Obszary niewiedzy. Lewicowa krytyka literacka

logo

Ewa Graczyk - Kobiecy desant na patriarchalną agorę. Część druga

Na pamiątkę wspólnego występu w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku 17 września 2017 roku. Otrzymałam wielkoduszny dar współpracy od Asi Krysiak, Kasi Starościak, Anki Górskiej, Beaty Mokosz i Oli Hołubowicz. Dziękuję!

 

 

Niektóre czytelniczki mojego pierwszego tekstu zatytułowanego Kobiecy desant na patriarchalną agorę odczytywały go – i ciągle jeszcze odczytują – jako opowieść o ofiarach. Tymczasem ja chcę wypowiedzieć coś naprawdę wyzwoleńczego, choć niełatwego: nasze działania mogą wiele zmienić. Zastanawiam się bez przerwy, dlaczego tak trudno namówić kobiety do aktywności politycznej, a sądzę, że dla przetrwania demokracji w Polsce partycypacja polityczna kobiet ma podstawowe znaczenie.

Sferę polityczną odbierają potencjalne działaczki jako przestrzeń psychicznego regresu, jako powrót do przeszłości, zwłaszcza do szkoły, do uciążliwego dla dziewcząt czasu socjalizacji chłopców. Myślą sobie: po co wracać do końskich zalotów, do obleśnego wuja z rodzinnego obiadu? Kobieca pewność siebie jest często tak niewielka, że przykrość przedzierania się na agorę zmniejsza ją jeszcze bardziej. W indywidualnym rachunku to się wydaje nie opłacać; w życiu można robić tyle przyjemniejszych rzeczy. Istnieją już sfery działania znacznie przyjaźniejsze dla kobiet.

Jest więc nie tylko tak, że graczek pozostaje w polityce dużo mniej, ale część kobiet dociera tam w złym stanie psychicznym – pojawiają się na agorze upokorzone, zależne, rozbite. A jednak nie możemy rezygnować. Za dużo kosztuje nas rejterada. Szansa uniknięcia rozszerzonego samobójstwa – popełnianego przez tradycyjnych graczy, a rozciągniętego na wszystkie istoty pozaagoralne – jest naprawdę niewielka, o ile agora pozostanie wyłącznym rezerwatem patriarchalnej logiki.

 

Ciało, wygląd i widowisko polityczne

Przypominam najważniejsze założenia z pierwszej części Kobiecego desantu na patriarchalną agorę. Przestrzeń kulturowa jest semantycznie, ideowo podzielona na dwie sfery: prywatną i polityczną. Układ dom – agora organizuje i hierarchizuje nasze myślenie o ludzkim świecie. Kobieta zamknięta jest w przestrzeni domowej, traktowanej jako podrzędna i gorsza; agora, przestrzeń publiczna, należy do mężczyzn. Struktura ta wprowadza lekceważenie, upodrzędnienie heteroseksualnej miłości pozaagoralnej, pogardę dla homoseksualnych związków pozaagorowych oraz uświęcenie trzymanej w ryzach, niefizycznej męskiej więzi agoralnej. Na wejściu w sferę publiczną zamontowana jest seksualna bramka, gdzie dokonuje się stygmatyzacji każdej z graczek poprzez określenie jej jako dobrej czy złej dupy. Jest to rodzaj obrzezania àrebours, oznaczającego, że napiętnowana jest własnością męskiego kręgu, a nie autonomicznym ludzkim podmiotem.

Napiętnowane pretendentki mają zniknąć z agory. I nawet jeśli część graczek pozostaje na agorze, to te, które przetrwały atak, czują się upokorzone i zdezorientowane, również dlatego, że nie mają śmiałości nazwać po imieniu tego, co je spotkało. Nawet jeżeli dochodzi do dostrzeżenia agoralnej przemocy seksualnej, to jest ona traktowana jako chamski eksces, a nie jako narzędzie systematycznie stosowane do wypychania kobiet z przestrzeni publicznej, do wyznaczania im podrzędnego, zawsze gorszego miejsca. Wstępujące na agorę nie mają tyle pewności siebie, żeby zbiorowy gwałt symboliczny nazwać zbiorowym gwałtem symbolicznym. Niemożliwość mówienia o gwałcie staje się sekretem, który obezwładnia, odbiera siły symbolicznie zgwałconym.

