Poniżej prezentujemy fragment Wprowadzenia do "Przewodnika po 'Kapitale' Karola Marksa" autorstwa profesora Davida Harveya, wydanego przez poznańskie Wydawnictwo Ekonomiczne "Heterodox".
Chciałbym skłonić was do przeczytania Kapitału autorstwa Karola Marksa, a właściwie wpierw jego tomu I, w dodatku na warunkach, które on sam określił, i przy użyciu Marksowskich kategorii i pojęć. Może się to wydawać nieco niedorzeczne, ponieważ jeśli nie przeczytaliście jeszcze tej książki, to prawdopodobnie nie wiecie, czym są Marksowskie pojęcia i warunki, które stawia. Zapewniam was jednak, że jednym z nich jest to, żebyście czytali dokładnie i uważnie. Proces rzeczywistego kształcenia zawsze pociąga za sobą walkę o to, by zrozumieć to, co nieznane. Moje własne odczytania Kapitału, zebrane w niniejszym tomie, okażą się znacznie bardziej pouczające, jeśli przed ich lekturą przeczytacie stosowne rozdziały. Zależy mi na tym, by zachęcić was do indywidualnego starcia z tym tekstem oraz do tego, byście przez zmaganie się z nim bezpośrednio rozpoczęli kształtowanie własnego rozumienia myśli Marksa.
Stawia to jednak przed nami natychmiastową trudność. Każdy słyszał o Karolu Marksie, o pojęciach takich jak „marksizm” czy „marksistowski”, i oczywiście mamy do czynienia ze wszelkiego rodzaju powiązaniami i skojarzeniami, które nasuwają się w związku z tymi słowami. Tym samym nieuchronnie rozpoczniecie lekturę z różnymi uprzedzeniami i założeniami; niektóre z nich będą dla myśli Marksa przychylne, inne nie. Jednak chciałbym was prosić o spróbowanie, tak jak to tylko możliwe, odłożenia na bok wszystkich tych rzeczy, które myślicie, że wiecie o Marksie, tak byście mogli zająć się tym, co rzeczywiście ma on nam do powiedzenia.
Pozostanie wciąż wiele innych przeszkód na drodze do osiągnięcia tego rodzaju bezpośredniego kontaktu z tekstem. Jesteśmy spętani na przykład tym, by zbliżać się do tekstu tego rodzaju w sposób właściwy naszemu partykularnemu uformowaniu intelektualnemu i empirycznym doświadczeniom. Dla wielu studentów i studentek na to intelektualne uformowanie mają wpływ lub wręcz rządzą nim względy i problemy natury akademickiej. Występuje naturalna tendencja do czytania Marksa z partykularnej, wykluczającej perspektywy danej dyscypliny. Sam Marks jednak nigdy nie otrzymałby pełnowymiarowego etatu na uniwersytecie w żadnej z istniejących dyscyplin, a po dziś dzień większość władz wydziałowych niechętnie uznaje go za swojego człowieka. Jeśli zatem jesteś doktorantem lub doktorantką i chcesz przeczytać Marksa we właściwy sposób, wówczas powinnaś raczej zapomnieć o tym, co przyniesie ci stałe zatrudnienie w twoim własnym obszarze badawczym – oczywiście nie w długiej perspektywie, ale przynajmniej w kontekście samego celu lektury. Mówiąc krótko, powinieneś podjąć potężny wysiłek, by ustalić, co Marks ma ci do powiedzenia poza tym, co w łatwy sposób da się zrozumieć dzięki twoim konkretnym narzędziom dyscyplinarnym, intelektualnemu uformowaniu oraz, co ważniejsze, twoim własnym empirycznym doświadczeniom (czy będą to doświadczenia aktywisty związkowego, czy działaczki na rzecz lokalnej wspólnoty, czy wreszcie kapitalistycznego przedsiębiorcy).
