Fredric Jameson. 2014. Representing Capital. A Reading of Volume One. Londyn-Nowy Jork: Verso
Jak na komentarz do pierwszego tomu Kapitału, książka Jamesona wygląda, delikatnie mówiąc, niepozornie – liczy niecałe 200 stron. Wrażenie niepozorności jest jeszcze większe po lekturze wstępu - poznajemy tam cel autora, którym jest kreatywna interpretacja pracy Marksa. Jameson na samym początku zakłada, że twórcze odczytanie Kapitału może być dzisiaj tylko procesem translacji. Co należy przez to rozumieć? Rzeczywiście, gdyby autor chciał omówić poszczególne marksowskie kategorie i pojęcia oraz dokonać ich przekładu na współczesne realia, musiałby stworzyć co najmniej kilka tomów skrupulatnych omówień i ryzykownych egzegez. Autorowi udaje się jednak spełnić obietnicę z pierwszych stron Representing Capital dzięki przyjęciu specyficznej metody. U jej podstaw leży przekonanie, że zmieniająca się rzeczywistość niejako usuwa kolejne warstwy tekstu Marksa – powiązane z sytuacją w industrialnej Anglii, odnoszące się do już niefunkcjonujących mechanizmów kapitalizmu – odsłaniając tym samym rdzeń pracy Marksa, jej właściwy cel i aczasową wartość. Według Jamesona jest nim stworzenie literackiego przedstawienia kapitalizmu: wciąż rozrastającej się i zmiennej całości, podobnej panteistycznej wielości Spinozjańskiego świata.
Zaproponowana przez Jamesona metoda opiera się na śledzeniu w tekście wciąż powracających sprzeczności, wokół których ogniskuje się marksowska reprezentacja kapitału. Jedną z najważniejszych jest opozycja między jakością, posiadającą materialny i cielesny wymiar, a ilością – niematerialną abstrakcją. Autor z prawdziwą wirtuozerią porusza się po pracy Marksa, pokazując, w jaki sposób kategorie te są rozwijane i niczym w kompozycji muzycznej powracają w coraz to innych formach, niosąc ze sobą za każdym razem bogatszą treść. Jameson skrupulatnie pokazuje, jaką drogę przebywa para pojęć jakość-ilość od ich pierwszej ekspozycji w rozdziale o towarze i w odniesieniu do niego aż do momentu, kiedy opisuje je jako jedno z elementarnych dla kapitalizmu jako całości rozróżnień między przestrzenią a czasem. To, co początkowo miało ograniczone zastosowanie, okazuje się mieć kluczowe znaczenie dla działania mechanizmów kapitalistycznych. Jakość, rozumiana już nie jako fizyczny aspekt towaru, ale jako materialna przestrzeń dóbr wspólnych i ciał robotników, podobnie jak wcześniej wytwór pracy ludzkiej, zostaje podporządkowana jednorodnej i homogenicznej mierze czasu wytworzonej przez kapitał. Tym samym kategoria Marksa zyskuje swoje rozwinięcie, a zarazem odbicie w procesach opisywanych w dalszych rozdziałach Kapitału – dyscyplinowaniu ciał robotników w fabryce i zmuszania ich do pracy ponad siły oraz zawłaszczaniu ich przestrzeni życiowej poprzez akumulację pierwotną w celu jej podzielenia i podporządkowania zasadom rządzącym kapitalistycznym sposobem produkcji.
Powyższy przykład stanowi jednak obraz głębszej sprzeczności, będącej fundamentem Kapitału. Nowatorskość zaproponowanej przez Jamesona lektury opiera się bowiem na odczytywaniu pierwszego tomu przez jeden pryzmat, którego poszczególne opozycje są rozwinięciem – napięcia między tożsamością (identity) i różnicą. (difference). Ta para pojęciowa umożliwia zarazem uchwycenie marksowskiej metody przedstawiania kapitalizmu nie jako statycznego bytu, lecz procesu w nieustającym ruchu – Jameson podkreśla, że kapitalizm musi ciągle „biec w miejscu”, by istnieć – jak również zobrazowanie cykliczności procesów kapitalistycznych. W pierwszym aspekcie warto pochwalić Representing Capital i jej autora za niesamowitą sprawność, z jaką wychwytuje wariacje na temat tych samych kategorii, opisuje dialektyczne przejścia między nimi, które pozwalają je rozwinąć na coraz to nowych poziomach. Przedstawienie kapitalizmu w interpretacji Jamesona jawi się jako ruch wciąż balansujący między tym, co reprezentowalne, a tym, co nieujmowalne, jako tytaniczna praca odtwarzania w tekście sił składających się na wewnętrzną dynamikę kapitalizmu.