Praca ujawnienia symbolicznej przemocy seksualnej skutecznie zwalcza poczucie upokorzenia i bezradności graczek; dlatego od niej trzeba zacząć. Jeśli chcesz skutecznie działać na agorze, zaufaj swoim oczom i uczuciom. Symboliczny gwałt miał miejsce i miał mnie zdyscyplinować tak, żebym zrezygnowała. Kiedy mimo to pojawiam się w przestrzeni publicznej, czuję się o wiele gorzej niż męscy gracze, bo mam wokół zadowolonych z siebie sprawców gwałtu, a ja sama czuję się upokorzona i bezradna. Ale to nie koniec zdarzeń, nie wszystko zostało powiedziane i wykonane.   

Kiedy mówię – demonstracyjnie – o symbolicznym gwałcie, nie chodzi mi o rozdrapywanie ran, o omawianie w kółko cierpień (choć trawienie traumatyzujących zdarzeń u niektórych graczek może trwać długo i nikogo nie należy poganiać); chodzi o diagnozę, która będzie oparciem dla działania. Byłam gwałcona, przyjmuję to do wiadomości i przerabiam. Chcę odzyskać moje ciało dla siebie, dla swoich mocy sprawczych. Wszystko, co będę mówiła dalej, będzie próbą znalezienie kobiecej taktyki, która pozwalałaby unikać obezwładnienia przez inicjalną stygmatyzację, przez symboliczny gwałt zbiorowy.

Jeżeli na patriarchalnej agorze pojawiamy się jako ciało i wygląd, trzeba się z tym liczyć i rozpocząć pracę i walkę od ciała i wyglądu. Nowym graczkom będzie więc chodziło o wygodne i giętkie reinterpretowanie swojego wyglądu, tak, żeby kobiece ciała działających nie były odbierane wyłącznie jako napiętnowane, naznaczone gwałtem symbolicznym, ale mogły stać się nośnikiem twoich i moich znaczeń, twojej i mojej sprawczości. Nasza osobista gospodarka ciałem i wyglądem powinna skonfrontować się świadomie z kręgiem patrzących/gwałcących i zachować zdolność służenia mojej satysfakcji, mojej wygodzie, moim aspiracjom. Choć wydane na pastwę gwałcicieli, niezdolne uniknąć gwałtu, jest jednak moim ciałem i może stać się ono nośnikiem moich znaczeń. Gwałt nie określa go całkowicie i może stopniowo znaczyć coraz mniej.

Każda nowa graczka wstępując na tradycyjną agorę powinna założyć, że będzie uczestniczyć w politycznym widowisku. Powinna przygotować dla siebie jakąś rolę, jakąś koncepcję swojego wyglądu, swojego kostiumu, powinna uznać, że ma do wykonania zadanie aktorskie. Paradoksalnie dzięki przebraniu się, dzięki wykonywaniu aktorskiego zadania wiele z nas może uzyskać więcej pewności siebie, bo parateatralna rola, poprzez swoją demonstracyjną przesadę, a także poprzez równie demonstracyjne ukrycie za maską cech w danej chwili niechcianych, stać się może poręcznym narzędziem wywrotowej gry z przymusami politycznego pola.

Na początek chciałabym zaznaczyć, że choć istnieje już konwencjonalny dress code, nie biorę go tutaj pod uwagę, proponuję z niego zrezygnować czy energicznie go kwestionować. Dyskretne szarobure garsonki, rozmaite kobiece wersje męskiego garnituru, są znakiem pokory i konformizmu, polityczka wkładając odpowiedni mundurek zachowuje się, jakby wpraszała się na przyjęcie z podrobionym zaproszeniem. Nie o to tutaj chodzi. Sądzę, że wygląd i ciało graczek warto uczynić palącą kwestią, „gorącym kartoflem”. Proponuję kilka pomysłów na ten temat. Wykorzystuję tutaj ogromną pracę, którą wykonały już autorki memów i innych prac graficznych krążących w Internecie i w realu, twórczynie happeningów – w Polsce związane najczęściej z ruchem Ogólnopolskiego Strajku Kobiet i Dziewuchy Dziewuchom. Tutaj proponuję, żeby wizualnego i parateatralnego dorobku użyć w działaniu politycznym.