Istotnym powodem dla przyjęcia takiej otwartej postawy względem tej lektury jest to, że Kapitał okazuje się niesamowicie bogatą książką. Szekspir, Grecy, Faust, Balzac, Shelley, baśnie, wilkołaki, wampiry i poezja – wszystko to pojawia się na jej kartach w towarzystwie niezliczonych ekonomistów politycznych, filozofów, antropologów, dziennikarzy oraz teoretyków polityki. Marks czerpie z ogromnego zbioru źródeł, a prześledzenie ich może być nie tylko pouczające, ale również zabawne. Niektóre z tych odniesień są nieuchwytne, gdyż autor często starał się nie przyznawać do nich otwarcie; z biegiem kolejnych lat nauczania Kapitału udało mi się jednak odkryć całkiem sporo powiązań. Na przykład kiedy rozpocząłem swoją pierwszą lekturę, nie przeczytałem jeszcze zbyt wiele Balzaca. Później, gdy sięgnąłem po jego powieści, często zdarzało mi się mówić: „Ach, to stąd właśnie wziął to Marks!”. Jasne, że przeczytał uważnie Balzaca, a nawet miał ambicję, by napisać pełnowymiarowe dzieło poświęcone Komedii ludzkiej, kiedy już upora się z Kapitałem. Jednoczesna lektura Kapitału i Balzaca pomaga wyjaśnić, dlaczego tak było.
W każdym razie Kapitał to niezwykle obfity i wielowymiarowy tekst. Bazuje na olbrzymiej podstawie empirycznej, opracowanej w oparciu o ogromnie zróżnicowaną literaturę napisaną w wielu językach, w różnych miejscach i czasie. Śpieszę dodać, że nie twierdzę, że nie będziecie w stanie zrozumieć Marksa, dopóki nie przebrniecie przez te wszystkie odniesienia bibliograficzne. Jednak to, co mnie osobiście zainspirowało i mam nadzieję zainspiruje również was, to założenie, że mamy tu przepastny zbiór zasobów, które mogą rzucić światło na to, dlaczego żyjemy dziś w taki sposób, w jaki żyjemy. Wszystkie one napędzają i zasilają Marksowską analizę, przy okazji zaś i my możemy czerpać z nich korzyści.
Zobaczycie również, że Kapitał jest zdumiewająco dobry po prostu jako książka. Czytany jako pewna całość okazuje się konstruktem literackim dającym czytelnikowi niebywałą satysfakcję. Napotykamy tu jednak więcej potencjalnych trudności dla rozumienia, ponieważ wiele z was spotkało się już czy czytało fragmenty Marksa w trakcie swojego kształcenia. Być może już w liceum czytaliście Manifest partii komunistycznej. Może odbyłyście jeden z tych kursów z zakresu teorii społecznej, gdzie na Marksa poświęca się dwa tygodnie, kilka następnych na Webera, kilka na Durkheima, Foucaulta oraz na cały ten orszak ważnych postaci. Może czytaliście wyimki z Kapitału lub jakieś teoretyczne wykłady na temat, powiedzmy, politycznych przekonań Marksa. Jednak czytanie wyimków czy abstrakcyjnych sprawozdań jest całkowicie odmienne od czytania Kapitału jako kompletnego tekstu. Zaczyna się wtedy postrzegać te fragmenty i cząstki w radykalnie nowym świetle, w kontekście znacznie obszerniejszej narracji. Zasadniczą kwestią jest tu poświęcenie rzetelnej uwagi tej wielkiej narracji i bycie przygotowanym na zmianę swojego rozumienia tych fragmentów i cząstek lub abstrakcyjnych sprawozdań, z którymi mieliście do czynienia uprzednio. Marks z pewnością chciałby, żeby jego dzieło było czytane jako całość. Podniósłby pewnie ogromny krzyk na samą myśl, że można by go właściwie zrozumieć na podstawie wyimków, bez znaczenia jak starannie dobranych. Z pewnością nie pochwaliłby zaledwie dwóch tygodni rozważań w ramach wprowadzającego kursu dotyczącego teorii społecznej, podobnie jak gdyby sam miał poświęcić zaledwie dwa tygodnie na czytanie Adama Smitha. Niemal z pewnością dojdziecie do całkiem odmiennego pojmowania myśli Marksa, gdy przeczytacie Kapitał jako całość. Oznacza to jednak, że będziecie musieli przeczytać całą książkę jako książkę właśnie – i w tym zamierzeniu chciałbym wam pomóc.