Drugi aspekt natomiast może budzić kontrowersje nie na poziomie teoretycznym, ale politycznym - interpretacja zaproponowana w Representing Capital odżegnuje się od wyróżniania jakiejkolwiek koncepcji stadialności czy stopniowości w rozwoju kapitalizmu. W duchu Braudela i Arrighiego, na których zresztą sam się powołuje, Jameson dostrzega, że kapitalizm opiera się na następujących po sobie cyklach, powtórzeniach, między którymi dostrzegalna jest tożsamość. Jednak poprzestanie na podobieństwach sprowadziłoby obraz kapitału do węża zjadającego własny ogon – konieczne jest również dostrzeżenie różnic, umożliwiające zrozumienie, że kapitalizm nie jest perpetuum mobile, samoreprodukującą się, niezwyciężoną maszyną, lecz płynną całością warunkowaną przez czynniki stawiające mu opór - czy to państwo, czy robotników - co staje się szczególnie wyraźne w Jamesonowskiej analizie rozdziału o dniu roboczym.
Sam autor zauważa, że coraz większa ekspansja kapitalizmu i jego tendencja do dostosowywania się do nowych warunków może prowadzić do pesymistycznej wizji braku możliwości ucieczki – skoro kapitał ulega ciągłym metamorfozom, które służą przezwyciężaniu jakiegokolwiek oporu, prześlizgiwaniu się przez wszelkie bariery i podporządkowywaniu sobie kolejnych sfer życia społecznego, gdzie można szukać wyjścia? Odpowiedź Jamesona jest jasna – na pewno nie w państwie. Zauważa, że państwo z jego regulacjami prawnymi już dawno przestało być jakąkolwiek przeszkodą. Tym samym jasno odrzuca wszelkie socjalistyczne projekty uczłowieczenia kapitalizmu przez ujarzmienie go w ramach prawnych i łagodzenie jego skutków poprzez bardziej sprawiedliwą dystrybucję. Spojrzenie wstecz, właśnie z perspektywy tożsamości i różnicy, daje nam lekcję tego, jak dobrze kapitalizm przystosowuje się do zmiennych warunków.
Refleksja nad powszechnością kapitalizmu prowadzi Jamesona do jeszcze jednego, kontrowersyjnego wniosku. Kapitał to w rzeczywistości książka o braku zatrudnienia. To stwierdzenie stanowi klamrę spinającą cały wywód Jamesona – jest tezą postawioną na początku Representing Capital i zawsze pozostaje w tle rozważań autora, by w pełni wybrzmieć w jej zakończeniu. Dlatego też warto się samemu przekonać, jakie argumenty przytacza autor w toku swojego wywodu. W istocie kategoria „braku zatrudnienia”, która pozwala Jamesonowi sproblematyzować swoją interpretację, stanowi zarazem niezwykle ciekawą odpowiedź na współczesne koncepcje biopolityczne, które, zdaniem autora, w zbyt dużym stopniu skupiają się na kategoriach dominacji. Globalny zasięg współczesnego kapitalizmu, specyficzny dla niego sposób powtarzania tego, co Marks nazwał akumulacją pierwotną, wydzielanie i podbój nowych przestrzeni pozwala postrzegać pewne obszary i grupy nie jako wykluczone i podporządkowane, ale jako wyzyskiwane. Kapitalizm bowiem w swym własnym ruchu i niejako samorzutnie wytwarzał i wciąż wytwarza podmioty, które żyją w stanie ciągłej prekarności oraz podmioty żyjące w skrajnej nędzy. Takie ujęcie problematyki wyzysku w globalnej skali pozwala również dojrzeć światełko nadziei na zmianę – Jameson dostrzega, że wciąż powracają ruchy, które przeciwstawiają się wszechwładzy kapitału, walcząc o własną autonomię, takie jak zapatyści czy protestujący w Seattle. Dlatego też zrozumienie, że dominacja jest często skutkiem, a nie przyczyną wyzysku stanowi podstawę pozyskiwania nowych pól i sposobów walki ze zmiennymi siłami kapitalizmu.
Zarówno ze względu na przyjętą przez Jamesona metodę, jak i nieortodoksyjność interpretacji zawartej w Representing Capital nie mogę z czystym sumieniem polecić tej książki jako dobrego przewodnika po Kapitale czy nawet towarzyszki podróży przez tom pierwszy. Jameson płynnie porusza się po oryginalnym tekście i wybiera poszczególne fragmenty, nie kierując się chronologią czy spójnością tematyczną. Poszczególne passusy, jak w kalejdoskopie, zderzają się ze sobą, tworząc nowe obrazy podporządkowane autorskiej narracji. Jednak jako awangardowa kompozycja, pozwalająca na nowo zobaczyć pracę Marksa, książka jest niewątpliwie wartościową lekturą. Płynie z niej cenna lekcja, że choć Kapitał bez podjęcia trudu translacji nie da się zastosować do objaśniania rzeczywistości, wciąż tkwi w nim potencjał, by zobaczyć, jak można ją pomyśleć i zmieniać.