Przede wszystkim z wielką mocą narzuca się rola „przegiętej” Marylin Monroe. Jest to rola oparta na demonstracyjnym zajęciu pozycji obiektu seksualnego i przesterowania go tak, żeby był skandalicznie widoczny. Nowa graczka jawnie odpowiada na zachowania patriarchalnych graczy, odpowiada spojrzeniem i zachowaniem na spojrzenia i wypowiedzi sprawców gwałtu. Patrzy na patrzących. Prowokuje, przekracza dystans, rozsadzając kadr symbolicznego gwałtu. Można powiedzieć, że nieoczekiwanie dla symbolicznych gwałcicieli, idzie ku nim, konfrontując ich z tym, co właśnie robią. Teraz nie mogą już uciec w niedopowiedzenie, w balansowanie na granicy dosłowności. Gwałt symboliczny już za chwilę albo przekształci się w akt fizyczny, albo dojdzie do ucieczki symbolicznych gwałcicieli.

Jest to zachowanie ryzykowne (wielu gwałcicieli symbolicznych jest gotowych przejść do dosłownego czynu), dlatego warto posuwać się do niego tylko niekiedy, zawsze ze wsparciem zaprzyjaźnionych graczy i nowych graczek wykonujących inne role. Ta rola ma największy sens, gdy prowadzi do rozbicia integralności agoralnego kręgu, gdy okazuje się, że niektórzy gracze, skonfrontowani z tym, co robią, są w stanie się zmienić, bo nie chcą być gwałcicielami. Dotąd uczestniczyli w gwałcie zbiorowym, bo nie wiedzieli, że inne relacje agoralne są możliwe. 

O ile taktyka wyzywającej odpowiedzi jest interwencją w relacje pomiędzy nowymi graczkami a tradycyjnymi graczami, o tyle druga strategia polega na demonstracyjnym skupieniu się na relacjach pomiędzy graczkami. Nadal dążymy do tego, żeby jaskrawo wyglądać, jednak tym razem zakładamy wzniosły kostium rytualny. Poprzez tę rolę działamy na rzecz przyszłego kobiecego kręgu, który będzie publiczny, który będzie spełniał nasze aspiracje. Ubiór rytualny powinien być zupełnie inny niż przekształcony męski garnitur. W takim wydaniu nowa graczka miałaby cechy królowej, wielkiej damy, szamanki czy czarownicy. Mogłaby – dochodząc do ważnych stanowisk – pełnić rolę tarczy (zapożyczam tutaj termin Marty Lempart). Tarcza to bardziej postawa niż kostium, ale nawet kostium mógłby umożliwić przyjęcie postawy działaczki, która jest na tyle silna, że bierze na siebie ciosy wymierzone w innych. Tarcza ma w sobie coś z królowej i coś z wojowniczki.

Nie sposób bowiem wyobrazić sobie ekipy nowych graczek bez licznych i rozmaitych wojowniczek: łuczniczek, partyzantek, harcowniczek. Muszą one wcielać w siebie, wyrażać sobą gniew i pragnienie zemsty. Bo to, co daje nowym graczkom siłę, to gniew – tak reagujesz na świadomość, co ci zrobiono. Jeśli zatrzymasz w sobie furię, ujawnisz ją i wykorzystasz, ale nie dasz jej mechanicznie panować nad sobą, furia stopniowo osadzi się w tobie i zacznie oddziaływać jako opiekuńcza siła. Wydaje się bowiem, że w zadaniu zapełnienia agory naszymi marzeniami – a w części takie zadanie tutaj wykonuję – kobiecymi marzeniami o sprawstwie, o pełnym mocy działaniu, ważną rolę odgrywają sceny wymierzenia sprawiedliwości, w tym marzenia o zemście. Mścicielki powinny mieć ważne miejsce w naszym politycznym imaginarium. Zawsze powinnyśmy mieć przy sobie ognisty znak ukrytej w nas furii.

Co wcale nie znaczy, że mamy mścić się dosłownie. Jedno rozszerzone samobójstwo popełniają ciągle patriarchalni gracze; nie chodzi o  dodanie  drugiego, chodzi o to, żeby poczuć i zrozumieć, co nas spotkało, żeby wyrazić i przekształcić w sobie gniew, tak, żeby dając nam siłę, zmieniał agorę.

Na agorze powinny również występować i działać – może przede wszystkim – opiekunki i matki. Funkcja opiekuńcza jest bowiem najważniejsza. Przekształcona opiekuńczość będzie istotą nowej polityki i powinna splatać się z rolą wojowniczki.

Inną postać agoralnego pola zajmowanego przez nowe graczki nazwę Hermesą. Mogłaby ona reprezentować ruchliwość, dynamikę, lot. To, co dotąd było rozdzielone. Symbolizowałaby kobiecą potrzebę integracji rozmaitych perspektyw, potrzebę rewizji patriarchalnych usztywnień i schizofrenii. Postać prowokatorki – błaźnicy i złodziejki – jest bardzo ważna, bo bez przechwytywania i przedrzeźniania patriarchalnych znaczeń niewiele możemy zrobić.