W pewien sposób jednak konkretne intelektualne zaplecze oraz stanowiska ugruntowane w danych dyscyplinach nie tylko mają znaczenie w kontekście lektury Kapitału, ale pozwalają spojrzeć na niego w pożyteczny sposób. Jestem oczywiście przeciwnikiem pewnego rodzaju wykluczających odczytań, wokół których studenci niewzruszenie organizują swoje rozumienie. Przez lata nauczyłem się jednak, że perspektywy konkretnych dyscyplin mogą być pouczające. Uczyłem Kapitału grupy wszelkiego rodzaju, niemal corocznie od 1971 roku, czasami po dwa, a nawet trzy razy w ciągu tego samego roku. Jednego roku był to cały wydział filozofii – niejako heglowski – tego, co nazywało się wówczas Morgan State College w Baltimore; kolejnego roku byli to doktoranci z programu literatury angielskiej Johns Hopkins University; następnie na kursie pojawili się niemal sami ekonomiści. Zafascynowało mnie, że każda z tych grup widziała w Kapitale inne kwestie. Zacząłem uczyć się coraz więcej i więcej o samym tekście przez pracowanie nad nim z ludźmi reprezentującymi różne dyscypliny.
Czasami jednak to doświadczenie uczenia wydawało mi się irytujące, nieraz też bolesne, ponieważ dana grupa nie postrzegała czegoś na mój sposób lub naciskała na podążanie w kierunkach, które uważałem za pozbawione znaczenia. Któregoś roku usiłowałem czytać Kapitał z grupą z filologii romańskiej z Johns Hopkins University. Mimo mojej głębokiej frustracji spędziliśmy niemal cały semestr na rozdziale pierwszym. Nieustannie powtarzałem wówczas: „Słuchajcie, musimy ruszać naprzód i dotrzeć co najmniej do polityki dnia roboczego”, na co oni: „Nie, nie, nie. Musimy to wpierw poprawnie zrozumieć. Czym jest wartość? Co on rozumie przez pieniądz jako towar? Na czym polega fetysz?” i tak dalej. Przynieśli nawet ze sobą na zajęcia niemieckie wydanie tylko po to, żeby sprawdzać poprawność przekładów. Okazało się, że pracowali w tradycji kogoś, o kim wówczas nigdy nie słyszałem, kogoś, kto, jak myślałem, musiał być politycznym, jeśli nie intelektualnym idiotą, skoro propagował tego rodzaju podejście. Osobą tą był Jacques Derrida, który przebywał na Hopkins w późnych latach sześćdziesiątych i na początku siedemdziesiątych XX wieku. Gdy myślę o tym doświadczeniu dzisiaj, rozumiem, że ta grupa nauczyła mnie żywotnego znaczenia tego, by poświęcić uwagę językowi Marksa – temu, co mówi, w jaki sposób to mówi oraz co przyjmuje za pewnik – po prostu przez dokładne przeczesanie rozdziału pierwszego.
Nie martwcie się jednak: nie zamierzam robić tego w zebranych tu odczytaniach, ponieważ chciałbym nie tylko objąć Marksowskie rozważania o dniu roboczym, ale również jestem zdeterminowany, by podążać z wami aż do samego końca tego tomu. Uważam po prostu, że perspektywy różnych dyscyplin mogą w użyteczny sposób otworzyć przed nami rozmaite wymiary myśli Marksa, przede wszystkim dlatego, że napisał on ten tekst w oparciu o niezwykle zróżnicowaną i bogatą tradycję krytycznego myślenia. Jestem wdzięczny wielu osobom i grupom, z którymi przez wiele lat czytałem Kapitał, właśnie dlatego, że nauczyły mnie tak wiele o różnych aspektach dzieła Marksa, których sam nie wyczytałbym z pewnością nigdy.
