Współczesne szkolnictwo wyższe na całym świecie rozpada się pod naporem błędnych neoliberalnych reform. Czy kooperatywne uniwersytety, prowadzone przez swoich członków oraz ukierunkowane na ich potrzeby, mogą stać się odpowiedzią na ten szkodliwy proces?
Marina Warner oraz Michael Bailey opublikowali niedawno przenikliwe komentarze odnoszące się do „zniekształcania” oraz „kontrolowanego samobójstwa” brytyjskiego szkolnictwa wyższego. Muszę jednak przyznać, że w ostatnim czasie największe i najbardziej długotrwałe wrażenie wywarł na mnie krótki wpis na blogu London Review of Books autorstwa Brenny Bhandar, w którym autorka stwierdza:
W interesie nas wszystkich jest wspieranie studentów, kadry akademickiej oraz personelu pomocniczego, poddanych outsourcingowi sprzątaczy i sprzątaczek oraz wszystkich innych w ich walkach o przekształcenie stosunków własności na uniwersytecie oraz o szerzenie demokratycznych form współzależnego rządzenia, które w lepszy sposób tworzą i upowszechniają wytwarzane przez nas kolektywnie dobra społeczne, niż obecne polityki rządowe czy strategie wdrażane przez kadrę zarządzającą.
Podobnie podsumowywał swój artykuł z Areny Andrew McGettigan:
Często jestem pytany: „Co zatem robić?”. Moja odpowiedź zawsze polega na wskazaniu, że jeżeli naukowcy nie przebudzą się i nie zakwestionują deficytu demokracji w ich własnych instytucjach oraz jeśli nie będziemy mieli większej liczby dziennikarzy, którzy podjęliby tematy tych walk w skali lokalnej i krajowej, wówczas naprawdę niewiele da się zrobić. Znajdujemy się na progu czegoś bardziej gruntownego niż to, na co mogą wskazywać dyskusje dotyczące czesnego; pojedyncze instytucje i cały sektor szkolnictwa wyższego mogą wykonać posunięcia, które będą trudne, jeśli nie niemożliwe do odwrócenia – czy to wynegocjowana niezależność dla elity, czy pozbywanie się charytatywnego statusu polepszające dostęp prywatnych finansów.
W ciągu ostatniego roku byłem na trzech konferencjach, które dostarczyły naukowcom ze wszystkich dyscyplin miejsca do dyskutowania nad tymi problemami, były to: „Governing Academic Life” na LSE; „Academic Identities” w Durham oraz „Universities in the Knowledge Economy” w Auckland. Nie mam żadnej wątpliwości, że pracownicy naukowi są dziś mocno zdenerwowani. Niekiedy indywidualizują winę za obecny stan mówiąc: mamy zbyt wielu menedżerów i pracowników administracji! Kiedy indziej problem rozpatrywany jest w kategoriach czysto politycznych: problemem jest wówczas neoliberalizm czy nawet „ekstremalny neoliberalizm”. Odpowiedź na pytanie „co zatem należy robić?” sprowadza się według nich najczęściej do produkcji manifestów czy zbiorówek, list mailingowych lub stron internetowych, na których rozwija się dalsze dyskusje, czy wręcz do traktowania naszej nędznej kondycji jako danych badawczych, skutecznie dokumentujących upadek naszego zawodu.
Studenci są zazwyczaj zdecydowanie bardziej szczerzy odnośnie potrzeby fundamentalnych zmian w sposobach współzależnego rządzenia uniwersytetów, na które uczęszczają. W trakcie licznych okupacji – niedawno na UCL, Goldsmiths, KCL, LSE, UAL, oraz w Amsterdamie – również oni domagali się demokracji, będącej podstawowym warunkiem dla zaistnienia wolnego uniwersytetu.
Możemy zatem roztrząsać kwestie performatywności powiązanej z Research Excellence Framework[1] czy prekarności pracy akademickiej; możemy podejmować kwestię wycofywania publicznych środków na naukę czy urynkowienia szkolnictwa wyższego. Jednak jeśli chcemy mieć uniwersytety, na których wszyscy chcielibyśmy pracować, musimy przekształcić panujące na nich stosunki własności oraz współzależnego rządzenia w sposób, który przede wszystkim zapewni w pełni demokratyczne podejmowanie decyzji. Jedną z odpowiedzi w tym stylu stanowią prowadzone przez swoich członków oraz będące ich kolektywną własnością kooperatywy w szkolnictwie wyższym: kooperatywne uniwersytety.
Od 2010 roku naukowcy i poszczególne osoby w obrębie ruchu kooperatystów usiłują przemyśleć tę ideę, częściowo inspirując się przekształceniem w kooperatywy ośmiuset szkół w Wielkiej Brytanii, ale również czerpiąc z obfitej w ruchu kooperatystów tradycji działań edukacyjnych, która w różnych miejscach i różnych czasach przybierała różne formy. Gdy rząd uszczupla kolejną część państwa dobrobytu, ruch kooperatyw pojawia się często właśnie w tym miejscu, by „w lepszy sposób szerzyć demokratyczne formy współzależnego rządzenia oraz tworzyć i upowszechniać społeczne dobra, które kolektywnie wytwarzamy”.