Teraz wystąpię właśnie jako „doliniara” (koncept podpowiedziała mi Anka Górska); rola ta zostanie uzupełniona o jeszcze jedną: producentki śmiesznych gadżetów. Ciągle na nowo słyszę opowieść o klepaniu kobiet po pupie. Kiedy którejś z nas się to przytrafia, tylko nieliczne mają na tyle pewności siebie, żeby zareagować (koniecznie zareaguj, reakcja cię wyzwoli). My również możemy mieć przy sobie gotowca. Oto proponowany schemat zachowania: nie klep agresora po tyłku sama, bo twoja ręka nie ma wystarczającej mocy stygmatyzowania. Chwyć za dłoń innego (najlepiej zaprzyjaźnionego) mężczyzny i jego ręką daj napastnikowi klapsa. Naznaczenie męskiej pupy kończyną obcego mężczyzny oblepi agresora gwałcicielską pajęczyną i da mu coś do zrozumienia.

W naszym instrumentarium teatralno-politycznym powinien znajdować się także pozytywny aspekt niewidzialności wybieranej dobrowolnie przez graczkę. Możliwe są rozmaite kombinacje ról już wymienionych i inne, wasze marzenia o sobie.  

 

Machina jest trochę uszkodzona               

Obecnie każdy aspekt patriarchalnego i agoralnego układu został lekko naruszony. Cała struktura patriarchatu – kobieta w domu, a mężczyzna w przestrzeni publicznej, podrzędność pozaagoralnych związków hetero- i homoseksualnych wobec niekwestionowanej wyższości nieseksualnych, „czystych” związków agoralnych pomiędzy mężczyznami  – wszystkie te elementy patriarchalnej struktury są do siebie słabiej przymocowane;  możemy teraz wykorzystywać poluzowanie trybików machiny dla korzyści swojej i całego społeczeństwa.

Kobiety coraz liczniej wychodzą z domu i pracują zawodowo. Na jawnych gejów homofobiczny szantaż agoralny albo nie działa wcale, albo o wiele słabiej. Zarówno homoseksualni mężczyźni, jak i heterycy, którzy źle się czują w świecie męskiej zmowy, mogą stać się sojusznikami nowych graczek.

Formułowany przeze mnie postulat wykonywania przez przybyszki aktorskich zadań, postulat odgrywania ich z demonstracyjną przesadą, oznacza pojawienie się na agorze poetyki kampu. Graczki odgrywają bowiem, reinterpretują swoją kobiecość: grają ekstremalnie kobiece kobiety, wychodzą od tradycyjnych wyobrażeń o kobiecości, przekształcają opiekuńczość; walczą, jednocześnie podważając dawną powagę walki. Ten fakt może mieć przełomowe znaczenie dla całego politycznego pola. Estetyka i strategia kampu ma szansę pojawić się na politycznym polu za sprawą nowych graczek, bo to one mogą w miarę bezpiecznie podważać kulturowe role płciowe, umożliwiając męskim graczom przyłączanie się do nowej, podszytem kampem gry. Można sobie wyobrazić, że heteroseksualni mężczyźni, tradycyjni gracze, będą stawiać zaciekły opór, ale jeśli aktorki zaczną grać z odpowiednią siłą i maestrią, jeśli będzie ich wystarczająco wiele i zdobędą sojuszników, to wtedy i tak gra patriarchalnych polityków stanie się częścią kampowego widowiska i oni sami (prędzej czy później) będą musieli na to zareagować.  

 

Halucynacje i pobudki

Wyłącznie męski krąg zawsze – w tym samym czasie, gdy robi inne rzeczy – pogrążony jest w halunach męskiej jednorodności. Symboliczny gwałt zbiorowy potrzebny jest agoralnym graczom po to, żeby pozostali sami na agorze i żeby mogli halucynować do woli. A to stwarza śmiertelne zagrożenie dla wszystkich pozaagoralnych i agoralnych istot. Aspekt halucynogenny męskocentrycznej agory ciągle zbija nowe graczki z tropu, pozbawia je sił, bo wydaje się niewiarygodne, żeby narkomani byli aż tak potężni, żeby mieli władzę nad światem, żeby kształtowali rzeczywistość, a ich rojenia były „prawdą”.