Tak czy owak, istnieją trzy główne intelektualne i polityczne tradycje stanowiące podbudowę analizy wyłożonej w Kapitale; wszystkie zostały wprawione w ruch przez głębokie zaangażowanie Marksa na rzecz teorii krytycznej czy krytycznej analizy. Gdy był on względnie młody, napisał do jednego ze swoich redakcyjnych kolegów list, który ukazał się następnie w formie małego artykułu, noszący ostatecznie tytuł „Bezwzględna krytyka wszystkiego, co istnieje”. Ewidentnie był tutaj całkiem skromny – proponuję, żebyście rzeczywiście przeczytali ten tekst, ponieważ jest fascynujący. Nie mówi on bowiem: „Wszyscy są głupi, a ja, wielki Marks, zamierzam zakrytykować was na śmierć”. Twierdzi raczej, że było wielu poważnych ludzi, którzy w przenikliwy sposób myśleli o świecie i dostrzegli jego specyficzne właściwości. Ich ustalenia muszą zostać uszanowane, bez względu na to, jak by nie były jednostronne czy wypaczone. Metoda krytyczna za punkt wyjścia obiera to, co inni powiedzieli lub dostrzegli, i pracuje nad tym w celu przekształcenia myśli – oraz świata, który ona opisuje – w coś nowego. Dla Marksa nowa wiedza powstaje wtedy, gdy bierzemy radykalnie odmienne bloki pojęciowe i pocieramy je o siebie, by wzniecić rewolucyjny ogień. Tak właśnie wygląda efekt tego, co uczynił w Kapitale: powiązał razem odmienne tradycje intelektualne, tworząc zupełnie nową i rewolucyjną podbudowę dla wiedzy.
Pierwszą z trzech głównych podstaw pojęciowych, które zbiegają się w Kapitale, jest klasyczna ekonomia polityczna – to znaczy ekonomia polityczna od XVII do połowy XIX wieku; przede wszystkim brytyjska, choć nie wyłącznie, i rozwijająca się od takich postaci, jak William Petty, John Locke, Thomas Hobbes i David Hume, do wielkiego trio: Adama Smitha, Thomasa Malthusa i Davida Ricarda, obejmująca także pozostałych, na przykład pokroju Jamesa Steuarta. Nie można zapomnieć o francuskiej tradycji ekonomii politycznej (fizjokratach w rodzaju François Quesnaya czy Anne-Roberta Turgota oraz o Jeanie Sismondim czy Jeanie-Baptiste Sayu), jak również o pojedynczych Włochach czy Amerykanach (jak Henry Charles Carey), którzy dostarczyli Marksowi dodatkowych, istotnych materiałów. Marks poddał wszystkich tych autorów głębokiej krytyce w trzech tomach szkiców i notatek, które dziś funkcjonują pod nazwą Teorii wartości dodatkowej. Oczywiście nie dysponował wówczas kserokopiarką czy internetem, w związku z czym musiał pieczołowicie kopiować długie ustępy ze Smitha, by następnie spisać o nich komentarze, obszerne fragmenty ze Steuarta opatrzone kolejnymi komentarzami i tak dalej. W rezultacie można powiedzieć, że zajmował się tym, co dziś określamy mianem dekonstrukcji, i muszę przyznać, że to od Marksa nauczyłem się, jak dekonstruować argumenty w ten sposób. Gdy na przykład brał na warsztat Adama Smitha, przystawał na znaczną część tego, co ten miał do powiedzenia, ale następnie poszukiwał luk i sprzeczności, których oczyszczenie radykalnie przekształca argumentację. Tego rodzaju wywód pojawia się w całym Kapitale, ponieważ, jak wskazuje podtytuł, został on ukształtowany jako „krytyka ekonomii politycznej”.
Drugim składnikiem pojęciowym w teoretyzowaniu Marksa są dociekania filozoficzne, które mają swoje źródła u Greków. Rozprawę doktorską Marks napisał o Epikurze i ogólnie rzecz biorąc, był zaznajomiony z myślą grecką. Jak zobaczycie, często nie kto inny, jak Arystoteles dostarcza zakotwiczenia dla jego argumentów. Marks odebrał gruntowne wykształcenie z zakresu tego, w jaki sposób myśl grecka przedostała się do niemieckiej filozoficznej tradycji krytycznej – do dociekań Spinozy, Leibniza oraz oczywiście Hegla, jak również Kanta i wielu innych. Powiązał tę głównie niemiecką tradycję krytycznej filozofii z brytyjską i francuską tradycją ekonomii politycznej. Chociaż, ponownie, błędem byłoby postrzeganie owych wpływów po prostu w kategoriach tradycji narodowych (Hume był przecież w równym stopniu filozofem – chociaż przedstawicielem empiryzmu – co ekonomistą politycznym, a wpływy Kartezjusza i Rousseau na Marksa były przemożne). Jednak na Marksie odciska piętno głównie niemiecka tradycja filozofii krytycznej, ponieważ to z nią związane było jego podstawowe wykształcenie. Podobnie potężny wpływ miała na niego krytyczna atmosfera wytworzona przez tych, których następnie znano pod mianem „młodoheglistów” z lat trzydziestych i czterdziestych XIX wieku.
