas walk społecznych; część z nich stanowi nawet otwarte wezwanie do wzięcia w nich udziału. Czy mogą jednak być one dziś czymś więcej niż tylko przypomnieniem dawnych starć, opowieścią o marzeniach, w imię których do nich stawano i projekcją niezrealizowanych nigdy historycznych scenariuszy? Innymi słowy, czy idea spółdzielczości w zaprezentowanej tutaj klasycznej postaci zachowuje jeszcze aktualność? Tysiące spółdzielców odpowiedzą zapewne, że „tak”, dziwiąc się przy tym, jak można w ogóle o to pytać. Dla wielu z nich spółdzielczość jest nie tylko sposobem na częściową poprawę swego materialnego bytu, lecz również praktyczną szkołą działania zbiorowego i azylem dającym choćby czasowe schronienie przed kapitalistyczną kulturą egoizmu i rywalizacji.
Doceniając sukcesy na tym polu, przyznać trzeba, że siła i zasięg oddziaływania dzisiejszego ruchu spółdzielczego są mniej niż skromne. Tęczowy sztandar przestał już być przestrogą dla możnych tego świata i wbrew zapowiedziom Mielczarskiego mało kto widzi w ruchu spółdzielczym grabarza kapitalizmu. To raczej tolerowany, a często również funkcjonalny wobec systemu margines, a nie poważne zagrożenie dla jego stabilności.
Do lektury tomu z tekstami klasyków polskiej spółdzielczości warto więc zasiąść, zadając sobie pytanie, czy i w jaki sposób można odzyskać dziś autentycznie rewolucyjny potencjał idei kooperatyzmu. I choć żaden z prezentowanych tu autorów nie dostarczy z pewnością gotowej odpowiedzi, to niektórzy z nich – jak na przykład Abramowski – mogą podsunąć sporo ciekawych tropów.
Kamil Piskała