Poprzez nowe role, poprzez ujawnianie i rozbrajanie symbolicznego gwałtu agoralnego, nowe graczki stają się żywymi budzikami. Uwierzywszy własnym oczom i uczuciom, zdobywszy wystarczającą porcję pewności siebie, działając w nowy sposób, mamy szansę dostrzec, że agoralny krąg patriarchalny halucynuje. Naszym najważniejszym zadaniem jest ciągle na nowo rozbijać symbiozę upojeń agoralnych graczy, ciągle na nowo sprzeciwiać się rażąco nieadekwatnym reakcjom patriarchalnych sprawców.          

 

Adekwatne poglądy

Kilka razy słyszałam od działaczek – misjonarek, że to, co mówię, jest bez znaczenia, bo po prostu trzeba „robić swoje”. Ostatnio powiedziała do mnie coś takiego prof. Monika Płatek. Wspaniała prawniczka nie dostrzega jednak, że dysponuje na wejściu potężną (jak na kobietę) porcją pewności siebie niedostępnej innym kobietom – młodszym, straumatyzowanym, mniej wykształconym, z prowincji. Misjonarek, politycznych kamikadze, jest garstka, a kwestia przedostania się na agorę rzeszy nieuprzywilejowanych kobiet jest najważniejsza, dlatego problem wystarczającego kapitału wiary w siebie jest tak istotny. Upieram się, że analiza i detabuizacja symbolicznego gwałtu zbiorowego, uwolnienie i wyrażenie gniewu, jest warunkiem odzyskania kobiecych mocy sprawczych.

Analiza aspektów libidalnych i teatralnych występowania na politycznej scenie nie oznacza jednak, że sfera merytorycznych celów, problem politycznych poglądów jest bez znaczenia – w żadnym wypadku tak nie jest.

Nowa graczka wkraczająca na agorę powinna mieć stosowne do swojego położenia poglądy polityczne, co oznacza, że nie może być strażniczką patriarchatu. Krótko powiem, że poglądy kobiet pragnących całego życia, poglądy polityczek, które przepracowały traumę symbolicznego gwałtu zbiorowego i zdolne są działać samodzielnie, a nie jako cudze marionety, mieszczą się od centrowolewicowych po lewicowe.

 

Przekleństwo partyjności

Ważne są także przepisy prawne, zwłaszcza te, które dotyczą partii. Demokracje psują się od partii. To w organizacjach partyjnych dochodzi do najgłębiej archaicznego, przemocowego przenikania się tego, co męskie, z tym, co agoralne.  Trudno więc nie łączyć kryzysu demokracji z eliminowaniem, blokowaniem i upokarzaniem kobiet w strukturach partyjnych. To do partii kobiety nie chcą się zapisywać, to najczęściej w partiach są napastowane seksualnie (nie tylko symbolicznie), to w partiach parzą kawę i przysłuchują się zażartym dyskusjom kolegów. To tutaj się nimi manipuluje, tutaj dyscyplinuje, tutaj dewastuje się ich poczucie sprawczości.

Dlatego parytet i kwoty powinny być w partiach wprowadzane i przestrzegane w najbardziej rygorystyczny sposób. Być może konieczna okaże się również przynależność graczek do politycznych struktur innego typu niż partie.

Wyobrażam sobie, że powstaje taki porządek prawno-ustrojowy, w którym delegalizuje się te partie, które już teraz, obecnie, nie mają chociaż jednej trzeciej członkiń; już od dziś – lub za dwa lata – legalnie mogłyby działać tylko te partie, w których co najmniej 40% działaczek sprawuje funkcje kierownicze i które mają naprzemienne listy wyborcze. Reszta partii zostałaby zdelegalizowana, a od – powiedzmy – 2030 roku wszędzie, na każdym szczeblu, musiałoby być pół na pół.  

Tylko struktury partyjne zrównoważone genderowo, aprobujące i praktykujące kamp, mogą zapewnić osmotyczne przenikanie się tego, co dotąd kobiece, z tym, co dotąd męskie. Tylko taka struktura partyjna mogłaby trwale przekształcać agorę dzięki odmiennej niż dzisiejsza partyjnej codzienności, dzięki innym obyczajom międzyludzkich interakcji – innemu trybowi negocjowania, rywalizowania i plotkowania, inny regułom romansowania, odmiennemu chodzeniu na wódkę. Dzięki politycznym działaniom przenikniętych swobodnym kampowaniem można by powoli zacząć demilitaryzować przestrzeń publiczną, działać według innej hierarchii celów i wartości.