Trzecia tradycja, do której odwołuje się Marks, to socjalizm utopijny. W jego czasach był to przede wszystkim francuski nurt, chociaż to Anglik Thomas More uważany jest za ojca założyciela jego nowoczesnej tradycji, choć ona sama ma swe początki jeszcze u Greków, a kolejny Anglik, Robert Owen, nie tylko napisał pokaźne utopijne traktaty, ale rzeczywiście poszukiwał sposobów na wcielenie wielu ze swoich pomysłów w życie. Wszystko to za czasów Marksa. Jednakże to we Francji w latach trzydziestych i czterdziestych XIX wieku doszło do niesamowitego wybuchu myślenia utopijnego, zainspirowanego przede wszystkim wcześniejszymi pismami Saint-Simona, Fouriera i Babeufa. Istnieli tacy ludzie, jak na przykład Étienne Cabet, który stworzył grupę nazywaną Ikarianami, a która osiedliła się w Stanach Zjednoczonych po 1848 roku; Proudhon i proudhoniści; August Blanqui (który ukuł frazę „dyktatura proletariatu”) oraz wielu innych mu podobnych, wiernych tradycji jakobińskiej (jak choćby Babeuf); ruch saint-simonistów; fourierystów, jak Victor Considerant; czy socjalistycznych feministek, jak Flora Tristan. I to właśnie w latach czterdziestych XIX wieku we Francji wielu radykałów po raz pierwszy zechciało nazwać się komunistami, nawet jeśli nie mieli żadnej jasności, co to może oznaczać. Marks był dobrze zapoznany z tą tradycją, jeśli nie wręcz w niej zanurzony, szczególnie gdy przebywał w Paryżu jeszcze przed wydaleniem w 1844 roku. Myślę, że zaczerpnął z niej więcej, niż jest skłonny przyznać. Co zrozumiałe, chciał zdystansować się od utopizmu lat trzydziestych i czterdziestych XIX wieku, gdyż uznawał go za z wielu względów winnego porażek rewolucji 1848 roku w Paryżu. Nie podobało mu się, gdy utopiści projektowali jakieś idealne społeczeństwo, pozbawieni pomysłu na to, jak dojść stąd tam, najpełniej zaś to jego opozycyjne stanowisko dało o sobie znać w Manifeście partii komunistycznej. Następnie zaś często poddaje ich idee negacji, czyni tak szczególnie w odniesieniu do myśli Fouriera i Proudhona.
Oto trzy główne ścieżki pojęciowe, które zbiegają się w Marksowskim Kapitale. Jego celem jest zamiana radykalnego politycznego projektu z tego, co uważał za raczej płytki utopijny socjalizm, w naukowy komunizm. Jednak w tym celu nie może po prostu przeciwstawić utopistów politycznym ekonomistom. Musi stworzyć od nowa i przekonfigurować to, czym jest metoda społeczno-naukowa. Ta nowa metoda naukowa, z grubsza rzecz biorąc, oparta jest na badaniu przede wszystkim brytyjskiej tradycji klasycznej ekonomii politycznej przy wykorzystaniu narzędzi głównie niemieckiej tradycji filozofii krytycznej, po czym wszystko to zastosowane zostaje do rozjaśnienia głównie francuskiego impulsu utopijnego w celu odpowiedzi na następujące pytania: czym jest komunizm, w jaki sposób komunista powinien myśleć? w jaki sposób może zarówno zrozumieć, jak i krytykować kapitalizm naukowo w celu bardziej efektywnego wyznaczenia ścieżki wiodącej do rewolucji komunistycznej? Jak zobaczymy, w Kapitale znajdziemy wiele uwag na temat naukowego rozumienia kapitalizmu, ale nie tak znowu dużo o tym, jak ukształtować rewolucję komunistyczną. Nie znajdziemy również zbyt wiele o tym, w jaki sposób powinno wyglądać komunistyczne społeczeństwo. […]