Zaczynając od połowy dziewiętnastego wieku, „kooperatyści” stworzyli światowy ruch społeczny organizacji będących własnością swoich członków, opartych na idei wspólnej własności oraz jej demokratycznym zarządzaniu. Edukacja od zawsze znajdowała się u rdzenia zasad kooperatyzmu, wraz z ideami otwartego członkostwa, autonomii oraz niezależności, solidarności z innymi kooperatywami oraz troską o wspólnotę. Wartościami akceptowanymi i współdzielonymi przez kooperatywy na całym świecie są samopomoc, samoodpowiedzialność, demokracja, równość, sprawiedliwość i solidarność.
Kooperatywy nie są jednak lekarstwem na siły neoliberalizmu czy ambicje niektórych menedżerów i administratorów, co widzieliśmy dokładnie w trakcie ostatniej klęski UK CooperativeGroup. Jednakże należy przyznać, że w ruchu kooperatyw istnieją głębokie historyczne i społeczne zasoby, z których możemy czerpać, i które mogą nam pomóc w ponownym przemyśleniu sposobu, w jaki prowadzone są uniwersytety, jak również w przemyśleniu formy instytucjonalnej, którą obecnie przyjmują.
Istnieją trzy rodzaje kooperatywnych odpowiedzi rozważanych w literaturze przedmiotu: formalne przekształcenie istniejących uniwersytetów w kooperatywy środkami prawnymi i zgodnymi z konstytucją; rozkład naszych własnych instytucji i przejście w faktyczne kooperatywy przeprowadzone poprzez tworzenie centrów badawczych jako kooperatyw, wcielanie kooperatywnych wartości i zasad w strategie instytucjonalne oraz tworzone programy kształcenia itd.; czy wreszcie tworzenie nowych form kooperatywnych szkolnictwa wyższego istniejących równolegle z obecnym systemem uniwersytetów.
Którejkolwiek z powyższych dróg byśmy nie obrali – a z pewnością powinniśmy rozwijać je wszystkie – żadna z nich nie dostarczy nam błyskawicznych środków zaradczych. Droga przekształcania może osiągnąć konstytucyjną zmianę całkiem sprawnie, ale już wdrożenie kooperatywnej konstytucji w działanie oraz wszystkie organizacyjne zmiany, które to za sobą pociąga zajmą pewnie kilka dobrych lat ciężkiej pracy wydatkowanej przez wszystkich uczestników i uczestniczki. Można obrać również drogę rozkładu i często tak właśnie się robi, zarówno w sposób formalny, jak i subwersywnie, ale może się ona okazać z biegiem czasu trudna do podtrzymania, ponieważ ludzie przepływają przez instytucje, a sprzeczności związane z próbą ukonstytuowania kooperatywy wewnątrz niekooperatywnego uniwersytetu będą przynosić zazwyczaj jedynie przejściowe i tymczasowe rezultaty. Droga tworzenia nauczyła mnie tego, że w jej ramach sami ustanawiamy swoje cele; kooperatywne szkolnictwo wyższe nie musi odtwarzać nowoczesnego uniwersytetu przedsiębiorczego oraz wszystkiego tego, co w jego obrębie chce się osiągnąć. Może próbować sprostać dzisiejszym ludzkim potrzebom, jednocześnie zapowiadając nową, nadchodzącą formę uniwersytetu. Żądania ze strony Nowego Uniwersytetu czy okupacji przeprowadzonych w ramach Wolnego Uniwersytetu Londynu wymagają od nas, byśmy rozwinęli nowy model kooperatywnego szkolnictwa wyższego.
Krytycy „kooperatywnego uniwersytetu” wielokrotnie kwestionowali nasze oddanie idei „uniwersytetu publicznego”. W istocie, kooperatywy są czymś przeciwnym państwu, ale również przekraczają ideę „publicznej własności”, zwracając się w stronę „własności wspólnej”, społecznej formy własności, będącej antytezą prawa do swobody wywłaszczania (które odróżnia kapitalistyczną własność prywatną). Mówiąc w skrócie, kooperatywne szkolnictwo wyższe jest całkowicie zgodne z ideą tego, co publiczne, jeśli to, co publiczne pomyślimy jako autonomiczne, otwarte, demokratycznie zarządzane „dobra wspólne”: akademickie dobra wspólne, demokratycznie zarządzane przez naukowców i personel techniczny, studentki, sprzątaczy i wszystkich pozostałych.
Przełożył Krystian Szadkowski
Powyższy artykuł pierwotnie ukazał się w serwisie OpenDemocracy
Joss Winn – starszy wykładowca w School of Education, University of Lincoln oraz członek założyciel kooperatywnej instytucji szkolnictwa wyższego Social Science Centre, mającego siedzibę w Lincoln w Wielkiej Brytanii. W trakcie najbliższego seminarium Praktyki Teoretycznej będziemy dyskutować jego najnowszy tekst: „The Co-operative University: Labour, Property and Pedagogy”, Power & Education 2015, nr 7(1): 39–55.