Podkreślmy na koniec: naszym celem jest lektura Marksa na jego własnych warunkach, ale o ile kierować będziemy się tym podejściem, o tyle warunki te znajdować się będą nieuchronnie pod wpływem moich własnych zainteresowań i doświadczeń. Spędziłem znaczną część mojego akademickiego życia, przekładając teorię Marksa na badania nad kapitalistyczną urbanizacją, nierównym rozwojem geograficznym i imperializmem, a to doświadczenie w oczywisty sposób wpłynęło na to, jak czytam obecnie Kapitał. Zacznijmy od tego, że są to praktyczne bardziej niż filozoficzne czy abstrakcyjnie teoretyczne zainteresowania. Moje podejście zawsze polegało na tym, by pytać, co Kapitał może wyjawić nam odnośnie do naszego życia codziennego przeżywanego w dużych miastach wytworzonych przez kapitał. Przez ponad trzydzieści osobliwych lat angażowania się w pracę z tym tekstem zaszły ogromne geograficzne, historyczne i społeczne zmiany. W istocie jednym z powodów, dla których lubię co roku nauczać Kapitału, jest to, że za każdym razem muszę zadać sobie pytanie, w jaki sposób ta kolejna lektura będzie odmienna od poprzednich. Co jeśli uderzy mnie to, czego dotąd nie dostrzegałem? Zauważyłem, że wraz z tym, jak zmienia się geografia, historia i ludzie, wracam do Marksa w coraz mniejszym stopniu po porady, w coraz większym zaś po potencjalne teoretyczne intuicje. Oczywiście w tym procesie udoskonaliłem z kolei moje rozumienie samego tekstu. Jednak wraz z tym, jak jesteśmy konfrontowani przez historyczny i intelektualny klimat z jawnie bezprecedensowymi problemami i zagrożeniami, sposób, w jaki czytamy Kapitał, musi również się zmieniać i przystosowywać.
Marks mówi o tym procesie w kategoriach koniecznego przeformułowania i reinterpretacji. Zauważa, że teoria burżuazyjna zrozumiała świat w szczególny sposób w XVIII wieku, a następnie historia ruszyła naprzód i sprawiła, że ta teoria, jak i oferowane przez nią ujęcia stały się bezużyteczne (11–14). Idee muszą ulec zmianie lub zostać przekonfigurowane wraz ze zmianą warunków. Marks zrozumiał i przedstawił przenikliwie świat kapitalistyczny z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XIX wieku, ale świat się zmienił, a wobec tego należy zawsze zadać pytanie: w jaki sposób ten tekst ma zastosowanie do naszych czasów? Niestety, jak uważam, neoliberalna kontrrewolucja, która zdominowała globalny kapitalizm w ostatnich trzydziestu latach, zrobiła wiele, by odtworzyć w skali globalnej te warunki, które Marks tak doskonale zdekonstruował dla Anglii lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XIX wieku. Wobec tego w niniejsze odczytanie wplatam niektóre z moich własnych komentarzy odnośnie do znaczenia Kapitału dla współczesnego świata oraz interpretacje tekstu, które wydają się najlepiej pasować do wymowy naszych czasów.
Przede wszystkim jednak chciałbym, abyście wyszli z naszego spotkania z własnym odczytaniem Kapitału. To znaczy: mam nadzieję, że zaangażujecie się w tekst na warunkach ustanowionych przez wasze własne specyficzne doświadczenie – intelektualne, społeczne, polityczne – i pobierzecie z niego lekcję w waszym własnym stylu. Mam nadzieję, że spędzicie dużo dobrego i pouczającego czasu, przemawiając do tekstu takiego, jakim on jest, i pozwalając mu przemówić do was z powrotem. Ten rodzaj dialogu z tekstem jest wspaniałym doświadczeniem w poszukiwaniu rozumienia tego, co wydaje się niemal niemożliwe do zrozumienia. Zadaniem każdego czytelnika i każdej czytelniczki jest bowiem przekładanie Kapitału na to, co posiada znaczenie w jego i jej własnym życiu. Nie ma i nie może być żadnego ostatecznego i definitywnego odczytania przede wszystkim dlatego, że świat się nieustannie zmienia. Marks prawdopodobnie skwitowałby to, mówiąc: Hic Rhodus, hic salta! Do dzieła!
Przełożył Krystian Szadkowski
Książka Davida Harveya do nabycia na stronie Wydawnictwa Ekonomicznego Heterodox oraz w Księgarni Zemsta